Wtorek, 30 lipca 2024

imieniny: Julity, Ludmiły, Rościsława

RSS

Marynaty z Godowa na stołach w USA i Kanadzie

30.04.2013 00:00 red

Michał Tekieli z Godowa opowiada jak wygląda produkcja marynowanych pieczarek

Kiedy robi zakupy w marketach pierwsze kroki zawsze kieruje w stronę półek z marynowanymi pieczarkami. – To takie moje zboczenie zawodowe – śmieje się Michał Tekieli z Godowa, który od 14 lat prowadzi firmę zajmującą się przetwórstwem pieczarek.

– W styczniu z rodziną pojechałem do Włoch – wspomina właściciel „Tekmaru”. – Nie mówiąc nic nikomu od razu poszedłem do stoiska z pieczarkami. Żona zorientowawszy się, że mnie nie ma pyta dzieci: „A gdzie tata?”.  Moja pięcioletnia córka Natalia od razu zgadła: „Na pewno jest przy pieczarkach”. Ja już byłem w swoim żywiole, przyglądałem się słoikom z pieczarkami, sprawdzając też, czy nie ma tam moich produktów. 

Od kociołka do dużej firmy

Najpierw była praca w gospodarstwie rodziców, którzy od ponad 20 lat uprawiali pieczarki. – Miałem 17 lat, kiedy zacząłem pomagać ojcu w uprawie pieczarek – mówi pan Michał. – Nie była to łatwa praca, grzybami trzeba było się zajmować w świątek i piątek. Zaczęliśmy więc myśleć o czymś łatwiejszym. Przywożąc pieczarki do hurtowni i przetwórni przyglądaliśmy się ich pracy. Stwierdziliśmy, że i my spróbujemy przetwórstwa. W 1999 roku pan Michał założył własną firmę.

Początkowo w jednym kociołku blanszowali pieczarki, ręcznie wkładali je do słoików i ponownie pasteryzowali. Sami kleili etykietki i z gotowym towarem ruszali na giełdy do Katowic, czy Wrocławia.

Smak zalewy do pieczarek opracowali sami, na zasadzie prób i błędów. Pomagała mama pana Michała. – Wszystko zależy od odpowiedniej proporcji cukru, soli, kwasku cytrynowego i octu – mówi Agata Tekieli. – Jak przyjeżdżaliśmy z partią pieczarek na giełdę, odbiorcy od razu otwierali słoiki i degustowali: „Dziś są super”, mówili, a innym razem słyszeliśmy:„ O, te są za kwaśne” – mówi pan Michał. I tak powoli dopracowywaliśmy optymalny skład zalewy. Początkowo nasze pieczarki były dość kwaśne, marynowane tak jak ogórki, teraz smak jest delikatniejszy, słodko-kwaśny. Z czasem pieczarki od pana Michała zyskały takie uznanie, że zainteresowały się nimi duże firmy przetwórstwa spożywczego. – Zaczęły się do nas zgłaszać i tak do dziś pod ich szyldem robimy marynowane pieczarki – mówi przedsiębiorca.

Blanszowanie, schładzanie i do słoików

Firma ruszyła z kopyta w 2006 r., kiedy właściciel kupił najnowszą, holenderską linię technologiczną do blanszowania pieczarek. Pozwala ona na przetworzenie ok. 3 ton grzybów na godzinę. Wcześniej, przy ręcznej obróbce było to do 300 kg na godzinę. Początkowo można było wyprodukować tygodniowo ok. 4 palet słoików z pieczarkami, obecnie codziennie takich palet może być nawet 40. Na początku działalności firma pana Michała zatrudniała 2 pracowników, dziś w sezonie pracuje u niego nawet 25 osób.

Obecnie przedsiębiorca nie uprawia już pieczarek. Świeże grzyby kupuje od firm z regionu, a nawet sprowadza z przedsiębiorstw podwarszawskich.

Wchodzimy na halę produkcyjną. Stos skrzynek z pieczarkami czeka już na przetworzenie. Najpierw grzyby są myte. Potem przechodząc przez ogromną tubę są blanszowane, czyli na kilka minut zanurzane we wrzątku, by chwilę później trafić pod lodowatą wodę. Schłodzone trafiają do tzw. kalibrownika, który automatycznie segreguje grzyby według wielkości, od 18 do 40 mm. Następnie  półprodukt jest przewożony w skrzyniach do chłodni lub na halę produkcyjną, gdzie jest wkładany do słoików.

Na zolyty z pieczarkami

Sezon na marynowane pieczarki trwa od września do końca marca. Najwięcej sprzedaje się na Boże Narodzenie, na sylwestra i w okresie karnawału. Ale i teraz, gdy zaczyna się czas komunii i wesel pieczarki sprzedają się nieźle. Produkty z „Tekmaru” można znaleźć nie tylko w Polsce, ale i w sklepach w Grecji, we Włoszech, Uzbekistanie, Kazachstanie, w Austrii, Niemczech, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych.

W domu państwa Tekieli pieczarki na stołach królują przez cały rok. –  Jak przyjeżdżałem do żony na zolyty, to zawsze przywoziłem ze sobą pieczarki – uśmiecha się pan Michał. – I to chyba wtedy żona tak je polubiła. Na urodziny obowiązkowo są u nas marynowane pieczarki. A sos do obiadu zwykle jest pieczarkowy.

Czasem pan Michał kupuje marynowane pieczarki z innych firm. Tak, by spróbować innego smaku. – Ale nasze smakują mi najbardziej – mówi. 

(abs)

  • Numer: 18 (651)
  • Data wydania: 30.04.13