środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Ojcowie mają zbyt mały udział w wychowaniu

25.09.2012 00:00 red

Tylko w ubiegłym roku do Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Wodzisławiu Śląskim zgłosiło się ponad 6 tysięcy osób. O problemach, z jakimi przychodzą rodzice i ich dzieci, rozmawiamy z dyrektor placówki, Teresą Jakubiak, która już trzecią kadencję kieruje poradnią.

– Wyobraźmy sobie taką sytuację. Przychodzi do pani rodzic, który nie akceptuje tego, że jego dziecko zamiast do liceum chce iść do zawodówki. Co by mu pani powiedziała?

– Po pierwsze, że należy uszanować zdanie dziecka. Po drugie, zaproponowałabym młodemu człowiekowi wizytę w zakresie doradztwa zawodowego. Poprzez testy zawodoznawcze dostarczyłabym mu wiedzę o jego możliwościach, predyspozycjach i uzdolnieniach, żeby przekonał się, czy jego plany są właściwe. Później konieczna byłaby rozmowa z obiema stronami, by podjęły dialog. Ważne, by rodzic chociaż w minimalnym stopniu zaakceptował decyzję dziecka.

– To była czysto hipotetyczna sytuacja. A z jakimi spotykacie się najczęściej?

– Poradnia jest placówką stricte oświatową, która zajmuje się szeroko rozumianą pomocą dzieciom i młodzieży. Zgłaszają się do nas przede wszystkim rodzice, którzy widzą, że ich dziecko ma problemy w nauce, problemy zdrowotne, albo że pojawiły się u niego zachowania opozycyjno-buntownicze. Naszym zadaniem jest ustalenie ich przyczyny. Może być tak, że trudności w nauce mają charakter obiektywny, bo dziecko jest niedowidzące czy niedosłyszące. Diagnozujemy wtedy pod kątem niepełnosprawności i możemy wydać orzeczenie o kształceniu specjalnym. Jeżeli stwierdzimy, że podłoże tych trudności jest inne, to kierujemy na terapię. Mamy ich kilka rodzajów. Na przykład terapię rodzinną. Jeśli członkowie rodzin gdzieś się pozatracali, staramy się wówczas oczyścić relacje między nimi i doprowadzić do takiego stanu, by mogli ze sobą być. Każdy z nas ma swoje ego, swoje potrzeby i należy wypracować kompromis.

– A jakie są najczęstsze potrzeby młodych ludzi, których nie widzą lub nie chcą widzieć ich rodzice?


– Moim zdaniem rodzice za bardzo postawili na swobodne wychowanie. Nie stawiają dzieciom granic dotyczących tego, jak mają w życiu postępować. Często młody człowiek jest zagubiony, nie radzi sobie z własnymi emocjami i nie wie, jak ma się zachowywać. Wtedy łatwiej przejmuje zachowania nieakceptowalne społecznie. Pojawia się wybuchowość, dążenie do zaspokajania własnych potrzeb, nierespektowanie potrzeb innych i agresja werbalna. Rodzic na to patrzy i mówi, że jego dziecko zachowuje się źle. A tak naprawdę sam sobie na to zapracował. Cały proces terapii polega wtedy na tym, że dokonuje się zmian u rodziców. Uświadamiamy im, że wychowanie polega na tym, że młody człowiek musi znać granice i zasady ustalone właśnie przez rodziców. Nie ma innej drogi. Poza tym wiadomo, że okres dojrzewania ma swoje prawa i młodzież jest wtedy bardzo ekspansywna. Jest to związane z fizjologią i neurofizjologią.

– Rodzice to rozumieją?

– Właśnie... Rodzice muszą zrozumieć fakt, że nie mają już do czynienia z dzieckiem, tylko młodym człowiekiem, który dojrzewa, ma swoje problemy i potrzeby, a jego umysł jest nastawiony na silny rozwój. Trzeba być przygotowanym na to, że nawet, jak pojawią się nieprzyjemne odzywki, nie można reagować w sposób, który polega na konfrontacji, tylko taki, który pomoże młodemu człowiekowi zrozumieć siebie.

– Niedawno usłyszałam od osoby, która pracuje w naszym powiecie z dziećmi, że problem agresywnego zachowania dotyczy coraz częściej nie nastolatków, tylko 7, 8 czy 9-latków. Zauważa to pani?

– Temat jest złożony. Dzisiaj bardzo dużo małych dzieci ma różnego rodzaju problemy o podłożu neurologiczno-psychiatrycznym. Wynika to między innymi z tego,  że medycyna tak szalenie poszła do przodu, że ratujemy dzieci z najbardziej zagrożonych ciąż i po okresie intensywnej terapii medycznej wymagają one długiej terapii związanej z rehabilitacją fizyczną. Niektóre potrzebują leczenia farmakologicznego. U tych dzieci agresja jest sposobem na wyładowanie niemocy. Często robią to nieświadomie. Natomiast jest też grupa dzieci, które już od chwili narodzin miały wszystko, bo rodzice chcieli zabezpieczyć ich potrzeby. I teraz, kiedy takie dziecko po raz pierwszy słyszy „nie”, zaczyna się buntować. Wtedy to rodzice powinni zmienić swoją postawę. Zapraszamy ich na zajęcia o nazwie „Szkoła dla rodziców i wychowawców”. Wiele osób z nich skorzystało, bo dobrych metod wychowawczych można się nauczyć.

– Przejdźmy teraz do tematu dysleksji. Zdarza się, że niektórzy wykorzystują ją do tego, by ułatwić sobie naukę w szkole?

– W ubiegłym roku wydaliśmy około 200 opinii o dysleksji. Obecnie mamy takie narzędzia diagnostyczne, że potrafimy bez problemu ustalić, czy u podłoża trudności w nauce rzeczywiście jest dysleksja. Ludzie zawsze mówili i będą mówić, że ktoś załatwił sobie papier stwierdzający dysleksję, ale jako profesjonalistka odnoszę się do tego ze spokojem. Po prostu nie można stwierdzić u kogoś dysleksji, jeśli rzeczywiście jej nie ma.

– A czy nie jest tak, że przed egzaminami zgłasza się do was więcej osób z podejrzeniem dysleksji?

– Teraz nie, ale jeszcze kilka lat temu tak było. Niektórym wydaje się, że opinia o dysleksji jest fajna, bo dzięki niej można robić błędy na sprawdzianach i egzaminach. Ale dysleksja to również trudności z geometrią, odczytywaniem mapy, liczb w ciągach, a nawet zaparkowaniem samochodu! Całe życie trzeba nad tym pracować.

– Czy stykacie  się z problemami dotyczącymi seksualności?

– Takie sytuacje zdarzają się. W tym temacie nie pracujemy jednak z grupą, tylko indywidualnie. Jeżeli problem jest głębszy, to szukamy konsultacji u psychiatry lub seksuologa. Niestety tego ostatniego nie ma w okolicy i rodzice muszą jeździć z dziećmi na przykład do Katowic. A same wizyty są płatne.

– Jakie emocje towarzyszą dzieciom i rodzicom, którzy się do was zgłaszają? Bywa, że się wstydzą?

– Patrząc na listę zgłoszeń, a mamy ich średnio 40 dziennie, można stwierdzić, że bariera została przełamana. Rodzicom i dzieciom często towarzyszy może nie wstyd, a obawa i lęk przed tym, co usłyszą. Dlatego cały nasz zespół to nie tylko specjaliści w danych dziedzinach, ale osoby, które dbają o to, by nawiązać dobry kontakt z rodzinami.

– Częściej z dziećmi przychodzą matki czy ojcowie?

– Na 10 matek tylko 1 ojciec. Niestety ojcowie mają zbyt mały udział w wychowaniu. Zachęcam, by uczestniczyli w nim w większym stopniu. Zwłaszcza, jeżeli w domu są synowie.

– Jak pani ocenia wiedzę naszych nauczycieli w zakresie psychologii?

– Trudno mi ją oceniać, ponieważ jej nie mierzyłam. Uważam jednak, że nauczyciele znajdują się w trudnej sytuacji, bo szkoły są nastawione na osiąganie wyników. Wydaje mi się, że nauczyciele mają wiedzę, ale wiele zależy od tego, jak radzą sobie z własnymi emocjami. Każdy powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, jak reaguje i ile dobrego przynosi jego reakcja w trudnych sytuacjach w klasie czy na przerwach. Jeśli mają taką refleksję, to są autentyczni i młodzież to doceni.

Rozmawiała: Magdalena Sołtys

  • Numer: 39 (620)
  • Data wydania: 25.09.12