środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

W szpitalach kradną nawet sedesy

29.01.2013 00:00 red

Złodzieje szczególnie upodobali sobie izby przyjęć, ale dają o sobie znać również w innych częściach szpitali. Z toalet w przychodni szpitalnej w Wodzisławiu kradziono sedesy, baterie. Tak samo dzieje się w Rydułtowach.

W szpitalach w Wodzisławiu i Rydułtowach grasują nieuchwytni amatorzy publicznego mienia. Najbardziej upodobali sobie izbę przyjęć w Wodzisławiu. Halina Nawrat, zastępca dyrektora ZOZ ds. techniczno-eksploatacyjnych mówi, że średnio trzy razy w tygodniu kradzione były baterie umywalkowe z ogólnodostępnej toalety w izbie przyjęć. Aby zapobiec dalszym kradzieżom pracownicy szpitalnego warsztatu zasłonili dolną część umywalki z rurkami grubą blaszaną płytą zamykaną na kłódkę. Od zamontowania blaszanej osłony kradzieże baterii ustały. Dla odmiany zniknął pojemnik na mydło w płynie, o czym przekonaliśmy się w czwartek, kiedy robiliśmy zdjęcia do artykułu.

WODZISŁAW, RYDUŁTOWY Halina Nawrat, zastępca dyrektora ds. techniczno-eksploatacyjnych  połączonego ZOZ mówi, że kradzieże łączą się również  się z dewastacjami. W zeszłym roku w oddziale urazowo-ortopedycznym w Rydułtowach ktoś skradł  dwie baterie umywalkowe i obciął wężyki. Były to nowe rzeczy, zamontowane podczas remontu oddziału w 2010 roku. Lekarze na ortopedii skwitowali zdarzenie półżartem, żeby zamknąć łazienkę, a pacjenci mają z niej korzystać tylko w obecności pielęgniarek.

Zalana rejestracja

W Przychodni Specjalistycznej na terenie szpitala w Rydułtowach kilka razy skradziono baterię umywalkową z toalety. Skutkiem kradzieży było zalanie pomieszczenia rejestracji . Trzeba było suszyć wykładziny, był problem z uruchomieniem komputerów. Wszystko działo się po południu, trzeba było ściągać do pracy informatyków i elektryków.  – Nie wiadomo, kto to był. Prawdopodobnie  jakiś pacjent  – mówi Halina Nawrat.

Straty finansowe nie są duże. Bateria to koszt rzędu 100 – 150 zł, sedes około 50 zł. Pierwsza skradziona bateria była jeszcze z lat 80. Wartość była znikoma. – Ile ktoś mógł za nią dostać w złomie? 5 zł? – zastanawia się zastępca dyrektora.

Toalety najczęściej narażone na kradzieże najprościej byłoby zamknąć. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby na izbie przyjęć, przez którą przechodzą setki ludzi, nie była czynna chociaż jedna ubikacja.

Szefostwo ZOZ zdecydowało się nagłośnić ten mało chlubny wycinek szpitalnej rzeczywistości, żeby uświadomić ludziom, że wciąż pokutuje u niektórych przeświadczenie, iż skoro coś jest państwowe, to niczyje i brać można.

Złodzieje nieuchwytni

Dotąd nie udało się złapać żadnego złodzieja. W każdym pomieszczeniu musiałby być ochroniarz. Kamery nie wchodzą w grę. Musiałyby być praktycznie wszędzie, zaś w toaletach każdy chce mieć zapewnioną intymność. Swego czasu w Rydułtowach planowano zainstalować kamery – atrapy na klatkach schodowych, ponieważ okradano notorycznie automaty z kawą i innymi napojami. Ktoś połakomił się nawet na fartuchy i kapcie z automatu stojącego przy ginekologii. Do montażu ostatecznie nie doszło, bo automaty należały do prywatnej firmy i to w jej interesie było zabezpieczenie sprzętu.

Policja rzadko wzywana

W zeszłym roku funkcjonariuszy wzywano po odkryciu kradzieży metalowych okiennic budynku szpitalnego w Rydułtowach. Kradzież była poważniejsza, bo dotyczyła budynku podlegającego konserwatorowi zabytków, poza tym masywne okiennice warte były około 3 tys. zł. Policja nie wykryła sprawców. – Na pewno nikt tego sam nie zdemontował, ani na wózku nie wywiózł – mówi Halina Nawrat.

Na kradzieże narażeni są również pacjenci i pracownicy. W zeszłym roku z kuchenki oddziałowej skradziono dwie torebki, z sali chorych komórkę.

Tomasz Raudner

  • Numer: 5 (638)
  • Data wydania: 29.01.13