środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Coraz trudniej umrzeć

18.03.2014 00:00 red

Policjanci godzinami wystają nad zwłokami zmarłych, bo w miastach i gminach nie ma osoby wyznaczonej do stwierdzania zgonów. Mundurowi wydzwaniają po przychodniach, żeby ściągać lekarzy. W powiecie wodzisławskim takie sytuacje pojawiają się co pewien czas. W Rybniku sytuacja jest na tyle poważna, że tamtejszy komendant napisał do władz miasta prosząc o interwencję.

REGION Każdego dnia patrole policji podejmują kilkadziesiąt interwencji. Wśród nich zdarzają się również wezwania do ujawnionych zwłok. Policjanci jadą do samobójstw oraz do przypadków gdy umiera osoba samotna. Często powiadamiają ich sąsiedzi, którzy skarżą się na nieprzyjemny zapach  lub długo nie widzieli sąsiada. Bez względu na to ile czasu minęło od śmierci i w jakim stanie znajdują się zwłoki, w świetle prawa człowiek żyje dopóki lekarz nie stwierdzi zgonu zmarłego. Wezwany na miejsce patrol powinien wstępnie sprawdzić czy nie ma wątpliwości co do okoliczności śmierci danej osoby, w szczególności czy nie przyczyniły się do niej osoby trzecie. Jeśli takich wątpliwości nie ma, rola policji powinna się skończyć a patrol powinien wrócić do swoich zadań. To jednak tylko teoria.

Karetka tylko dla chorego

Od pewnego czasu pracę policjantów paraliżuje brak lekarzy, którzy mogliby stwierdzić zgon zmarłego. – Do tej pory było tak, że dyżurny powiadamiał dyspozytora pogotowia ratunkowego, który na miejsce wysyłał karetkę pogotowia z lekarzem i ten stwierdzał zgon osoby. Obecnie dyspozytorzy odmawiają skierowania karetki do tego typu sytuacji – przyznaje nadkomisarz Aleksandra Nowara z Komendy Miejskiej Policji w Rybniku. Wiąże się to z reorganizacją ratownictwa. Od ubiegłego roku pracą zespołów ratunkowych w Rybniku, Wodzisławiu czy Rydułtowach zawiaduje Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe w Katowicach. – Zespoły ratownicze WPR w Katowicach udzielają pomocy tylko w stanach nagłego zagrożenia życia lub zdrowia – mówi nam Jerzy Wiśniewski, rzecznik WPR w Katowicach.

Pomocy mogą potrzebować żywi

Policja próbuje więc ściągać na miejsce lekarzy z poradni. Nie każdy lekarz jednak godzi się przerwać dyżur w ciepłym gabinecie i jechać na melinę do rozkładających się zwłok. Zanim któryś z lekarzy zgodzi się na przyjazd często mijają godziny. O tym, że sytuacja jest poważna, może świadczyć pismo, które wystosował Komendant Miejski Policji w Rybniku do prezydenta Adam Fudalego informujące o problemach ze stwierdzeniem zgonów przez lekarzy. W piśmie komendant wymienia przypadek, gdy policjanci ujawnili osobę, która popełniła samobójstwo. Policjanci czekali na lekarza aż cztery godziny. – Ten patrol był uziemiony na miejscu zdarzenia, nie mógł w tym czasie wykonywać innych interwencji. Policjanci próbowali wezwać lekarza z najbliższej przychodni lekarskiej, ale ten odmówił. Dzwoniono nawet do centrum zarządzania kryzysowego. Takie przypadki się niestety powtarzają, to utrudnia nam pracę, bo patrol może być potrzebny w tym czasie gdzie indziej, gdzie jest zagrożone ludzkie życie – przyznaje policjantka.

Problem dotyczy również policji w powiecie wodzisławskim. - Zdarzają się takie przypadki,  kiedy trzeba było dzwonić po lekarzach rodzinnych czy przychodniach, w momencie gdy okazywało się, że w karetce pogotowia nie było lekarza. Nie zawsze przecież w karetkach lekarze są obecni – mówi komisarz Marta Pydych z policji w Wodzisławiu zaznaczając, że nie były to przypadki nagminne. Tym niemniej uważa, że warto byłoby temat uregulować.  - Na pewno ułatwiłoby to nam pracę – dodaje.

Zmarli mówią niewiele

Pracę policjantów paraliżują archaiczne przepisy sprzed pół wieku. A dokładnie art. 11 ust. 1 i 2 ustawy z 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Zgodnie z nim zgon i jego przyczyna powinny być stwierdzone przez lekarza leczącego osobę zmarłą w ostatniej chorobie. Rozporządzenie ministra zdrowia i opieki społecznej z 3 sierpnia 1961 r. w sprawie stwierdzenia zgonu i jego przyczyny doprecyzowuje, że obowiązek ten należy do lekarza, który ostatni w okresie 30 dni przed dniem zgonu udzielał zmarłemu świadczeń lekarskich, czyli najczęściej lekarza rodzinnego. Tyle teorii. – Przyjeżdżamy do rozkładającego trupa i skąd mamy wiedzieć gdzie się leczył? Przecież go nie zapytamy. W praktyce wygląda to tak, że policjanci szukają na melinie jakiegokolwiek świstka z pieczątką lekarza. Czasem pomagają sąsiedzi i podpowiadają gdzie sąsiad chodził do przychodni. Zdarza się i tak, że człowiek wisi na drzewie i żadnych dokumentów nie ma – mówi nam jeden z policjantów pionu prewencji. Z kolei lekarz z sąsiedniego powiatu wspomina, że gdy karetki przestały wyjeżdżać do zgonów, policjanci próbowali obejść przepisy. – Facet leży od dwóch dni w wodzie, a policja przekonuje, że może żyć, bo się chyba rusza. I jechaliśmy. Później dyspozytorzy byli ostrożniejsi – wspomina lekarz obecnie pracujący w strukturach WPR w Katowicach.

Rzecz idzie o koronera

Podobny problem występuje w innych miastach regionu i coraz więcej samorządów np. Nysa decyduje się na utworzenie stanowiska, na wzór amerykańskiego koronera. W Nysie gdy umierała osoba samotna lub bezdomna policjanci czekali na lekarza nawet kilkanaście godzin. - Mamy wyłonionych dwóch lekarzy - koronerów. Jeden jest z Nysy, drugi z Głuchołaz. Wybraliśmy dwóch ze względu na urlopy i chorobowe – mówi nyski starosta Adam Fujarczuk. Koroner za stwierdzenie zgonu ma otrzymywać 350 złotych. Zostaną mu zwrócone także koszty dojazdu na miejsce zdarzenia. W Rybniku o sprawie mają rozmawiać policjanci, władze miasta ze środowiskiem medycznym. W powiecie wodzisławskim nie ma specjalnie wyznaczonej osoby do stwierdzania zgonów. Jak informuje Wojciech Raczkowski, rzecznik starostwa nie było dotąd takiej potrzeby. Zajmują się tym osoby wymienione w przywołanym wyżej rozporządzeniu z 1961 r. Poza tym, na co zwraca uwagę rzecznik powiatu, do wyjaśnienia pozostaje kilka spraw. Po pierwsze czy starosta, o którym mówi rozporządzenie z 59. roku ma te same kompetencje, co obecny. Po drugie kto miałby płacić lekarzowi za stwierdzanie zgonu. Władze powiatu zwróciły się z tym pytaniem do ministerstwa zdrowia jeszcze w 2012 roku. Resort przyznał, że temat nie jest odpowiednio rozwiązany prawnie. Poza tym według prawników procedura stwierdzania zgonu jest w opinii prawników niezgodna z założeniami ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym.

Adrian Czarnota

  • Numer: 11 (696)
  • Data wydania: 18.03.14