Niepełnosprawnych w pracy nie trzeba się bać
– Pracodawcy boją się zatrudniać niepełnosprawnych. Obawiają się, że te osoby będą co chwilę na chorobowym. To nieprawda. Z osobą niepełnosprawną jest tak jak z każdym innym pracownikiem – mówi w wywiadzie Dezyderiusz Szwagrzak, dyrektor Zakładu Aktywności Zawodowej w Wodzisławiu. Prowadzona przez zakład pralnia właśnie wydłużyła godziny pracy, żeby podołać nawałowi zamówień. Trzon załogi pralniczej stanowi 20 niepełnosprawnych.
Dezyderiusz Szwagrzak, 30 lat. Wodzisławianin, dyrektor Zakładu Aktywności Zawodowej w Wodzisławiu od maja 2011 roku
Tomasz Raudner: Pralnia pracuje od kwietnia na trzy zmiany. To efekt przyrostu klientów?
Dezyderiusz Szwagrzak: Tak. Przybyło nam dużych klientów jak hotele, restauracje. Żeby pranie wykonane było dobrze i terminowo, musieliśmy wydłużyć godziny pracy od 6.00 do 18.00.
Przy czym ZAZ jest specyficznym zakładem. Konsultował pan przejście na trzy zmiany z załogą?
Właściwie sygnał przyszedł ze strony kadry doglądającej. W momencie, kiedy dostałem informację, że nie mogą się wyrobić w terminie, to zaproponowaliśmy rozszerzenie czasu pracy o 2 godziny dziennie. Pracownicy byli poinformowani z dwutygodniowym wyprzedzeniem.
Ktoś się sprzeciwiał?
Nie. Wie pan, osoba niepełnosprawna jest takim samym pracownikiem, jak każdy inny. Oni doceniają to, że mają pracę, że powiat wodzisławski dał im szansę tworząc ZAZ. Powiem nawet, że wydłużenie godzin spowodowało u nich poczucie, że są jeszcze bardziej potrzebni w zakładzie. Mają poczucie obowiązku, wiedzą, że skoro obiecali pranie na jutro klientowi, to muszą to zrobić. Widzimy, że wpływa to na nich pozytywnie.
Nasze obroty w roku 2012 wzrosły w stosunku do 2011 o 105 procent, a pracowników jest tyle samo. Początkowo zastanawialiśmy się, czy poradzą sobie, aby jakość była odpowiednia. Okazało się, że poradzili sobie bez problemów. Teraz pytają kiedy będą pracować w sobotę.
Jak to?
Załóżmy, że ktoś jest niepełnosprawnym od dzieciństwa. Kończy edukację i co mu pozostaje? Dom, telewizor. A tutaj musi się przygotować do pracy. Jeśli ma zmianę od godz. 6.00 rano, to wstaje o 4.30 – 5.00. Do nas przyjeżdżają osoby z całego powiatu. Pracują dziennie cztery godziny, piąta to rehabilitacja. Potem mają wolne. Zarabiają, realizują swoje pasje. Na przykład pan Darek jest fascynatem kosmosu, kupuje gazety, książki. Uwielbia Ewę Farnę, jeździ na koncerty. Z kolei pan Adam to pasjonat rowerów. Poza dniami, kiedy jest śnieg jeździ do nas rowerem. Z Gorzyc. Ma chyba dwa lub trzy rowery.
Na jakiej zasadzie pracownicy są zatrudnieni?
Jak w normalnym zakładzie na podstawie Kodeksu pracy – dwie umowy na czas określony, trzecia na czas nieokreślony. Zwykle dajemy umowy na czas trwania orzeczenia o niepełnosprawności. Cały czas szukamy też ofert pracy dla niepełnosprawnych. Jeśli mamy taką ofertę, a terapeuta widziałby, że ktoś nadawałby się do tej pracy, to udajemy się z nim do tego pracodawcy i sprawdzamy. Jeśli chce tam przejść i zostanie przyjęty, rozwiązujemy z nim umowę za porozumieniem stron. Przejście zwykle jest z korzyścią dla pracownika. U nas osoby mają od 0,55 do 0,8 etatu, tam jeśli są zatrudnieni w pełnym wymiarze automatycznie więcej zarabiają. Poza tym zmieniają też otoczenie.
Jeśli orzeczenie się kończy, a nie mamy innej pracy dla pracownika, to musimy go zwolnić. Mamy wytyczne dotyczące liczby zatrudnionych osób pełno i niepełnosprawnych. Ale mamy też osoby o orzeczeniu na czas nieokreślony. Jeśli kończą im się umowy czasowe, potrafiliby pracować na otwartym rynku pracy, ale nie umiemy im znaleźć innego angażu, zatrudniamy je na czas nieokreślony. Na tej zasadzie pracuje u nas około połowy osób.
Zdarzyło się panu zwolnić kogoś dyscyplinarnie?
Nie było takiej potrzeby. Czasem były upomnienia. Mamy różne problemy, jak w każdej firmie, ale najważniejsze, że zespół jest zgrany. Praca z niepełnosprawnymi jest trudna, zwłaszcza, że zatrudniamy ludzi z ciężką niepełnosprawnością. Nie wykonujemy czynności za nich, chcemy ich nauczyć pracy. Oni dobrze funkcjonują w modelu niemieckim – wykonują jedną wyuczoną czynność, za to dobrze. Kazać im robić coś innego, to się pogubią.
Ogólnie jak jest z pracą dla niepełnosprawnych?
Bardzo ciężko. Pracodawcy boją się zatrudniać niepełnosprawnych. Obawiają się, że te osoby będą co chwilę na chorobowym. To nieprawda. Z osobą niepełnosprawną jest tak jak z innym pracownikiem. Jeśli ktoś ma taki zamiar, to będzie brał jedno L4, drugie, trzecie, itd. Ja też mam jednego pracownika, który trochę nadużywa zwolnień, ale pozostali pracują, bo chcą. Pracodawcy boją się też tego, że te osoby będą częściej poza pracą, bo oprócz normalnego urlopu przysługuje im jeszcze do 21 dni urlopu rehabilitacyjnego. Kolejnym problemem są zmienione przepisy dotyczące zakładów pracy chronionej. Te zakłady dostają pieniądze na zatrudnianie niepełnosprawnych. Zmiana polega na tym, że kwoty uzależnione są od stopnia niepełnosprawności. Im wyższy stopień, tym większa suma. Stąd sporo osób z lekkim stopniem zostało zwolnionych. W zeszłym roku zgłosiło się do nas dużo takich osób. Samych podań o pracę mamy 70, do tego co tydzień dzwonią dwie, trzy osoby z pytaniem, czy zwolniło się może jakieś miejsce.
Zakład zarabia na siebie?
Misją naszego zakładu jak wszystkich ZAZ w Polsce nie jest generowanie zysków. To nie jest prywatna firma. Co prawda powiat i urząd marszałkowski wyposażyli nas w narzędzia pozwalające wypracować zyski jak
supermaszyny, pomieszczenia, ale my nastawiamy się przede wszystkim na zatrudnianie osób, na dawanie szans niepełnosprawnym zaistnienia na rynku pracy. W planach mam np. przyjęcie osoby niepełnosprawnej, która zajmowałaby się tylko kontaktami z klientem: będzie odbierać telefony, kiedy przyjdzie klient, to przyniesie mu pranie, da paragon.. To będzie dodatkowy etat.
Mamy trzy źródła finansowania – dotacja z powiatu, środki z PFRON przekazywane za pośrednictwem urzędu marszałkowskiego oraz własne dochody. Dotacje przeznaczane są np. na pielęgniarkę, rehabilitantkę. To są etaty, których normalnie w firmach nie ma, a my je utrzymujemy, bo jesteśmy do tego zobowiązani. Dotacja z powiatu w 2011 roku wyniosła 187 tys. zł, w 2012 w związku ze wzrostem naszych zysków dotacja została na tym samym poziomie, choć mieliśmy wyższe koszty. Pensje wzrosły w związku z podniesieniem płacy minimalnej. W skali roku było to ponad 30 tys. zł więcej naszych kosztów. Natomiast na rok 2013 postanowiliśmy ubiegać się o dotację zmniejszoną do 156 tys. zł. Chcemy być jak najmniejszym obciążeniem dla powiatu. Poza tym myślimy o dalszym rozwoju.
Jeśli wygenerujemy zysk, to przekazujemy go na Zakładowy Fundusz Aktywności na odrębnym rachunku bankowym. Z tych pieniędzy finansujemy życie kulturalno – społeczne pracowników, typu kino, teatr. W zeszłym roku, kiedy obroty nam podskoczyły, zabraliśmy wszystkich na trzy dni do Pragi. Teraz pomogliśmy pracownikowi, który dostał z miasta mieszkanie komunalne i chce się usamodzielnić. Daliśmy mu pieniądze na materiały budowlane. Dofinansowaliśmy częściowo kurs prawa jazdy innemu pracownikowi.
W jakim kierunku zamierzacie się rozwijać?
Chcemy uruchomić pralnię wodną typu lagoon. To inwestycja rzędu 700 tys. zł. Już w zeszłym roku powiat złożył w urzędzie marszałkowskim wniosek o dofinansowanie robót budowlanych. Chcemy zaadaptować tylny budynek na potrzeby ZAZ. Myślę, że to będzie jedna z najnowocześniejszych pralni na Śląsku. Biura przeniesiemy na górę. Myślę, że do miesiąca będzie wiadomo czy wniosek zostanie zaakceptowany. Zakładamy, że pralnia będzie gotowa do października. Uruchomienie nowej linii technologicznej będzie się wiązało z zatrudnieniem kolejnych 10 osób niepełnosprawnych oraz trzech pracowników pełnosprawnych do opieki nad nimi. I zaznaczam, że stanie się to przy zmniejszonej dotacji powiatowej, więc ta kwota w przeliczeniu na osobę znacznie spadnie. Dodatkowo te 13 osób nie pójdzie już do urzędu pracy jako bezrobotni czy do opieki społecznej po zasiłki. Więc to też ulga dla samorządu.
Dziękuję za rozmowę
Tomasz Raudner
Najnowsze komentarze