Sobota, 30 listopada 2024

imieniny: Andrzeja, Justyny, Konstantego

RSS

Nie warto udawać, że nie ma problemu

10.04.2012 00:00 red

O radiowozach od samorządowców, psychice policjantów i zamiataniu spraw pod dywan rozmawialiśmy z podinspektorem Krzysztofem Justyńskim, nowym komendantem Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu

Podinsp. Krzysztof Justyński ma 40 lat. W policji od 1992 roku. Zaczynał w komendzie wodzisławskiej. Od 2000 r. oficer dyżurny, następnie zastępca naczelnika wydziału prewencji Komendy Miejskiej Policji w Jastrzębiu. Od 2005 roku komendant Komisariatu w Skoczowie. Od 2006 r. pierwszy zastępca komendanta w Jastrzębiu. Do Wodzisławia wraca w 2008 r. Zostaje pierwszym zastępcą komendanta. Kieruje komendą od 27 lutego. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Żonaty, ma syna.

– Przyszło panu wcześniej pracować w komendzie podzielonej na dwie siedziby, jak to ma miejsce w Wodzisławiu?

– Nie. Rozwiązania przyjęte w Wodzisławiu, gdzie komenda musi funkcjonować w dwóch budynkach na dwóch końcach miasta (w dzielnicach Wilchwy i Jedłownik – przyp. red.) są jedyne w województwie, a niewykluczone, że nawet i w kraju. To na pewno jest przykład złego rozwiązania organizacyjnego pracy policji. Już przed laty podział ten wydawał mi się mało efektywny, a kolejne lata utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Ten model powoduje, że niepotrzebnie angażujemy siły i środki w sprawy nie związane bezpośrednio z pracą policji. Trzeba wozić pocztę, przewozić policjantów, pracowników administracyjnych w obie strony. Dlatego chciałbym  zrobić wszystko, co będę mógł, aby policja funkcjonowała w jednej siedzibie na Jedłowniku. Niestety występują aktualnie pewne ograniczenia kubaturowe. Kiedyś na Jedłowniku komenda była w dwóch budynkach, teraz został nam jeden. Musimy bardzo mocno się zastanawiać, jak się tu rozlokować, żeby zachować standardy pracy policjantów. Na razie staramy się odzyskiwać wszystkie pomieszczenia, które mogą być wykorzystane do celów biurowych. Magazyny, szatnie przenosimy do zaadaptowanych pomieszczeń. Zwolnione pomieszczenia wykorzystujemy do potrzeb biurowych. Sukcesywnie przenosimy tu policjantów z budynku przy ul. 1 Maja na Wilchwach. Prace remontowe wykonujemy powoli własnymi siłami.

– Trzymając się wątku finansowego – apeluje pan, podobnie jak i pańscy poprzednicy, do władz lokalnych o dokładanie pieniędzy do zakupu radiowozów. Samorządy na to się decydują. Czy policja dostając te pieniądze nie staje się zależna i nie przestaje być stanowcza wobec samorządowców?

– Nie jesteśmy w stanie jako policja kupić jednorazowo tylu samochodów, ile byśmy chcieli. Zmiana taboru i tak nastąpiła, bo nie ma już zdezelowanych samochodów. Przyjęta zasada współudziału samorządów w zakupie samochodów jest jednym z rozwiązań, które funkcjonuje, i z którego w miarę możliwości korzystamy. Bez tego wsparcia byłoby trudno. Jeśli dysponujemy jednym radiowozem na dwa komisariaty, to mamy problem jak to podzielić. Z tego powodu poszkodowani są przede wszystkim mieszkańcy. Ich nie interesuje, skąd jest dany radiowóz. Oni potrzebują szybkiej pomocy, reakcji. To kwestia ich poczucia bezpieczeństwa. Zaś za zapewnienie bezpieczeństwa odpowiadają też samorządy. I myślę, że przez ten pryzmat należy patrzeć na kwestię angażowania się lokalnych władz w finansowanie kosztów funkcjonowania policji. Ja z góry za tę pomoc dziękuję. Natomiast to absolutnie nie wpływa na pracę policji. Zasady są bardzo proste. Bezpieczeństwo jest wspólną kwestią policji i samorządu, więc współpracować musimy. Ale żadnych taryf ulgowych nie ma w kwestii przestrzegania prawa i praworządności. Każdy, czy to samorządowiec, przedsiębiorca czy policjant musi się liczyć z tym, że poniesie odpowiedzialność za postępowanie niezgodnie z przepisami. Zresztą wydaje mi się, że osoby publiczne z racji  pełnionych funkcji - same od siebie wymagają więcej.

– Z wielu gmin naszego powiatu docierają do pana sygnały, że policja jest słabo widoczna. Może pan wytłumaczyć, jak organizujecie pracę na terenach wiejskich?

– Powiat wodzisławski jest duży i z tej przyczyny nie jesteśmy w stanie spełnić wszystkich oczekiwań. Tereny podległe komisariatom są głównie obsługiwane przez pracujących w nich policjantów. Oprócz tego policjanci ruchu drogowego z komendy powiatowej obsługują cały teren. Podobnie dzieje się z funkcjonariuszami pionów kryminalnego i przestępczości gospodarczej. Część tych policjantów jest niewidoczna, bo na co dzień nie pełnią służby w mundurach. Ale to nie znaczy, że ich nie ma. Tak samo nie widać policjantów drogówki, kiedy jeżdżą nieoznakowanym samochodem. Jak się staramy to polepszyć? No właśnie m.in. poprzez współpracę z samorządami. Niektóre, jak samorządy w Pszowie, Marklowicach czy Mszanie korzystają z możliwości ustawowej i przeznaczają dodatkowe środki na wynagrodzenia za pracę policjantów poza godzinami ich służby w komendzie. Pracują wówczas tylko na terenie tych gmin, co w połączeniu z naszą normalną obsługą na danym terenie powoduje, że policjanci są wyraźnie widoczniejsi. Trzeba też zaznaczyć, że na terenach gminnych jest mniej zdarzeń, przez co jest mniejsza potrzeba obecności tam policjantów.

– Pana poprzednik skarżył się, że kiedy Odra Wodzisław grała w ekstraklasie, musiał angażować znaczne siły w celu zabezpieczenia meczów. Nie obawia się pan powtórki sytuacji, gdyby na mecze grające obecnie w niższej lidze Odry przychodziły tysiące widzów?

– Bez wątpienie zabezpieczenie imprez masowych sportowych czy artystycznych wymaga znacznego zaangażowania naszych sił. Automatycznie w kolejne dni mamy mniejszą obsadę na poszczególnych zmianach, ponieważ obowiązuje nas przestrzeganie godzin służby policjantów. Na pewno gdyby nie było dużych imprez, moglibyśmy jeszcze efektywniej pracować w ciągu tygodnia. To, że nie mamy teraz ekstraklasy w Wodzisławiu, tylko trochę zmieniło angażowanie sił policyjnych. Mecze dalej są, może nie ma jednej dużej imprezy, ale w zamian pojawiło się kilkanaście innych.

– Nie da się ukryć, że policjanci są na pierwszej linii strzału, jeśli chodzi o obcowanie z różnymi plugastwami życia. Jak to na przykładzie pana jednostki przekłada się na przeciążenia psychiczne policjantów? Ilu decyduje się korzystać z pomocy psychologów czy innego wsparcia?

– Czy i ile osób korzysta z takiej pomocy – to nie jest informacja, o której mogę mówić. Natomiast mogę powiedzieć, że oczywiście jako przełożeni bardzo mocno musimy monitorować te problemy. Jeżeli dochodzą do nas sygnały, że policjant jest zmęczony, albo ma problemy wymagające konsultacji, to mamy do dyspozycji panią psycholog. Jeśli ktoś ma problemy, wystarczy, że zgłosi potrzebę i specjalista do nas przyjeżdża. Gdyby problemy wymagały dalszych działań, to jako firma oferujemy wyjazdy na turnusy zdrowotne. Bywają obozy antystresowe. Korzystamy ze służby zdrowia MSWiA. Mamy specjalistyczną klinikę w Katowicach.

– Mogę zrozumieć, że nie ujawnia pan liczb policjantów. Bardziej interesuje mnie, czy problem dotyczy pojedynczych funkcjonariuszy, czy też to większy odsetek.

– To pojedyncze przypadki. Zresztą gdyby zgłębić problem, to należy zauważyć, że problemy policjantów nie wynikają tylko z pracy.

– Czyli dochodzą problemy osobiste.

– Oczywiście policjant aby dobrze pracować potrzebuje bezpieczeństwa psychicznego, które w podstawowym zakresie zapewnia rodzina.

– Pisaliśmy o sytuacjach, kiedy doszło do niekontrolowanego wycieku danych z wodzisławskiej komendy czy niewłaściwego dokumentowania pobierania służbowej broni i amunicji przez policjantów. Czy zatem planuje pan zmianę zasad kontroli obiegu dokumentów i korzystania z ekwipunku?

– Moim wielkim życzeniem byłoby nie dać nigdy państwu okazji pisania w sposób negatywny o pracy policji czy zachowaniach policjantów. Nie mogę powiedzieć, że tak się stanie na pewno, bo jesteśmy dużym zakładem pracy i ilu ludzi tyle indywidualnych spraw i być może problemów. Stąd zmieniam sposób nadzoru nad służbą. Zmienię również sposób samokontroli i monitorowania własnej jednostki, po to, by samemu znaleźć ewentualne problemy, a nie, żeby to wychodziło przy okazji różnych spraw nieprzyjemnych dla wszystkich.

– Podczas spotkań z władzami podkreśla pan potrzebę współpracy mieszkańców. Jednocześnie przestrzega pan przed zamiataniem spraw pod dywan. To chyba dotyczy szkół, które wolą chwalić się sukcesami, a nie mówić np. o problemie narkotyków.

– Niestety wiele osób woli unikać, udawać, że nie widzi problemu. Naszą rolą jest uzmysłowić, że aktywna postawa mieszkańców w dłuższej perspektywie zapewni im bezpieczniejsze, bardziej komfortowe życie. Z kolei brak reakcji jest akceptacją tych niewłaściwych zachowań. Z naszych doświadczeń wiemy, że np. jest problem na osiedlu, na którym mieszkają tysiące osób, ale nikt niczego nie zgłosi. Oczekiwania wobec policji są ogromne, ja naprawdę staram się, abyśmy reagowali na każdy sygnał, ale aby odnieść sukces potrzebna jest współpraca. Wychodzę z założenia, że nie ma co udawać, że jest dobrze, tylko jak mamy sygnały, że źle się dzieje na osiedlu, w szkole, w rodzinie, to trzeba reagować. Problemy raz nierozwiązane kiedyś wrócą i to z większą siłą. Jeśli komuś raz uda się uniknąć konsekwencji, drugi, piąty, w końcu przestępstwo eskaluje na taką skalę, że trzeba już stosować środki wolnościowe. Wcześniejsza reakcja pozwoliłaby tego uniknąć.

– Przeglądając artykuły znalazłem informację, że dawniej pana pasją były sztuki walki.

– Kiedyś rzeczywiście było to moje hobby. Mając w perspektywie pracę w policji dbałem o właściwą kondycję. Potem z racji kontuzji i kilku gipsów miałem przerwę w treningach. Ale urazy mam już zaleczone i od niedawna za namową kolegów staram się troszkę ćwiczyć. Popieram policjantów, którzy po godzinach są aktywni fizycznie. To doskonała forma relaksu, zostawienia na moment problemów zawodowych, rodzinnych, odreagowania stresów, o których mówiliśmy wcześniej.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Tomasz Raudner

  • Numer: 15 (596)
  • Data wydania: 10.04.12