Oni mają największe zaufanie starosty i burmistrza
POWIAT – Kierowca pracujący w urzędzie miasta czy starostwie musi być dyskretny i trzymać język za zębami. Za roznoszenie plotek mógłby wylecieć z roboty.
Choć często wykonują ważne zadania niewiele się o nich mówi. Kim są kierowcy pracujący w samorządzie. Jak wygląda ich praca, ile czasu jej poświęcają i dlaczego powinni być wyjątkowi?
Za kierownicą od zawsze
Krystian Skowron, kierowca w Starostwie Powiatowym w Wodzisławiu służbowo jeździ od 18 lat. Woził samorządowców jeszcze przed reformą samorządową i powstaniem powiatów w 1999 r. Pracował „za kółkiem” w terenowych jednostkach wojewody. Zdobywał zaufanie kolejnych starostów: Jerzego Rosoła, Jana Materzoka i obecnego szefa Tadeusza Skatuły. Choć każdy z nich częściowo wymieniał kadrę i dobierał współpracowników, kierowca pozostał ten sam.
Dariusz Moskwa, kierowca w Urzędzie Miasta w Pszowie, zawodowo autem jeździ od zawsze. Karierę rozpoczął w wojsku w latach 1988–89. Woził dowódcę jednostki. Później pracował 10 lat w kuratorium oświaty. Woził m.in. wizytatorów na kontrole do szkół. Od 12 lat pracuje w pszowskim magistracie.
Najgorzej, gdy mi wnoszą błoto do auta
Pan Krystian jeździ renault latitude, kierowca z Pszowa ma do dyspozycji skodę octavię. Oba auta to rocznik 2011.
– Praca wszędzie wyglądała podobnie, teraz tylko samochody są lepsze, mają bogatsze wyposażenie. Klimatyzacji nie było – wspomina Dariusz Moskwa. I pieniędzy na utrzymanie brakowało. Zamiast wymieniać opony na nowe, trzeba było bieżnikować, co odbijało się na bezpieczeństwie. – W samorządzie nie ma już problemu z pieniędzmi. Coś dzieje się z autem, zgłaszam burmistrzowi, auto do serwisu i gotowe. Może jest drożej, ale człowiek śpi spokojnie. Zdaję sobie sprawę, że jeżdżę z ludźmi, nie wożę towaru – mówi Dariusz Moskwa.
Tego samego zdania jest kierowca wodzisławskiego starosty. – Na komfort jazdy moi pasażerowie nie mogą narzekać. Niektórzy mówią, że francuskie samochody są zawodne. My od lat z nich korzystamy i jesteśmy zadowoleni. Oczywiście ważne jest, by o nie dbać – dodaje. Wie co mówi. W ubiegłym roku starostwo korzystało z wysłużonego auta, które stało często pod chmurką. Nie było dla niego miejsca. Pan Krystian dbał o nie na własną rękę. Mył pod swoim domem, pielęgnował i doglądał. Traktował jak swoje. – Żona nie była zbytnio zadowolona, ale z czasem to zaakceptowała – uśmiecha się kierowca. Dzisiaj starostwo posiada spory garaż mieszczący dwa służbowe samochody. Problemu z umyciem pojazdów czy drobnymi naprawami nie ma.
Nie narzeka także kierowca z Pszowa. Przynajmniej raz w tygodniu myje auto w Zakładzie Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. – Samochód drugi po żonie – mówi z przekonaniem kierowca. Dla niego największy ból to interwencje w terenie, szczególnie na hałdzie. Inspektorzy chodzą w gumowcach, butach terenowych. I wnoszą brud do auta.
Bez większych awarii
Dziś dawne problemy z autami kierowcy wspominają jako anegdotki. W czasach rejonowego zespołu obsługi szkół (dawne kuratorium) na trasie do Legnicy zepsuły się hamulce w żuku. Rękawy zakasane, lewarek w ruch i trzeba było naprawiać. – Z wykształcenia jestem mechanikiem, także dałem sobie radę. Obyło się bez wymiany części. Hamulce wystarczyło wyregulować – wspomina kierowca. Innym razem złapał kapcia w drodze na Okęcie po francuską delegację. Koło wymienił, przyjechał później, niż planował, ale zdążył.
Większych problemów z dotarciem na miejsce nie miał także Krystian Skowron. Drobne incydenty nie miały wpływu na bezpieczeństwo starosty, jego gości czy współpracowników. Renówka, z której starostwa korzystał jeszcze w ubiegłym roku raz odmówiła posłuszeństwa – podczas pogrzebu wodzisławskiego komendanta policji. – Wsiedliśmy do środka. Czas w drogę. A auto ani me, ani be – wspomina z uśmiechem pan Krystian.
Pomagają urzędnikom
Ktoś obserwujący z boku pracę kierowców stwierdzi, że się nie narobią. – Niezła fucha. Zawieźć na miejsce, posiedzieć w aucie, poczekać i z powrotem – powiedzą niektórzy. Nic bardziej mylnego. Praca kierowcy nie ogranicza się do wożenia pasażerów i czekania na parkingu aż szef skończy spotkanie. Kierowcy zawożą dokumenty do wielu instytucji, najczęściej w Katowicach (Urząd Marszałkowski, Regionalna Izba Obrachunkowa, Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska czy banki). To nierzadko 2–3 wyjazdy w tygodniu. Podczas niedawnej kontroli RIO kierowca z Pszowa kursował do Katowic nawet 2 razy dziennie. Kierowcy wyręczają często urzędników. Nie tracą czasu po dotarciu z szefem na miejsce. On uczestniczy w konferencji, oni pukają z dokumentami do drzwi kolejnych instytucji. Ponadto zajmują się drobnymi dostawami dla urzędu, np. wody do picia. Załatwiają kontrole meldunkowe, wizje lokalne, rozwożą plakaty czy pocztę pomiędzy jednostkami.
W dalszą podróż…
Zdarzają się również dalsze wypady. – Nie ukrywam, że je lubię najbardziej – twierdzi Krystian Skowron. – W ubiegłym roku samochodem pojechaliśmy nawet do Recklinghausen w Niemczech (powiat partnerski – przyp. red.). Delegacja była nieco większa więc skorzystaliśmy z busa jeżdżącego na co dzień w jednej z jednostek powiatowych. W obie strony pokonaliśmy blisko 2 tys. km. Dzięki temu starostwo znacznie zaoszczędziło – wspomina pan Krystian.
Pieniądze liczą także w Pszowie. Burmistrz Marek Hawel na dłuższe trasy wybiera pociąg. Wyjątkowo autem delegacja jechała na lotnisko w Warszawie, wybierając się do Francji na promocję książki o Helmucie Warzesze. – Wtedy się to opłacało. W delegacji były 4 osoby, gdyby każda miała kupić bilet na pociąg, zapłacilibyśmy z 800 zł. Autem jechaliśmy w dwie strony za 200 zł. Mieliśmy przy tym dużo bagażu, więc autem było wygodniej – mówi burmistrz.
Porada kolegi z branży na wagę złota
Kierowca musi być dyskretny i trzymać język za zębami. Za roznoszenie plotek mógłby wylecieć z roboty. Opisywani przez nas panowie – ku niezadowoleniu dziennikarzy – potrafią milczeć jak zaklęci. – Zresztą jakie to tajemnice możemy skrywać. Opowiadamy kawały, rozmawiamy o przyziemnych sprawach. Nie politykujemy – mówią. Jest zasada, że spraw urzędowych nie poruszamy w swoim gronie – dodaje Dariusz Moskwa, wyjaśniając, o czym rozmawiają kierowcy czekający na swoich szefów. Wymieniają się np. uwagami o drogach. Niedawno pojawił się temat dojazdu do Warszawy, w związku z przebudową 84 km drogi między Piotrkowem Trybunalskim a stolicą. Jeden z kierowców zasugerował przejazd przez centrum Łodzi do autostrady A2 Berlin–Warszawa. Nadkłada się około 30 km, ale zyskuje co najmniej dwie godziny. Z Pszowa do Warszawy w 4 godziny można zajechać, tradycyjną trasą – 6 godzin.
– Dobre przygotowanie trasy to podstawa – przyznaje Krystian Skowron. Często korzysta z porad innych kierowców i sam ich udziela. Nie jest tajemnicą, że szczególnie dzisiaj, gdy wiele dróg jest rozkopanych, to bardzo ważne.
Szefowie ich chwalą
Tadeusz Skatuła, wodzisławski starosta ma pełne zaufanie do swojego kierowcy. – Jest profesjonalistą. Dba o najdrobniejsze sprawy. Skrupulatnie przygotowuje wyjazd i za to go cenię – mówi. W samych superlatywach o kierowcy wypowiada się także burmistrz Pszowa. – Jak dla mnie jest nawet zbyt pedantyczny. Przygotowuje się do każdego wyjazdu. Orientuje się, gdzie są fotoradary, jakie są objazdy. Postępuje tak niezależnie czy planuje wyjazd prywatny za granicę czy służbowy do Rybnika – chwali go burmistrz. Przezorny też do przesady. Kiedy na urlopie pił jedno, dwa piwa dziennie, na koniec pobytu poszedł na policję przebadać się alkomatem. Wsiadł do auta, kiedy aparat wskazał 0,00 promila. Mandat do tej pory zapłacił jeden, 100 zł za przekroczenie prędkości. Wracał z Warszawy. W okolicach Orzesza zatrzymali go policjanci z Rybnika kursujący nieoznakowanym fordem mondeo wyposażonym w wideoradar.
Krystian Skowron do tej pory mandatu nie zapłacił. Miał dwie stłuczki. Za pierwszym razem wjechał do niego pijany kierowca. W ubiegłym roku z kolei dostał uderzenie z tyłu, gdy stał na pasach. Nikt rzecz jasna nie ucierpiał. Życzymy obu panom by tak było zawsze.
Tomasz Raudner
Rafał Jabłoński
Najnowsze komentarze