Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Możemy mieć własny Biskupin

19.02.2013 00:00 red

W powiecie wodzisławskim nie brakuje zabytków i interesujących miejsc, ale nie przyciągają one odpowiedniej liczby turystów. W jaki sposób można to zmienić? O tym w rozmowie z Danielem Jakubczykiem.

W ostatnim numerze gazety „U nas” zasygnalizowałeś, że nie do końca potrafimy wykorzystać możliwości jakie daje naszemu powiatowi posiadanie licznych zabytków i ciekawych miejsc.

Dobrze radzimy sobie z zagospodarowaniem i dbaniem o zabytki kultury sakralnej, a także z zespołami pałacowo-parkowymi. Oczywiście trzeba się z tego cieszyć. Ale nawet najstarszy kościół zawsze pełnił przez setki lat tę samą rolę, którą pełni dziś, i którą pełnił będzie zapewne przez co najmniej następnych kilkadziesiąt, kilkaset lat. A są też takie przestrzenie, które czekają na ponowne określenie czy zdefiniowanie funkcji, może nawet nie zagospodarowanie, ile na pochylenie się nad tym dziedzictwem. Na rozważenie pewnych możliwości w oparciu o wiedzę, którą dysponujemy. Widać tu dwie sfery. Pierwszą są grodziska, których mamy bardzo dużo na terenie naszego powiatu. W sąsiedztwie nie ma drugiego takiego powiatu, w którym byłoby ich aż tyle.

Czyli ile? Jeśli już ktoś słyszał coś o jakichś grodziskach, to na myśl przychodzi mu Lubomia, ewentualnie Wodzisław.

Zidentyfikowane i zweryfikowane grodziska są w Gołkowicach, Gorzyczkach, w Lubomi mamy dwa grodziska. Jedno to bardziej znane grodzisko gołęszyckie, drugie to tzw. Kotówka, gdzie rezydował książę raciborski Jan II Żelazny, a zniszczone w latach 20-tych XV wieku przez husytów. Znajduje się ono w lesie między Lubomią a Pszowem. Ponadto dwa grodziska w Wodzisławiu, jedno na terenie parku miejskiego, drugie domniemane w sąsiedztwie baszty romantycznej. W nowszych opracowaniach dr Dominik Abłamowicz hipotetycznie lokalizuje jeszcze jedno grodzisko w Łaziskach, naprzeciwko parku. Prawdopodobnie tam na kopcu też znajdował się gródek. Trzeba zaznaczyć, że grodziska to pozostałości po różnego typu obiektach, np. małych gródkach rycerskich i wielkich grodach plemiennych. Te grodziska oczywiście były zasiedlane w różnych okresach czasu. Niektóre już kilkaset lat przed naszą erą, inne we wczesnym średniowieczu, jeszcze inne w XIII–XVI wieku. Najciekawsze są oczywiście te z VII–IX wieku, jak w Lubomi. Nie trzeba nam Biskupina, bo Biskupin możemy mieć na miejscu. Te obiekty wpisują się w kontekst tworzenia się naszej państwowości. Kultura Słowian była kulturą drewna i ziemi. Nasi przodkowie nie zostawiali po sobie obiektów murowanych, czy z kamienia. Podstawowym budulcem były właśnie ziemia i drewno.

Które z tych grodzisk jest najciekawsze?

Na pewno największym grodem była Lubomia, zamieszkiwana przez plemię Gołęszyców. To był bardzo duży ośrodek, który składał się z grodu właściwego i podgrodzia. Został zniszczony w IX wieku przez Morawian. Gdyby się ostał, to właśnie Lubomia byłaby później stolicą księstwa raciborskiego, tak jak Podobora – cieszyńskiego. Ciekawy gród był w Gołkowicach, ale jest bardzo zniszczony i trudno było przeprowadzić tam badania. Znajdował się nieco poniżej drewnianego kościoła Św. Anny. Niemal tuż przy granicy z Czechami. Obecnie jest tam staw. W Gołkowicach zresztą prawdopodobnie były dwa obiekty. Tyle, że prowadzone w latach 70-tych XX wieku badania nie pozwoliły na jednoznaczną odpowiedź, jakie było ich pochodzenie i funkcja. Na pewno jednak wiadomo, że w Gołkowicach w 1278 roku wystawiony został przez księcia Władysława pewien dokument. To oznacza, że w tym czasie Gołkowice były jedną ze stolic Księstwa Raciborskiego, w ówczesnym tego słowa znaczeniu. Prawdopodobnie w Gołkowicach i Gorzyczkach gródki – dwory na kopcu zasiedlane były jeszcze w XVI wieku, oba były być może siedzibami rycerzy, feudałów, chociaż są to przypuszczenia, bo źródeł pisanych na ten temat brak. Ale wcześniej w okresie plemiennym, w VII-IX wieku były to osady najprawdopodobniej w jakimś stopniu funkcjonalnie powiązane z Lubomią.

Obok grodzisk wspomniałeś jeszcze o drugiej sferze, którą warto się zainteresować.

Chodzi o zabytki przemysłowe, techniki, różnego obiektu obiekty inżynieryjne – od średniowiecznych począwszy. To materia, która bardzo leży mi na sercu, a która jest u nas zaniedbana. Mam tu na myśli chociażby pozostałości infrastruktury kolejowej z pierwszej połowy XX wieku. Mosty, budynki, dworce kolejowe w Wodzisławiu, Olzie, Godowie. Ocalałe fragmenty torowisk, tam gdzie są one zachowane. Jeśli chodzi o te obiekty powinniśmy na nowo określić i zdefiniować ich funkcje. W jakim one są obecnie stanie to każdy widzi, opisywać tego nie trzeba. Niestety na ich wykorzystanie nie miał pomysłu ich zarządca, czyli PKP. Popadły więc w ruinę. Mamy kopalnie, niektóre wyłączone z eksploatacji, w innych ta eksploatacja zostanie wygaszona w niedalekiej przyszłości. Np. w Pszowie pozostały zabytki techniki najwyższej klasy. Przed 100 laty maszynownię, kotłownię i elektrownię projektował znakomity berliński architekt Hans Poelzig. Dziś Wrocław mocno promuje jego twórczość. Poza tym mamy zabytki inżynierii wodnej, pozostałości grobli, stare młyny, które gdzieś tam jeszcze przetrwały (no i polder). Można też przyjrzeć się obiektom inżynierii drogowej, chociażby naszym mostom, starszym i nowym, które też kiedyś będą zabytkami. Mówię tu również o tych nowych, powstałych na autostradzie. Można je przecież pokazywać jako przykłady nowoczesnych technologii. I promować powiat technologii. Nie mówię już o firmach, które bazują na nowoczesnych technologiach technik próżniowych, akustycznych czy nagłośnieniowych. Można śledzić dzieje techniki, inżynierii… Tym bardziej, że tu urodził się jeden z twórców radiofonii, hrabia Arco.     

W jaki sposób można to wykorzystać?

Uważam, że należy rozpocząć w ogóle od ich promowania. Muszą na trwałe zawsze zagościć w naszej świadomości – jako obiekty niezwykle cenne, stać się jej elementem. Myślę że promocja leży w gestii powiatu, poszczególnych gmin, a w dalszej kolejności subregionu. I nie mówię tu tylko o dworcach, ale o wszystkich naszych ciekawych miejscach. Można to robić na początku chociażby poprzez rajdy rowerowe, które mogą przebiegać właśnie w sąsiedztwie tych miejsc – jednego roku szlakiem grodzisk gołęszyckich, w kolejnym np. kopalń czy starych dworców. Przy okazji można przybliżać ich historię. Dobrze promowane i wykorzystane są zabytki przemysłowe w centrum Górnego Śląska. Istnieją tam szlaki architektury przemysłowej, publikowane są różne opracowania. Naszych zabytków próżno tam jednak szukać. Jesteśmy białą plamą. Nasze zabytki leżą odłogiem. A szkoda bo łatwo można sobie wyobrazić zrobienie np. szlaku grodzisk. Obiekty można by opisać w kolejnej broszurce lub innym wydawnictwie. Poza tym można organizować konkursy fotograficzne. No a już zupełnie na początku to trzeba te miejsca posprzątać za zgodą właścicieli. W to mogą zaangażować się gminy, pewne środowiska. W Gorzycach coś może zrobić środowisko gazety „U nas”, w innej gminie jakiś dom kultury.

Wróćmy jeszcze na chwilę do grodzisk. Czy grodzisko w Lubomi można odtworzyć w podobny sposób jak zrobili to Czesi ze swoim grodziskiem Podobora w Cieszynie, które wygląda niczym żywcem przeniesione z wczesnego średniowiecza?

No to jest robota na co najmniej kilkanaście lat. Ale przecież coś można powoli robić. Na początku rozpocząć od tego o czym już wspomniałem, czyli od promowania. Następnie należałoby dobrze opracować wyniki przeprowadzonych już badań, zarówno wykonanych przez archeologów, ale także badań, które przeprowadzili fachowcy od nazw miejscowych, bo takie badania też były prowadzone. Również należałoby wziąć pod uwagę badania przyrodników. Powinno to być kompleksowo zrobione, łącznie z uwzględnieniem speców od marketingu. Takie opracowania można byłoby opublikować w cyklu broszur wydawanych już przez powiat wodzisławski. Charakterystyczne jest to, że o tych obiektach nie ma praktycznie żadnych większych prac monograficznych. Ostatnie większe badania przeprowadzono w latach 60-70- tych ubiegłego wieku. Znamienne jest to, że więcej zrobiono w tej materii w okresie międzywojennym, niż po wojnie.

Pewnie nie zabraknie głosów negujących sens przeprowadzania takich działań. Ktoś może zapytać: po co wydawać na to pieniądze?

Bo to oznacza rozwój turystyki, a za tym idą nowe miejsca pracy. Turystyka w jakiś sposób już u nas się rozwija, ale jest to głównie turystyka weekendowa. Mamy piękne zielone tereny. Co stoi na przeszkodzie, by połączyć to ze zwiedzaniem ciekawych miejsc jak grodziska, czy zabytki architektury przemysłowej? To mogą być atrakcje, które pozwolą nam zatrzymać turystę na dłużej. Najpierw oczywiście trzeba zdefiniować, co chcemy osiągnąć, a potem do tego dążyć w sposób, który już wymieniłem, czyli posprzątać, promować, opisać te obiekty, włączyć je w strategię promocyjną powiatu. I to jest krótsza perspektywa działania. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że o szybkich efektach, takich jak chociażby w postaci czeskiej Podobory nie ma co myśleć. To kwestia długiej pracy i dużych nakładów. Czesi badania prowadzili od lat 50-tych, kończyli je w latach 90-tych. W kontekście tych badań rozważali później jak można ten teren zagospodarować i w końcu odtworzyli dawne grodzisko. Nie stać nas na zaniechanie działań w tej materii. Oczywiście jeżeli planujemy na jakieś 15-20 lat. Mamy szkoły, muzea, artystów ceramików, uczelnie wyższe. Może na te przestrzenie, nie tylko obiekty ale i tradycję winni spojrzeć młodzi – internauci, studenci, czy doktoranci. Może okazać się, że zaproponują jakieś niezwykłe i kapitalne rozwiązania co do urządzenia i wykorzystania tych przestrzeni.  Rolą nas – urzędników, samorządowców pozostanie wsłuchać się w ten głos i wesprzeć działania. Znakomity przykład dają już miłośnicy kolei.    

Swojej Podobory szybko mieć zatem nie będziemy.

Ale przecież można już teraz wyedukować czy przeszkolić pod okiem archeologa i przyrodnika trzy, cztery osoby, które mogłyby oprowadzać chętnych po grodzisku w Lubomi. To mogą być nauczyciele–pasjonaci, studenci, społecznicy, bezrobotni czy emeryci z danej miejscowości. Przecież na tym można zarabiać. W tej chwili np. dzieci z Gorzyczek na lekcje edukacji regionalnej jeżdżą do Żor. Trzeba ponieść za to jakąś odpłatność. Takie działania nie wymagają jakichś szalonych nakładów, a dają pewien efekt, powiedziałbym, że nawet mierzalny, bo mamy konkretną liczbę dzieci, uczniów, którzy nauczą się w ten sposób historii własnego regionu. Dziś dzieci uczą się na lekcjach o Biskupinie, warszawskiej Syrence, Wawelu. To ważne, ale nic nie wiedzą o swoim najbliższym otoczeniu, o sąsiedztwie. Do takich wycieczek mogłyby dojść jakieś proste warsztaty, np. ceramiczne. Mamy przecież w naszym powiecie pracownie, które można by było do tego zaangażować. Czemu dzieci z Żor nie mogą przyjeżdżać do Lubomi, czy do jakiegoś innego miejsca w naszym powiecie? Nie dość że trafiają na najbardziej zielony Śląsk, to jeszcze mogą poznać fascynujące miejsca. Tym bardziej, że wiele z nich ma jakąś tam swoją ciekawą historię, tajemnicę. A w dzisiejszej turystyce liczą się nie tyle atrakcyjne miejsca,  ile emocje towarzyszące wyprawie, przeżycia. Grodzisko w Gołkowicach – rok 1278, wystawienie przez księcia Władysława przywileju dla rycerza. Rzadko zdarzało się żeby na terenie siedziby wiejskiej taki dokument był wystawiany. A w Gołkowicach się zdarzyło. Grodzisko w Lubomi, to na Kotówce, związane z księciem Janem II Żelaznym, okrutnikiem, który potrafił wytruć całe zastępy rycerstwa czeskiego czy topić księży. Od niego też to wzgórze nazwano kiedyś Katówką a dziś Kotówką, od księcia kata. Grodzisko w Wodzisławiu wpisuje się w ciekawą historię miasta. To wszystko można wykorzystać w sposób kompleksowy, zarówno dla turysty jak i do celów edukacji regionalnej, np. tworząc pakiety tematyczne. Pokazać jak losy naszej małej ojczyzny wpisywały się w kształtowanie najpierw wspólnot plemiennych, a później naszego państwa. Oczywiście wymaga to pewnych nakładów finansowych, stosunkowo jednak niewielkich. A można wynieść z tego jakieś korzyści, chociażby w zakresie kreowania wizerunku powiatu i subregionu, jego promocji.

Rozmawiał Artur Marcisz

  • Numer: 8 (641)
  • Data wydania: 19.02.13