Wezwał go nawet towarzysz Gierek
RYDUŁTOWY – Wiele lat temu, zupełnie przypadkiem, Jerzy Hausman odkrył w sobie umiejętność wykrywania wody za pomocą różdżki. Dzięki niezwykłemu przyrządowi ze stalowego drutu potrafi również sprawdzić, czy narzeczeni do siebie pasują.
Zaczęło się jakieś 50 lat temu. Młody, 23-letni wówczas Jerzy Hausman, absolwent Politechniki Gliwickiej, zatrudnił się w kopalni Anna. – Jedno z moich pierwszych zadań polegało na tym, że miałem towarzyszyć w pracy panu Tomali, który przyjechał do nas z kopalni Ignacy, by wykryć wodę w Zawadzie – wspomina mieszkaniec Rydułtów, który dotąd nie miał kontaktu z radiestezją. Z uwagą i zainteresowaniem obserwował więc pracę różdżkarza. W pewnym momencie zapytał, czy sam może spróbować? – Pan Tomala dał mi swój przyrząd i kazał iść. Później jeszcze raz. I następny. Wreszcie powiedział, że mam większy dar od niego. Później wyciągnął piękną różdżkę z linki stalowej i podarował mi ją z poleceniem, bym się uczył – opowiada pan Jerzy.
Seanse w tysiącach
Od tamtego czasu wielu ludzi wzywało Jerzego Hausmana do wykrywania wody na działkach budowlanych lub by znalazł im w mieszkaniach tak zwane żyły wodne. – W swoim życiu wykonałem około 20 tys. seansów. Od Berlina aż po miasta w Rosji czy na Ukrainie – zapewnia.
Towarzysze z pepeszami
Sława Jerzego Hausmana rosła. Do tego stopnia, że w latach 70. zgłosili się do niego ludzie I sekretarza KC PZPR, Edwarda Gierka. – Nie wiem, jak się o mnie dowiedzieli. Przyjechał kierowca i zawiózł mnie do wielkiej willi otoczonej chyba 3-metrowym płotem. Wszędzie żołnierze z pepeszkami. Moim zadaniem było sprawdzenie geopatii domu, żeby Gierkowi się dobrze spało. Potrzebne były korekty – śmieje się pan Jerzy.
Garść wyjaśnień
Jerzy Hausman podkreśla, że każdy człowiek rodzi się z jakimś talentem. On, jako różdżkarz, widzi drugą stronę materii. – A dokładnie geopatię Ziemi. Jest to wypadkowa sił z kosmosu działająca na Ziemię. Konwencjonalna fizyka tego nie wyjaśnia – tłumaczy i dodaje, że zdaje sobie sprawę, że niektórzy ludzie podchodzą do jego zdolności sceptycznie. – Ale do czasu. Bo jak nie mogą znaleźć wody, to często zmieniają zdanie – podkreśla i jako przykład podaje historię zdesperowanego studniarza spod Opola. – Wezwał mnie do specyficznie ukształtowanego terenu. Na dole był strumień, a na wzniesieniu działka. Ze względu na górotwór wykopanie głębokiej studni było niemożliwe. Ale dzięki różdżce wskazałem mu miejsce, gdzie 5 metrów pod ziemią jednak była woda – wspomina.
Niebezpieczne żyły
Jak zapewnia pan Jerzy, geopatia może mieć również wpływ na nasze samopoczucie, a nawet zdrowie. – Każdy człowiek ma pole bioplazmowe. Leżąc na tak zwanej żyle wodnej, szkodzimy sobie – tłumaczy rydułtowianin, do którego jakiś czas temu zgłosiła się młoda dziewczyna, której brakowało energii. Po seansie okazało się, że w jej pokoju jest „żyła na żyle”. – Znam też przypadek kobiety, która, mimo jeszcze młodego wieku, zmarła na raka narządów rodnych. Na prośbę rodziny wziąłem różdżkę i przebadałem pokój. W miejscu, gdzie spała, dokładnie na wysokości podbrzusza, krzyżowały się żyły wodne – mówi z żalem.
Przebadaj narzeczonego
Przy użyciu niezwykłej różdżki pan Jerzy jest w stanie sprawdzić, czy narzeczeni do siebie pasują. Małżeństwo będzie udane tylko wówczas, gdy partnerzy mają inne ładunki. – Kiedyś przyjechali do nas znajomi. Ich syn przywiózł narzeczoną. Dyskretnie sprawdziłem parę. Po wizycie powiedziałem mojej żonie, że nie chcę zapeszać, ale mają te same ładunki. Odbyło się wesele, orkiestra pięknie grała, niestety po jakimś czasie dowiedzieliśmy się o ich rozwodzie – mówi pan Jerzy. Dodaje, że nigdy nie oceniał swojego małżeństwo za pomocą różdżki, bo sam nie może się sprawdzić. – Ale podejrzewam, że mamy odmienne ładunki – uśmiecha się.
Siła różdżki
Różdżki, z których korzysta pan Jerzy, są wykonane ze stalowego drutu. Gdyby były z drewna, po każdym seansie należałoby je wymieniać z powodu złamań. Ich siła jest bowiem tak duża, że czasami trudno utrzymać je w rękach. – Bywa, że i metalowy drut się wygnie. Dlatego mogę pracować nie więcej niż pół, maksymalnie godzinę. Proszę spojrzeć. I tak mam odciski. Bywało też, że i rany – mówi pokazując dłonie. Rydułtowianin, mimo swych 77-lat, nie zamierza rezygnować z szukania wody. – Ostatecznie żyjemy na tym świecie jeden dla drugiego, by sobie pomagać – puentuje.
Magdalena Sołtys
Najnowsze komentarze