Bez ochotników nie bylibyśmy tak skuteczni
O akcji protestacyjnej, wypadku zbiorowym podczas łapania kota czy fałszywych alarmach wszczynanych w dobrej wierze mówi kapitan Marek Misiura, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu
– Tomasz Raudner – W maju przypada Dzień Strażaka. Czego Wam życzyć?
– Marek Misiura – Jak najmniej wyjazdów, bo każdy wyjazd związany jest z jakimś nieszczęściem. Coś się pali, był wypadek, albo wystąpiło miejscowe zagrożenie. W każdym przypadku poszkodowany jest człowiek.
– Myślałem, że pan powie – lepszych warunków pracy, większych wypłat.
– Moim zadaniem jako komendanta powiatowego jest zapewnić strażakom jak najlepsze warunki socjalne i warunki do prowadzenia działań ratowniczych. Wydaje mi się, że udaje mi się to stopniowo osiągać zarówno dla strażaków jak i pracowników administracji. Jeśli chodzi o sprzęt, to systematycznie go wymieniamy. Całkowita wymiana nastąpiła już w jednostce w Rydułtowach. Również w Wodzisławiu przybywa sprzętu. Dwa lata temu został wymieniony sprzęt do ratownictwa technicznego o wartości ponad 200 tys. zł. W roku bieżącym postawiłem sobie jako zadanie wymianę samochodu ratowniczo-gaśniczego. Efekty widać, bo najpierw zarząd powiatu, a ostatnio również rada podjęła uchwałę o przekazaniu 350 tys. zł na zakup samochodu. Drugą połowę zapewnia komendant wojewódzki. W kolejnych latach będę się starał wymienić samochód ciężki oraz drabinę.
– Nie bez powodu pytam o wypłaty. Od pewnego czasu na komendach wiszą transparenty o akcji protestacyjnej. Stąd zastanawiam się czy czuje pan, że jednak coś w straży pożarnej nie gra?
– Akcję protestacyjną od kilku miesięcy prowadzi Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Pracowników Pożarnictwa. On ma swoje postulaty, w tym płacowe. Jeszcze w zeszłym roku pojawiły się informacje, że podwyżki dostaną służby mundurowe. Okazało się, że nie wszystkie. Stąd ten protest. Mamy informacje ze strony rządowej, że strażacy dostaną podwyżki od października, o ile nie wystąpią jakieś zdarzenia o znamionach klęsk żywiołowych. Jest zatem zagrożenie, że podwyżek nie będzie. Ja uważam, że strażacy wykonują ciężką pracę z narażeniem zdrowia i życia. Więc zasługują na godne wynagrodzenie.
– Czy to zamieszanie z podwyżkami wpływa na morale załogi?
– Myślę, że atmosfera jest dobra. Protest nie ma żadnego wpływu na gotowość bojową jednostki. Nie ma możliwości, byśmy nie brali udziału w działaniach, tam gdzie nasza pomoc jest potrzebna. Protest polega na oflagowaniu. My nie strajkujemy, nie możemy strajkować.
– Pan należy do związku?
– Nie, z racji pełnionej funkcji nie mogę.
– Ma pan kompletną załogę? Czy zawód strażaka wciąż jest atrakcyjny? Kiedyś każdy mały chłopiec chciał zostać strażakiem.
– Będąc na dniach otwartych strażnic, wizytując nasze jednostki prawie wszyscy młodzi chłopcy wskazują, że chcą być strażakami. Dorośli tego już nie okazują, ale może skrycie jeszcze jakaś nutka sentymentu u nich została. To zainteresowanie przekłada się na nabory. W zeszłym roku na 7 miejsc mieliśmy 140 kandydatów. Moim zdaniem ta liczba spowodowała, że wybraliśmy kandydatów, którzy zasługują na bycie strażakiem. Natomiast jeśli chodzi o sprawy kadrowe, to w ostatnim czasie jest bardzo duża rotacja. W ostatnich 3-4 latach nastąpiła wymiana ponad 50 procent załogi.
– Było to związane z przejściem na emeryturę?
– Wszystko wiązało się z emeryturą. Taki moment przyszedł, że odchodząca część osób osiągnęła wiek emerytalny uprawniający do odejścia. Korzystali z tego, tym bardziej, że różne medialne informacje pojawiały się na temat możliwości odebrania pewnych praw już nabytych. Chciałbym przy okazji obalić pewien mit, że przedstawiciele służb mundurowych odchodzą na emeryturę w bardzo młodym wieku, po przepracowaniu 15 lat. Przyznam szczerze, że nie pamiętam takiej sytuacji. Strażacy odchodzą po przepracowaniu 30 lat służby, a minimum 25 lat.
– Co pewien czas słyszy się, że gminy dofinansowują zakup nowych samochodów dla jednostek OSP. Tak było niedawno np. z autem dla OSP Zawada. Czy uważa pan, że lepiej byłoby, gdyby te pieniądze były przeznaczone dla strażaków zawodowych?
– Bardzo dobrze, że samorządy wyposażają w nowy sprzęt jednostki OSP, zwłaszcza te wchodzące w skład Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Wszystkie jednostki OSP wspierają działania państwowej straży pożarnej przy gaszeniu pożarów i likwidowaniu miejscowych zagrożeń. To szczególnie widać podczas kataklizmów. Mógłbym przywołać tu rok 2010 czy 1997, kiedy również w naszym powiecie wystąpiły powodzie. Udział jednostek OSP jest nieoceniony. My bez nich na pewno nie bylibyśmy tak skuteczni. Pan pytał, czy nie lepiej dla zawodowców te środki. Myślę, że kiedy zajdzie potrzeba i będzie mi brakować na sprzęt, to zwracając się do samorządów będę liczył na pełne zrozumienie.
– Z gmin docierają do redakcji sygnały, że straż uaktywniła się na polu kontroli zabezpieczeń przeciwpożarowych w budynkach, a zalecenia dotyczące np. przedszkoli bywają nieżyciowe. Budynek stał lata, a nagle się okazuje, że ma zbyt wąską klatkę schodową.
– Kontrole wiążą się ze zmianą przepisów, która nastąpiła kilka lat temu. My jesteśmy od tego, by je egzekwować. Przepisy te dotyczą również obiektów już istniejących. Wydaje mi się jednak, że wspólnym interesem zarówno państwowej straży pożarnej jak i właścicieli obiektów jest stałe zwiększanie bezpieczeństwa. Myślę, że docelowo samorządy będą z tego stanu zadowolone.
– W których budynkach stwierdziliście najwięcej uchybień?
– Ogólnie mówiąc to dotyczy większości budynków użyteczności publicznej. Najczęściej występujące nieprawidłowości związane są z niewłaściwym zabezpieczeniem miejsc ewakuacji. Brak jest wydzieleń klatek schodowych, brak jest oddymiania. Mam tu na myśli przedszkola, szkoły, szpitale, domy kultury, również kościoły.
– Zdarzyło się już panu wymierzyć karę czy nie dopuścić danego budynku do użytkowania?
– Decyzji o zamknięciu obiektu nie wydawaliśmy.
– Jak wygląda sprawa hydrantów? Zdarzyło się, że potrzebowaliście wodę podczas akcji, a hydrant był niesprawny?
– Za sprawność hydrantów odpowiada właściciel. My oczywiście podczas ćwiczeń czy akcji gaśniczej, gdy zachodzi potrzeba skorzystania z hydrantów, zawsze sprawdzamy prawidłowość ich oznakowania, sprawność, konserwację. Gdy coś jest nie tak, zwracamy się do właściciela o usunięcie nieprawidłowości. Były już sytuacje, kiedy hydrant był niesprawny, ciśnienie wody było zbyt słabe, albo urządzenie było źle oznakowane i musieliśmy je szukać. Każdorazowo informowaliśmy właściciela i egzekwujemy doprowadzenie do sprawności. Chcę jednak podkreślić, że niesprawny hydrant nie wpływa na skuteczność naszych działań. Wtedy radzimy sobie inaczej, np. wysyłamy do akcji kolejne jednostki.
– Regularnie wraca temat kłopotów z poruszaniem się wozów strażackich po zapchanych autami drogach osiedlowych.
– Zdarza się, że musimy się nagimnastykować, ale jeszcze nie było sytuacji, żebyśmy nie dojechali. Monitujemy w tych sprawach do administratorów osiedli. Widzimy, że parkingów przybywa, ale samochodów też. Dlatego nie poprawia się sytuacja z poruszaniem się po osiedlach.
– Porozmawiajmy o fałszywych alarmach. Wystawił już pan komuś rachunek za nieuzasadnione wezwanie straży pożarnej?
– Nie było takiego przypadku. W większości fałszywych alarmów są to wezwania zgłoszone przez instalacje wykrywania pożarów czy to w supermarketach czy w innych obiektach. My musimy reagować. Alarmy spowodowane bywają jakąś awarią, pracami w obiekcie. Są też alarmy fałszywe w dobrej wierze. Kilka dni temu mieliśmy zdarzenie, kiedy mieszkańcy z okolic Koksowni Radlin masowo zaczęli dzwonić, że jest tam pożar. Nie mieliśmy takiego sygnału z samej koksowni. Dyspozytor zgodnie z procedurą zadysponował odpowiednią ilość sił i środków. Na miejscu okazało się, że na terenie koksowni były wypalane nadmiary gazu. Był to element procesu technologicznego. Tym niemniej mieszkańcy widząc płomienie dzwonili działając w dobrej wierze. Zgłoszenia złośliwe są rzadkością. Żartownisie wiedzą, że są już możliwości dotarcia do nich.
– Mieliście dziwne, absurdalne zgłoszenia?
– Bywają. W ubiegłym roku mieliśmy zgłoszenie z miejscowości Łaziska, że kot od kilku dni znajduje się na wysokości 20 metrów i jest na tyle wystraszony, że o własnych siłach nie zejdzie. Pojechaliśmy z interwencją. Kot najpierw wzbraniał się przed nami. Zaczął uciekać jeszcze w górę. Ale przy pomocy drabin mechanicznych udało nam się kota złapać. Dwaj strażacy ściągnęli kota do kosza. Kot się chyba zdenerwował, próbował się wydostać. Niestety przy tym strażników ranił. Jednego podrapał w rękę, drugiego w nogę. Mimo pełnego zabezpieczenia zanotowaliśmy wypadek zbiorowy przy tej akcji. Oczywiście wypadek był tylko w dokumentacji, zadrapania były drobne.
– A zgłoszenia dotyczące os, szerszeni? Okresami bywa to plaga.
– Mocno weryfikujemy te zgłoszenia. Dyspozytor dokładnie wypytuje zgłaszającego. Jeśli stwierdzi, że jest zagrożenie, dostęp jest utrudniony, a wszystko dzieje się w budynku, gdzie są osoby, to podejmujemy interwencję. Większość przypadków kierujemy do specjalistycznych firm.
– Decyzją starostwa powstał powiatowy magazyn sprzętu przeciwpowodziowego, jednak gminy nie chcą do niego dokładać. Pana zdaniem to dobre rozwiązanie? Czy też lepszy jest wariant z mniejszymi magazynami w gminach?
– Wydaje mi się, że to co zaproponował starosta, jest bardzo dobrą drogą. Jednak zakup i gromadzenie sprzętu w sposób przemyślany, bez dublowania jest właściwy. Lepiej coś ustalić wspólnie i niech to jest dla całego powiatu niż każdy będzie sobie coś kupował, a i tak nie wystarczy to na potrzeby tej gminy.
Dziękuję za rozmowę
rozmawiał Tomasz Raudner
Najnowsze komentarze