Obiecałem pracownikom, że nie będzie zwolnień grupowych
Wywiad z Krystianem Kaliszem, nowym dyrektorem SKM w Wodzisławiu.
O powodach zamiany fotela prezesa spółki komunalnej w Łaziskach na stanowisko dyrektora w Wodzisławiu, o niespodziankach podczas akcji zima, pomysłach na poprawę funkcjonowania Służb Komunalnych Miasta, relacjach z pracownikami czy czekających wszystkich zmianach w gospodarowaniu odpadami rozmawiamy z Krystianem Kaliszem, nowym dyrektorem SKM w Wodzisławiu
Krystian Kalisz, 56 lat, mieszka w Łaziskach Górnych, żona pielęgniarka, czworo dzieci, troje wnucząt; interesuje się rolnictwem, ogrodnictwem, jeździ na nartach.
Tomasz Raudner: Ma pan już 30-letnie doświadczenie. Nie chcę panu patrzeć w metrykę, ale mam wyobrażenie, być może mylne, że ludzie w pana wieku bardziej myślą o spokojnym dotrwaniu do emerytury, niż o zmianie pracy. Chyba, że są do tego przymuszeni. U pana takiej sytuacji nie było. Przecież miał pan dobrą posadę prezesa spółki komunalnej miasta i pozycję w Łaziskach Górnych. Zatem co pana skłoniło do wystartowania w konkursie na dyrektora SKM?
Krystian Kalisz: Lubię nowe wyzwania, przyszłość. Lubię budować, remontować. W poprzedniej firmie większość rzeczy już było zrobionych i praca powoli mnie nudziła. Nowa praca to coś, co wyzwala adrenalinę. W Wodzisławiu jest co budować, zmieniać. O problemach w SKM słyszałem jeszcze przed konkursem. Nawet czytałem artykuł w Nowinach Wodzisławskich „Początek końca Służb Komunalnych Miasta?” (opublikowany 28 sierpnia 2012 r.) I pomyślałem, że może wystartuję i jeszcze coś w życiu zrobię.
Co pan wiedział o Wodzisławiu?
Jak mam być szczery, to nie za dużo. Trochę poznałem miasto w listopadzie. A całkowicie zaangażowałem się tutaj w pracę od 3 grudnia. Od tego momentu w zasadzie poznawałem Wodzisław. Poznałem ludzi, niektórych radnych. Byłem na zebraniach mieszkańców poszczególnych dzielnic. Usłyszałem od nich, także od obecnych tam radnych o problemach dzielnic. Muszę powiedzieć, że sprawy komunalne są takie same, jak w innych miastach. Zawsze będzie temat dziur w drodze, braku fragmentu chodnika, czy teraz, kiedy mamy akcję zima, że jakiś odcinek drogi czy wzniesienie nie zostały szybko odśnieżone. Generalnie nie usłyszałem większych zastrzeżeń do działalności SKM.
Być może ludzie dają panu premię startową.
Będą mnie na pewno rozliczać za jakiś czas. Spotkania w dzielnicach są raz do roku, więc na następnych nie będzie już taryfy ulgowej. Będzie rozliczenie z tego, co się obiecało i zrobiło.
A propos akcji zima – akurat w grudniu zima była dość łagodna.
Tu się pan myli. Myśmy w listopadzie i grudniu wysypali już 200 ton soli na drogach gminnych. Asfalt jest pięknie nasolony. Tej pracy wykonywanej w nocy nie widać. Do tego na chodniki wysypano ponad 100 ton piasku. Tego też nie widać za bardzo, bo były opady deszczu czy śniegu. Także jest co robić, ale nie da się uniknąć sytuacji, kiedy ktoś wychodzi z domu i stwierdza, że jest ślisko i służby na czas nie zareagowały. To niewdzięczna praca. To nawet na Zachodzie jest nie do opanowania. To jest żywioł pogodowy. My jesteśmy w stanie w krótkim czasie zadziałać na drogach, które są nam podległe, tyle że czasem trzeba poprawić.
Zdążył się już pan przyzwyczaić do powiedzenia, że zima znów zaskoczyła drogowców?
Nie. Dyżury akcji zima pełnię od 1980 roku. Najgorsze dla mnie jest załamanie pogody. Tak było np. 2 stycznia nad ranem. O godz. 5 rano inaczej wyglądały drogi, niż o godz. 6.00. Po godzinie drastycznie zmieniły się warunki z suchych na szklankę. Ktoś, kto wstał o wpół do siódmej i wyjrzał przez okno, to pewno powiedział – znów drogowcy zaspali. A nie zaspali, tylko w ciągu kwadransa warunki się zmieniły z bardzo dobrych na bardzo złe. Akurat zadziałaliśmy szybko i dziś dostałem pochwałę (rozmowa odbyła się 3 stycznia – przyp. red.).
Powiedział pan, że w Wodzisławiu jest co budować, zmieniać. Co konkretnie?
Słyszałem jeszcze przed konkursem, że w SKM były konflikty między pracownikami. Nie wiedziałem, na czym one polegały. Teraz już wiem. Drobne zatargi, niesnaski były nadmuchane jak bańki mydlane. Atmosfera nie była najlepsza. Jestem tu miesiąc i wiem, że z ludźmi można się dogadać. Od zawsze podkreślam, że podstawową sprawą jest bezpośredni dialog. Nie można się okopać w dwóch rowach i ze sobą nie rozmawiać. Tylko rozmowy prowadzą do rozwiązania problemów i spraw. Na dzień dzisiejszy problemy ze stosunkami międzypracowniczymi udało się załagodzić. Druga sprawa to kwestie socjalne – szatnie, warunki pracy. Tu w grę wchodzą remonty i inwestycje. Tego nie można zrealizować w krótkim czasookresie. Mam tu założony plan działania na ten rok.
Napięcia między ludźmi zdarzają się w każdym zakładzie pracy. Wydaje mi się, że szefa powinny one zajmować, jeśli przekłada się to na jakość pracy i funkcjonowanie zakładu. Tutaj też było takie przełożenie?
Nie oceniam historii. Interesuje mnie teraźniejszość i przyszłość. Zacząłem od tego, że kierownicy dostali polecenia dotyczące postępowania z pracownikami i odnośnie współpracy między sobą. Firma to jeden organizm. Musi działać sprawnie. Ja jestem nastawiony pozytywnie do ludzi. Oczywiście, trzeba od nich wymagać, bo przecież jest to praca, ale nie można być arogantem, czy tak podkręcić śrubę, by działali jak automaty. W firmach samorządowych można zrobić dużo, ale w ramach przepisów obowiązujących pracowników samorządowych.
Podkreśla pan kontakt bezpośredni. To doświadczenie wyniesione z Łazisk?
Byłem tam szefem 25 lat. Zostałem dyrektorem i prezesem w wieku 30 lat. Miałem pod sobą 170 pracowników. Więc te doświadczenia wyniesione z poprzednich firm, bo nie pracowałem tylko w Łaziskach, procentują tutaj.
Jakie jeszcze doświadczenia chce pan przeszczepić? Mówił pan, że tematy komunalne są podobne w miastach.
Za miesiąc przedstawię pewne założenia prezydentowi. Proszę nie wymagać ode mnie, że od razu będę miał gotowe rozwiązania. Nie od razu Kraków zbudowano.
W lipcu zacznie obowiązywać nowa ustawa śmieciowa, która jest powszechnie krytykowana. Zmienia ona całkowicie gospodarkę odpadami. Temat dotknie również służb komunalnych. Wspomniany przez pana artykuł dotykał przyszłości SKM w kontekście tej ustawy. Chodziło m.in. o to, że SKM nie będzie mógł dalej wykorzystywać sortowni. Dlatego pytam, jak pan zapatruje się na ustawę?
Mankamenty w ustawie są, ale czy będą jakieś poprawki w sejmie, tego nie wiadomo. Raczej nie spodziewałbym się zbyt dużej nowelizacji. Zręby ustawy będą obowiązywać. Lobby koncernów zachodnich było, jakie było, ustawa powstała i tutaj pewnym jednostkom budżetowym działalność w zakresie odpadów odejdzie. W naszym przypadku jest to część działalności. Obiecałem załodze, która pracuje w odpadach, że zwolnień grupowych nie będzie. Nie chciałbym też, żeby sortownia stała się bezużytecznym reliktem. Urząd miasta zorganizuje przetarg na sprzedaż działu odpadów SKM. Myślę, że wszystko z pozytywnym dla nas i załogi skutkiem wyjaśni się w ciągu kilku miesięcy.
Kto wie, czy niesnaski wśród załogi nie wynikały z niepewnej przyszłości.
Nie ukrywam, że jeszcze kilka miesięcy temu pracownicy działu odpadów w ogóle nie słyszeli o ustawie o odpadach. Dowiedzieli się czegokolwiek dopiero, kiedy gminy musiały uchwalić stawki za odpady segregowane i zmieszane.
Czy ludziom z działu odpadów zamierza pan wyznaczyć nowe zadania?
Liczę, że większość ludzi przejmie nowy przedsiębiorca. Część zagospodaruję w innych działach, także mam nadzieję na łagodne zmiany. Widziałem w innych firmach, w jakim dołku psychicznym byli pracownicy wiedząc, że część zakładu jest likwidowana, część kadry przechodzi do innej firmy, a oni dostają tylko skierowanie do urzędu pracy.
Które działy chciałby pan wzmocnić?
W tym roku mamy więcej środków na zieleń. Gdybyśmy jeszcze mieli więcej pieniędzy na drogi, to potrzebowalibyśmy potencjału ludzkiego. Maszyny i urządzenia mamy, ale nie jesteśmy w stanie przerobić wszystkiego, bo brakuje ludzi. Ogólnie jest różnica w prowadzeniu zakładu. W Łaziskach jako prezes spółki miałem wolną rękę. Tutaj aby wprowadzać zmiany potrzebne są uchwały rady miasta. Z kolei w spółce trzeba się martwić o pieniądze. Trzeba je wypracować, mieć zysk. Tutaj pieniądze są, tylko trzeba je dobrze spożytkować. Ja mam we krwi działalność spółkową. Chciałbym wyrobić u ludzi przeświadczenie, że trzeba coś zrobić, by wypłatę dostać. Że wypłata nie należy się za przychodzenie do pracy.
Nie ma pan przypadkiem w planie, może dalekosiężnym, przekształcenia SKM w spółkę?
Na pewno nie ma tego w planie tegorocznym i przyszłorocznym. Być może kiedyś to dojrzeje do realizacji. Nigdy niczego nie wykluczam. W życiu bym nie przypuszczał, że będę dyrektorem w Wodzisławiu. A tak się życie ułożyło.
Dziękuję za rozmowę
Najnowsze komentarze