Przyszłość szpitala spędza sen z powiek
Trwa 15. rok istnienia powiatów. Z tej okazji rozmawiamy z Tadeuszem Skatułą, starostą wodzisławskim o piętnastoleciu powiatu wodzisławskiego, sukcesach, porażkach, także o wracających co rusz wątpliwościach co do sensu istnienia tego szczebla samorządu.
Powiat wodzisławski zajmuje powierzchnię prawie 287 km kw. Mieszka w nim blisko 159 tys. osób. Jest drugim pod względem liczby ludności powiatem ziemskim w województwie śląskim, a ze średnią 552 osób/km kw. jest drugim powiatem w Polsce pod względem gęstości zaludnienia.
Tomasz Raudner: 15 lat – jest co świętować?
Tadeusz Skatuła: Na pewno tak. Myślę, że ludzie przekonali się, że powiaty potrafią lepiej gospodarować publicznym pieniądzem, niż instytucje centralne. Moim zdaniem powiat również scala gminy. Poprzez spotkania na konwencie rozwiązujemy wiele problemów, które samemu byłoby o wiele trudniej rozwikłać. Zatem uważam, że powiaty powinny zostać. Pytanie, czy należy je reorganizować. Uważam, że tak. Zabiera nam się pieniądze, a dokłada zadań, które wykonujemy w imieniu rządu. Dam przykład. Jesteśmy podmiotem tworzącym szpital. Zmienione przepisy nakładają na nas obowiązek pokrywania straty finansowej szpitala za rok miniony, a nie mamy żadnej możliwości wpływania na to jak wygląda kontrakt z NFZ. Alternatywą jest prywatyzacja szpitala, bądź likwidacja. To są decyzje spędzające sen z powiek. Na dziś stanowisko zarządu jest takie, by utrzymać scalone szpitale w Wodzisławiu i Rydułtowach w strukturach jednego ZOZ, bo zdaję sobie sprawę, że przekształcenie szpitali w spółki będzie się wiązało z zamknięciem nierentownych oddziałów i zwolnieniami pracowników. Jako podmiot tworzący musimy dbać nie tylko o rentowność, ale też o jakość. Tu też jest poprawa – jest stacja dializ, według wszelkich deklaracji do końca roku powstanie klinika serca.
Inne sukcesy – jeśli popatrzymy na nasze szkoły, zobaczymy, że są wyremontowane, dobrze wyposażone, oferują ciekawe kierunki nauczania. Mamy np. podpisaną umowę z Kompanią Węglową, na podstawie której absolwenci mają gwarancję pracy. Rozmawiamy też z Jastrzębską Spółką Węglową. Uważam, że stworzyliśmy wzorowy system opieki społecznej, że znacząco poprawił się stan dróg. Ale są też porażki.
Co to za porażki?
Mimo spotkań nie udało się porozumieć w zakresie utrzymania systemu komunikacji autobusowej. Niespodziewane wyjście Wodzisławia z MZK spowodowało wielki niepokój. Nie potrafię też znaleźć u wojewody zrozumienia, żeby przekazywał wystarczającą ilość pieniędzy na zadania rządowe. Żeby te zadania realizować musimy dokładać ok. 2,5 mln zł rocznie, a to jest jedna dodatkowo wyremontowana droga. Niepokoi mnie też niski poziom świadomości, jak wiele zadań realizowanych jest przez powiat. Dziś często się słyszy, że powiaty są niepotrzebne. Ale jeśli popatrzymy na zadania powiatu jak edukacja, ochrona zdrowia, pomoc społeczna, wspieranie rodzin, system pieczy zastępczej, transport, geodezję, komunikację i ochronę środowiska, to się pytam – kto przejmie te obowiązki? Nie wyobrażam sobie, żeby teraz w każdej gminie powstały te wszystkie instytucje, które dziś są w powiecie. Koszty byłyby o wiele większe.
Odnośnie komunikacji spotkał się pan z uwagami, że to właśnie po staroście ludzie oczekiwali bardziej aktywnej postawy w rozwiązaniu problemu połączeń autobusowych. Sam pan podkreślił scalającą rolę powiatu.
Tak, ale tutaj nie można powiedzieć, że powiat nie był aktywny. Dzisiaj każdy walczy o swój budżet. I są pewne prawa i obowiązki. Uważam, że byłem bardzo aktywny, na tyle, na ile mogłem i na ile pozwolił mi budżet. Przecież nie kto inny, tylko powiat wziął na siebie obowiązek organizacji transportu w gminach Godów, Gorzyce, Lubomia, kiedy wycofał się PKS Rybnik. Nie chcieliśmy zostawić tych gmin na pastwę. Zawarliśmy umowę z PKS Racibórz na przejęcie połączeń. Gminy płacą za kilometry przejechane przez autobusy na ich terenie, powiat dopłaca do połączeń do Wodzisławia. Koordynacja tej komunikacji, dopasowywanie rozkładów do oczekiwań ludzi kosztuje nas mnóstwo pracy. Ale udało się nam wypracować model nie tylko odpowiadający mieszkańcom, ale też względnie ekonomiczny. Te gminy dopłacają niewiele i to jest powód, dla którego pozostałe patrzą z zazdrością. Dzisiaj gminy, przede wszystkim miejskie stawiają mi zarzut – dlaczego starosta nie chce przejąć w nich organizacji komunikacji. Przecież to są inne prawa. Samorządy muszą zapewnić mieszkańcom komunikację na swoim terenie. Tak wyraźnie mówi ustawa. Kiedy powstał problem z połączeniem Wodzisławia z gminami członkowskimi MZK zaproponowałem dwie linie łączące Rydułtowy, Pszów, Wodzisław i Marklowice oraz Radlin, Wodzisław i Mszanę. Ale nie mogłem pokryć w 100 procentach kosztów, czego oczekiwałyby te samorządy, bo to jest przede wszystkim ich zadanie.
Jest pan w stanie powiedzieć, jak długo powiat będzie musiał wyrównywać stratę szpitala i do jakiego poziomu ta strata będzie akceptowana?
Dziś trudno zabezpieczać konkretne kwoty na przyszłe lata. Na pewno nie będzie nas stać na zaciąganie kredytów tylko na szpital, bo równie ważna jest np. infrastruktura drogowa. Wiele zależeć będzie też od działań reorganizacyjnych podjętych przez kierownictwo ZOZ-u. Zostały już zreorganizowane działy administracyjny i techniczny. Efekty tych działań dopiero odczujemy. Teraz trzeba zejść głębiej. Ale jestem optymistą, bo dziś chyba nie ma szpitala, który nie miałby ujemnego wyniku finansowego. Chciałbym, aby wynik ujemny na koniec każdego roku był taki, by odejmując amortyzację dopłata była jak najmniejsza. Nie brakowało obaw, że nie będziemy w stanie pokryć straty za rok 2012. Strata za ten rok wynosi około 4,8 mln zł. Jeśli odliczymy 3 mln zł amortyzacji sprzętu, do wyrównania pozostanie około 1,8 mln zł. Ale wierzę, że nie będzie to 1,8 mln zł, bo przecież ten szpital wypracował ponad 3 mln zł nadwykonań. Narodowy Fundusz Zdrowia nie zgodził się wypłacić tej kwoty, dlatego oddaliśmy sprawę do sądu. Myślę, że dojdziemy do ugody i uzyskamy wypłatę przynajmniej 50 proc. nadwykonań. Gdyby jednak w sądzie nie udało się uzyskać ugody, jesteśmy przygotowani do wyrównania straty ze środków powiatu. Przyszły rok zapowiada się bardzo nieciekawie – według założeń strata ma wynieść ponad 7,8 mln zł. Pani dyrektor przygotowała te założenia opierając się na realiach. Z rozmów w różnych gremiach jasno wynika zaś, że na spłatę nadwykonań w kolejnych latach nie ma co liczyć. Więc pozostanie kwestia, by nie było ich zbyt dużo. To zaś wiąże się z dylematem – przyjąć pacjenta, czy nie. Ani ja, ani nikt z zarządu powiatu i kierownictwa szpitala nie podejmie decyzji o odmowie przyjęcia pacjenta z braku pieniędzy.
Mówimy cały czas o pokrywaniu bieżących strat. A co z zadłużeniem starym?
Na to potrzeba jeszcze czasu. Zobowiązania wymagalne są niepokojące, ale to problem większości szpitali. Wie pan, że dofinansowujemy szpital, ostatnio przekazaliśmy 500 tys. zł na inwestycje w oddziale anestezjologii i intensywnej terapii. Przy czym nie inwestując powodujemy, że spada jakość usług. A musimy dbać o jakość, wyposażenie, o warunki będące już standardem. I tu jest problem – z jednej strony jest stare zadłużenie, które należałoby spłacać, a z drugiej są konieczne inwestycje. Ponawiam apele, robi to też pani dyrektor, szukam wsparcia w samorządach. Na dziś nie ma wsparcia. Każdy samorząd lokalny mówi – przepraszam, to nie moje zadania. A przecież ze szpitali korzystają mieszkańcy wszystkich gmin powiatu. Rozumiem, że każdy ma swoje problemy, ale może kiedyś uda mi się przekonać władze gminne do wsparcia szpitala. Zwracam się też z prośbami do pani burmistrz Rydułtów i prezydenta Kiecy o nienaliczanie podatku od nieruchomości, bo to są poważne kwoty.
Mówi pan o realizacji zadań własnych. To poruszę inną sprawę – remonty oraz utrzymanie dróg i chodników. Padają uwagi ze strony gmin, że powiat chętniej przeznacza pieniądze na te drogi powiatowe, do których dokładają się też gminy. Z kolei do dróg gminnych powiat już nie dokłada, choć też można powiedzieć, że przecież to dobro wspólne, z którego korzystają wszyscy mieszkańcy powiatu. Widzę więc tu sprzeczność.
Nie zgodziłbym się z panem. Mamy 205 km dróg i trzeba wybierać priorytety, patrząc na możliwości finansowe. Dla mnie ważniejsze jest, aby poprawić jakość dróg. Te drogi w wielu przypadkach są w złym stanie. I tu kierujemy największy budżet. Co do chodników – oczywiście tam, gdzie robimy drogi, remontujemy też chodniki. Kiedy wymieniamy się poglądami na konwentach starostów różnych województw, to dowiaduję się, że niektóre powiaty nie wykonują ze swojego budżetu ani metra chodnika, twierdząc, że to samorząd lokalny, chcąc mieć chodnik powinien zainwestować. Moim zdaniem wybrałem złoty środek, czyli współfinansowanie po połowie. Jeśli są gminy jak Godów, Lubomia proponujące po pół miliona zł, to nie mogę odrzucić tych pieniędzy. Zresztą analizując współfinansowania gmin, to nasze środki zainwestowane znacznie przekraczają wkłady gmin. Chciałbym budować chodniki, ale muszę mieć na to pieniądze. Pan na przekór pyta, dlaczego mają dokładać do szpitala, skoro im nie dokłada się do dróg. A ja się spytam – dlaczego ja mam dokładać do szpitala, a oni nie dają ani złotówki? Stworzyłem dla dobra mieszkańców i bezpieczeństwa magazyn kryzysowy. Wszyscy mieli uczestniczyć w wyposażaniu. Robi to niewielu, a kiedy ostatnio wichura zrywała dachy, to korzystali wszyscy, którzy tego potrzebowali i nie patrzeliśmy czy dana osoba jest z gminy, która dofinansowała magazyn. Chcę podkreślić, że nie mam o to większych pretensji, bo przecież po to stworzyliśmy ten magazyn, żeby służył pomocą naszym mieszkańcom, ale nie pozwolę też, aby wójt, burmistrz czy prezydent mówił, że drogi nie wyglądają tak jak powinny.
Czy po 15 latach ludzie już wiedzą, co robi starosta? Czy też np. mylą pana z prezydentem?
Zdarza się, że jeszcze mylą i spotykam wielu interesantów, którzy przychodzą z zagadnieniami, które nie dotyczą powiatu. Na przykład, że sąsiad kogoś truje paląc śmieciami. Tłumy przychodziły do mnie kiedy pojawił się problem z transportem. Ludzie mówili, że nie wiedzą, jak dojechać do Rydułtów, Pszowa, itd. To nie był mój obowiązek, ale rozmawiałem w tych sprawach z prezydentem i myślę, że udało się to rozwiązać m.in. poprzez zgranie godzin odjazdów autobusów.
Na koniec chciałbym zapytać o model wyboru rady i zarządu – czy pana zdaniem wyłanianie zarządu z grona radnych jest dobre? Czy też wolałby pan, żeby starostę wybierali mieszkańcy w wyborach bezpośrednich?
Uważam, że bezpośrednie wybory byłyby bardziej demokratyczne, a przez to bardziej sprawiedliwe, bo dokonywałoby ich całe społeczeństwo. Dziś wybór starosty zależy od radnych. Co prawda radni są reprezentantami poszczególnych gmin, ale też wiadomo, że decydują opcja polityczna, zawiązane komitety. Wybór bezpośredni ma plusy i minusy. Na przykład wójt, burmistrz czy prezydent miasta samodzielnie wykonują swoje zadania. Z drugiej strony jako niezależni nie zawsze znajdują wsparcie w radzie. W przypadku powiatu starosta ma ten plus, że skoro został wybrany przez większość w radzie, to powinno mu się dobrze z nią współpracować. Ale też powinien pracować zgodnie z oczekiwaniami tej rady.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz Raudner
Najnowsze komentarze