Zarabiają mniej w kopalni, bo są kobietami
– Związek Zawodowy Kobiet w Górnictwie walczy z dyskryminacją ze względu na płeć w branży górniczej. – Nie chcemy dostawać finansowych ochłapów – mówią twardo kobiety.
Wiele lat działalności w Związku Zawodowym Kobiet w Górnictwie nauczyło panie, jak reagować na frywolne żarty kolegów z braci górniczej, które często przybierają seksistowski charakter. – Najlepiej po prostu nie reagować – podkreślają i wyjaśniają, że w przeciwnym razie panowie tylko się bardziej “nakręcają”. Chociaż bywają sytuacje, że trudno się nie odnieść, kiedy na przykład widzi się, że mężczyźni mają na pulpitach swoich służbowych komputerów zdjęcia roznegliżowanych pań.
Związek Zawodowy Kobiet w Górnictwie został założony przez grupę pracownic kopalni Rydułtowy-Anna w 2005 roku. Powstał, by działać w obronie godności i praw kobiet w miejscu pracy. – Nie mogłyśmy dłużej znosić tego, co dzieje się z kobietami w naszej branży – podkreśla Dorota Soczówka, rzeczniczka związku. Początki nie były łatwe. Panie nie raz były wyśmiewane, spotykały się z komentarzami o wyraźnie seksualnych podtekstach. – To środowisko jest zdominowane przez mężczyzn i to oni zawsze dzierżyli w nim władzę. Naszym kolegom nie spodobało się to, że nagle jako związek dostałyśmy się do gremium decyzyjnego i zyskałyśmy jako partner możliwość kierowania zakładem – tłumaczy Dorota Soczówka.
Dyskryminacja w białych rękawiczkach
Zdaniem kobiet ze związku głównym przejawem dyskryminacji ze względu na płeć są zarobki. Panie zatrudnione na tym samym stanowisku co panowie zarabiają po prostu mniej. Mimo że mają te same obowiązki. Do tego dochodzi traktowanie kobiet. – Kiedy mężczyzna coś zawali, jest to odbierane zupełnie inaczej, niż jeśli dopuści się tego kobieta – tłumaczy Bogusława Staszewska, przewodnicząca związku. Kolejne kwestie, z którymi na co dzień borykają się panie, to możliwość korzystania z ruchomego czasu pracy oraz szansa dalszego edukowania się. – Kobiety dokształcają się za własne pieniądze, robią to podczas własnych urlopów i jeszcze są za to szykanowane w pracy. Uchwała zarządu kompanii jest tak skonstruowana, że panowie, którzy reprezentują tak zwane kierunki branżowe, dostają pieniądze na edukowanie się, urlopy i później awanse. Kiedy ja studiowałam z własnych środków, poprosiłam o możliwość skorzystania z ruchomego czasu pracy. Chciałam codziennie pracować godzinę dłużej i w piątek wychodzić o godz. 14.00, by zdążyć na zajęcia. Proszę sobie wyobrazić, że kopalnia posuwała się do tego, że dzwoniła na uczelnię by sprawdzić, czy ja tam jestem – mówi z niedowierzaniem Soczówka.
Pensja na waciki
Ogromną przeszkodą w walce o równe i sprawiedliwe płace jest mentalność kobiet, które często boją się lub nie potrafią rozmawiać o pieniądzach. – Wiele pań jest zbyt zastraszonych. Pracują jak mrówki, przychodzą w sobotę i niedzielę do pracy łudząc się, że skoro będą takimi świetnymi pracownicami, to wreszcie zostaną zauważone i docenione – mówi Stefania Klimek, wiceprzewodnicząca związku. Tymczasem tak się nie dzieje. zupełnie inne podejście prezentują mężczyźni. – Żaden pan nie pójdzie do pracy w weekend bez wcześniejszej rozmowy o pieniądzach. Bo to normalne, że mężczyźni pracują dla pieniędzy. A my przychodzimy po co? Dla przyjemności? – pyta retorycznie Dorota Soczówka. – Jest jeszcze inny problem. Mężczyźni nie dopuszczają nas do odznaczeń – mówi Bogusława Staszewska.
Reagować ze spokojem
Wiele lat działalności w związku nauczyło kobiety, jak reagować na frywolne żarty kolegów z braci górniczej, które często przybierają seksistowski charakter. – Najlepiej po prostu nie reagować – podkreślają i wyjaśniają, że w przeciwnym razie panowie tylko się bardziej „nakręcają”. Chociaż bywają sytuacje, że trudno się nie odnieść, kiedy na przykład widzi się, że mężczyźni mają na pulpitach swoich służbowych komputerów zdjęcia roznegliżowanych pań.
Zawirowania i konsolidacja
Związek Kobiet w Górnictwie marzy, aby jego filie powstały w przyszłości we wszystkich kopalniach węgla. – Zaczęłyśmy już pracę nad konsolidacją środowiska kobiecego w tej branży – podkreśla Dorota Soczówka. Obecnie związek skupia 71 osób. W gronie tym są kobiety pracujące na różnych stanowiskach i w różnych działach: kadrach, księgowości, w laboratorium, lampowni, jako geolożki czy pielęgniarki. – Wcześniej było nas dużo więcej, ale zawirowania związane z likwidacją kopalni Anna spowodowały, że część z nas przeszła na inne kopalnie – wyjaśnia Bogusława Staszewska. W dalszym ciągu kobietom przyświęca jedno – chcą być traktowane nie jak ostatnie ogniwo, tylko jak równorzędny partner.
Pierwszy taki na świecie
Swój udział w powstaniu Związku Zawodowego Kobiet w Górnictwie miała Dorota Stasikowska–Woźniak, która niedawno odwiedziła Rydułtowy, by szkolić urzędników z zakresie autoprezentacji. Wtedy Stasikowska pełniła funkcję pełnomocnika wojewody śląskiego ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. To do niej z prośbą o wsparcie udały się obecne przedstawicielki związku. – Gdyby nie pomoc pani pełnomocnik, nie miałybyśmy szans się narodzić – podkreśla Dorota Soczówka. – Swój udział w tym miał też Bank Światowy, w którym również pracowałam. Rozgłosili, gdzie tylko się dało, że powstał pierwszy taki związek zawodowy. Cały świat o tym wie! Gdziekolwiek jestem: w Waszyngtonie, Nowym Jorku, Australii czy Papui–Nowej Gwinei, i spotykam ludzi z Banku Światowego, to zawsze pytają o związek kobiet w górnictwie. John Strongman, który był głównym ekspertem ds. energetyki, węgla i stali Banku Światowego wie o dziewczynach wszystko – zapewnia Dorota Stasikowska–Woźniak. – Było dla nas ważne, że dostałyśmy wsparcie różnych środowisk, co znacząco podnosiło naszą rangę. Nasi koledzy dostali sygnał, że nie jesteśmy jakimiś tam kobietkami, które, jak tylko coś im się powie, rozpłaczą się i zabiorą swoje zabawki. Za nami stoją potężne organizacje, bo solidaryzujemy się ze wszystkimi kobietami – puentuje Dorota Soczówka.
(mas)
Najnowsze komentarze