środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Naszą wodę piję bez obaw prosto z kranu

21.05.2013 00:00 red

Wiesław Blutko, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Wodzisławiu zdradza „Nowinom Wodzisławskim” – w dwóch gminach mieszkańcy korzystają z lepszej jakościowo wody z Czech. Mówi też o powodach ostatnich podwyżek cen wody i ścieków, problemach z przyłączeniami do kanalizacji czy dalszej rozbudowie sieci.

Tomasz Raudner: Czy woda, którą dostarcza PWiK jest dobra?

Wiesław Blutko: Jest bardzo dobra. Po pierwsze jest miękka, nie powoduje kamienienia. O tym się nie mówi, a jest to ważne. Mieszkańcy, którzy mają swoje studnie, skąd woda ma dużo manganu i żelaza wiedzą, co to jest kamień, że się osadza, zapycha przepływowe ogrzewacze. Drugi argument za jej dobrą jakością to ozonowanie na miejscu. Posiadacze studni często nie zdają sobie sprawy, jak kiepską mają wodę. Mam tu na myśli nie tyle chemię wody, czyli głównie jej twardość, ale biologię, czyli zawartość drobnoustrojów. Ja naszą wodę piję z kranu bez żadnych obaw. Jest praktycznie bez chloru. Tylko w momentach, kiedy są duże opady, powódź i następuje zmętnienie, to jest nieznacznie dochlorowana. Natomiast podczas samego procesu produkcji dodawany jest ozon, który nie pachnie, a spełnia tę samą rolę, co kiedyś chlor.

W takim wypadku co pan powie na sygnały z Godowa, który chętnie odłączyłby się z MZWiK, czyli organu założycielskiego PWiK i przyłączył do Jastrzębia, z którym dzieli sieć, bo miałby wtedy wodę z Czech? Wodę, która jak mówią w gminie, jest smaczniejsza i tańsza.

Potwierdzam to, nie ma się co czarować. Jest górska, nie wymaga takiej obróbki. My na tyle, na ile pozwalają warunki techniczne kupujemy od Jastrzębia czeską wodę na teren właściwie całej gminy Godów oraz część gminy Mszana, właściwie Gogołowa. Zdaję sobie sprawę, że to nowość, o której dotąd nie było mowy. Czeska woda tak naprawdę już płynie do kranów, tylko nie robiliśmy wokół tego reklamy, bo chcieliśmy to wpierw przetestować. Pierwsze próby były w połowie zeszłego roku. Rozszerzaliśmy zasięg kawałek po kawałku. Zaopatrywanie większego obszaru jest niemożliwe. Przede wszystkim w Jastrzębiu jest ograniczona ilość wody, którą możemy kupić. Poza tym Wodzisław leży kilkadziesiąt metrów wyżej od Godowa, więc konieczne byłyby przepompownie. W tym roku planujemy, że 9-10 procent kupowanej wody będzie pochodzić z Jastrzębia. Dotąd 99 procent braliśmy z GPW.

Ile kosztowało doprowadzenie czeskiej wody do Godowa i Mszany?

Jeśli chodzi o nakłady inwestycyjne, to właściwie odbyło się bezkosztowo. Były to czynności eksploatacyjne, dostosowawcze. Nie trzeba było ciągnąć ani metra dodatkowej rury.

Jest w ogóle szansa zwiększenia udziału wody czeskiej?

W obecnej technologii to niewykonalne. Możemy jedynie mówić o pojedynczych ulicach. Dotąd z Wodzisławia w stronę Godowa szliśmy od grubszej rury do coraz cieńszej. W drugą stronę nie da rady.

A próbowali państwo szukać ujęć wody na obsługiwanym przez siebie terenie?

Były swego czasu poniemieckie dane o dużych zasobach wody w Uchylsku, ale to się nie potwierdziło. Poza tym mamy tutaj teren działania kopalń. Moja wiedza na dziś jest taka, że nie ma tu zasobów poważnych, by myśleć o eksploatacji na większą skalę. Nie czyniliśmy też większych poszukiwań z racji konstrukcji sieci. My jesteśmy monopolistą, ale GPW jest supermonopolistą. Jak dostarczało 99 procent wody, to co można zrobić? My eksploatujemy tylko ujęcia przy ul. Łużyckiej, tłoczymy stamtąd wodę do wieży ciśnień przy ul. Kopernika i zaopatrujemy tę ulicę oraz boczne mniej więcej do torów. Ogólnie to marginalne ilości, rzędu 0,7 procent.

Zmieńmy temat. Pierwszy raz od dwóch lat wzrosły ceny wody i ścieków. Informowaliśmy w ub. tygodniu, że głównym powodem wzrostu ceny wody były coroczne podwyżki taryfy serwowane przez GPW. Były jeszcze inne powody?

Rzeczywiście to był główny powód, ale wzrosło wszystko. Powiększa nam się majątek, od którego trzeba naliczać amortyzację. Dodatkowo płacimy gminie podatek w wysokości dwóch procent środka trwałego. Rury trzeba unowocześniać, żeby nie było problemów z jakością. W około 50 groszach podwyżki 60 procent stanowi koszt wody, potem amortyzacja, podatek, również symboliczne podwyżki pensji związane z inflacją.

Zaś zasadniczym powodem podwyżki cen ścieków jest spłata pożyczek na budowę kanalizacji. Możemy dowiedzieć się, ile to potrwa?

Spłacamy jedną trzecią kosztów budowy sieci w czterech gminach: Wodzisławiu, Gorzycach, Marklowicach i Radlinie, która stanowi nasz wkład własny. Na razie płacimy odsetki, od 2015 roku zaczniemy spłacać raty kapitałowe. Ogólnie spłata potrwa do 2023 roku. Będzie się to wiązało z corocznymi podwyżkami. Byłbym nieuczciwy, gdybym tego nie powiedział. Mamy to tak obliczone, aby podwyżki były stopniowe, a nie skokowe.

Czyli co roku mieszkańcy muszą spodziewać się podwyżek cen za odbiór ścieków rzędu 10 - 20 groszy?

Tak myślę.

Jaki ma być docelowy efekt budowy kanalizacji?

Kiedyś powiedziałem, że efektem będą z powrotem ryby w Leśnicy.

Pan w to wierzy?

Kiedyś łowiłem ryby w tej rzece. A naprawdę w to wierzę. Jako firma rozbudowujemy tę sieć i w ciągu 2 lat jeszcze sporo jej powstanie. Im jej więcej, tym lepiej dociążona będzie nasza oczyszczalnia i mniej ścieków trafi do środowiska. Przejęliśmy ścieki z Kopalni Marcel i Koksowni Radlin, a ścieki przemysłowe są najbardziej uciążliwe. Będą jeszcze białe plamy wynikające ze zbyt małej gęstości zabudowy, żeby można było tam budować sieć, np. w Czyżowicach, gdzie mieszkam, też nie ma kanalizacji.

Budowa kanalizacji dobiega końca, nie licząc tych dodatkowych około 30 km, które zamierzacie wybudować z zaoszczędzonych w przetargach pieniędzy. Inwestycja chyba przebiegła sprawnie pomijając kłopoty z budową części sieci i rozwiązaniem kontraktu. Mówię o tym w kontekście np. Pszowa. Zbankrutowała firma, która miała tam budować kanalizację.

Powiem szczerze, że na początku się bałem. Przetargi mają to do siebie, że niewiele wiadomo o wykonawcy. Wystartować może praktycznie każdy. To pierwsze przykre doświadczenie, kiedy musieliśmy rozwiązać kontrakt było zbawienne, dlatego, że być może inaczej bylibyśmy daleko w tyle. Ogólnie robota przebiega sprawnie, oczywiście nigdy nie jest idealnie, ale biorąc pod uwagę, że mamy czas do końca roku, a wykonane jest już 92 procent, to właściwie pozostały małe fragmenty i sprzątanie. Teraz zasadniczą sprawą jest akcja włączeniowa. Pytał pan o efekt ekologiczny. Unia Europejska postawiła nam ostre warunki – wszyscy objęci kanalizacją muszą się do niej podłączyć. Inaczej będziemy zwracać pieniądze. Stąd nasze zachęty – projekt za złotówkę, rury w atrakcyjnych cenach. Ale przyłączyć musi się każdy, od tego nie odstąpię, bo z przyłączeń będę musiał się rozliczyć.

Czyli przyłączanie się przebiega opornie?

To zależy od gminy. W Radlinie w zeszłym roku przyłączyło się nieco ponad 30 procent tych, którzy mogli, a w Marklowicach 90 procent. Zatem średnia przekracza 60 procent i uważam to za sukces. Niemniej przy każdej okazji apeluję do mieszkańców, żeby nie czekali, bo teraz jest najlepsza pora do włączenia. Mamy wybrane z udziałem radnych 4 – 5 firm, które rekomendujemy do wykonania przyłączy. Zebraliśmy te firmy, powiedzieliśmy, żeby dogadali się między sobą co do możliwie jednej najniższej ceny, by uniknąć potem niesnasek. My z tego nic nie mamy. Ale wykonywać przyłącze można na różne sposoby. Jeśli się ma siły, ochotę, czas, to łopata i dawaj. Niektórzy wolą sami kopać, bo mając pięknie utrzymany ogródek będą sobie w stanie przypilnować porządku. I powiem szczerze, że średnio ponad połowa mieszkańców decyduje się na samodzielne przyłącza.

Chciałbym nawiązać do budowy dodatkowych kilometrów sieci. Czy rok, dwa lata temu spodziewał się pan, że będzie to możliwe?

Rok temu, kiedy wiedzieliśmy już, że będziemy mieć pieniążki po przetargach, chodziłem za tym w NFOŚ. Wtedy była totalna blokada. Nie było mowy, żeby te pieniądze zatrzymać. A miałem przykład z Jastrzębia. Była podobna sytuacja i udało im się. Prezes Tadeusz Pilarski mówił mi: jedź, proś, marudź, aż ich przekonasz. I to trwało od lutego do lipca. W lipcu eureka! Narodowy Fundusz poluzował politykę. Nie wiem, czy wszyscy zaczęli się o to upominać, albo dlatego, że niewykorzystane środki trzeba byłoby zwrócić do Brukseli? Budowę podzielimy na etapy, aby do przetargu mogły przystąpić mniejsze firmy. Całość musi być zakończona do 2015 roku.

Jak wygląda sytuacja z Rydułtowami? Są głosy, że to miasto jest opóźnione pod względem budowy kanalizacji.

Z chwilą, kiedy aplikowaliśmy o środki, a wniosek składany był na zapalenie płuc, w Rydułtowach pojawił się kłopot z ustaleniem aglomeracji (terenu wystarczająco skoncentrowanego, aby można było z niego zbierać ścieki i przekazywać do oczyszczalni – przyp. red.). Sprawa utknęła administracyjnie. Podjęta była decyzja, że złożony będzie wniosek o środki bez Rydułtów, bo inaczej nie dostaniemy nic. Rydułtowy miały iść inną drogą. Potem w Rydułtowach udało się aglomerację wyznaczyć, ale środków zabrakło. Skończyły się konkursy. Dlatego realizujemy tam w określonym zakresie kanalizację, obecnie około 11 km, ale bez pomocy unijnej, tylko na bazie pożyczek z funduszu ochrony środowiska. Trzeba przyznać, że spora część miasta jest skanalizowana, a peryferyjne dzielnice być może nigdy się nie załapią na sieć.

Rozmawiał Tomasz Raudner

  • Numer: 21 (654)
  • Data wydania: 21.05.13