Przyszłość dogoniła Mikołów, Naprzód sprowadzony na ziemię
Odra Wodzisław – Carbo Gliwice 1:0
Bramka dla Odry: Michał Chrabąszcz
Murowanym faworytem do zwycięstwa byli gospodarze. W szeregach Odry pojawiło się kilku pierwszoligowców, którzy jeszcze dzień wcześniej zagrali mecz z MKS-em Kluczbork. Niestety zawiedli. Mecz był słabym widowiskiem. Jedyna bramka padła na początku drugiej części spotkania. Sytuacji bramkowych było sporo, jednak gospodarze nie potrafili ich wykorzystać. – Najchętniej swoją wypowiedź zakończyłbym podaniem wyniku. Nie jestem w stanie nic dobrego powiedzieć o naszej drużynie. Zawodnicy dostosowali się do poziomu przyjezdnych. Był to najsłabszy mecz w ich wykonaniu. Odra nie była zespołem. Zawodnicy, którzy mieli coś do udowodnienia nie wykorzystali szansy – mówi Jarosław Skrobacz, jeden z trenerów IV-ligowej Odry.
AKS Mikołów – Przyszłość Rogów – 2:2
Bramki dla Przyszłości: Marcin Lukoszek, Wojciech Sałek
Mimo wyrównanej pierwszej części spotkania zawodnicy z Rogowa na przerwę schodzili ze stratą dwóch bramek. Obie padły po stałych fragmentach gry. Pierwsza po rzucie rożnym. Obrońcy z Rogowa zaspali i było 1:0. Druga bramka to już rzut wolny. Półgórnej piłki nikt z zawodników Przyszłości nie wybił i spokojnie wpadła w róg bramki. Jeszcze przed przerwą piłkarze z Rogowa mogli strzelić gola kontaktowego. Z kilku metrów do pustej bramki nie trafił Kamil Benauer. Druga połowa w wykonaniu gości była już zdecydowanie lepsza. W 68 min zremisowali, a chwilę później pojawiła się szansa na zwycięstwo. Głową z ok. 7 m strzelał Rober Żbikowski. Piłka minęła bramkę. – Jechaliśmy do Mikołowa po trzy punkty, zdobyliśmy jeden i musimy sobie to cenić. Może on być ważny przy ostatecznym rozrachunku. Z przebiegu meczu jestem zadowolony. Faktem jest, że niektórzy zawodnicy przeżywali lekki kryzys, ale drużyna pokazała charakter i podniosła się w sytuacji, gdy przegrywała już 2:0 – podsumowuje Tomasz Sosna, trener ekipy z Rogowa.
Polonia Marklowice – LKS Czaniec – 1:2
Bramka dla Polonii: Paweł Miczek
Drugi mecz z rzędu Polonia Marklowice przegrywa na własne życzenie w doliczonym czasie gry. Tydzień temu prowadząc 2:0 przegrała 2:3, tracąc trzeciego gola w 93. minucie. Teraz było podobnie. Pierwsza połowa wyraźnie należała do gości z Czańca. Zespół starszy, bardziej ograny i doświadczony zdołał objąć prowadzenie 1:0. Gol padł po błędzie środkowego obrońcy. Sygnalizował zagranie ręką przeciwnika. Sędzia nie przerwał gry. Mimo to defensor gospodarzy, zamiast pilnować rywala, zwolnił i wdał się w dyskusję z sędzią. Starał się wymusić odgwizdanie przewinienia. Drugą połowę gospodarze rozpoczęli z animuszem, co potwierdzili wyrównując około 70. minuty. Piłka wpadła do bramki rykoszetem po strzale Pawła Miczka. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, Czaniec zdobył bramkę w 93. minucie. Gola by nie było, gdyby znów błędu nie popełnił środkowy obrońca Polonii. Tym razem zamiast wybić piłkę na aut czy róg, pozwolił, by przejął ją napastnik gości i wpakował do bramki. Gospodarze zdążyli jedynie wznowić grę i sędzia zakończył mecz. – Jestem zdołowany. Być może płacimy frycowe. Mamy 6 nowych zawodników. Muszę być cierpliwy i wytrwały – podsumował trener Jan Adamczyk.
Naprzód Rydułtowy – Rekord Bielsko–Biała – 0:3
Zimny prysznic spadł na piłkarzy, trenera i działaczy Naprzodu. Dzień przed meczem na scenie podczas Dni Rydułtów piłkarze dostali od władz miasta nowe stroje. Była wypowiedź prezesa o walce o awans do III ligi, było zaproszenie na mecz. Kibiców rzeczywiście przyszło sporo, jednak piłkarze Rekordu sprowadzili gospodarzy na ziemię. Zagrali fenomenalnie w każdej formacji i zasłużenie wygrali. Zgodnie podkreślają to piłkarze i trener Naprzodu Mieczysław Masłowski: – Nie mieliśmy nic do powiedzenia w tym meczu. Nie zagraliśmy słabo. Po prostu na tyle pozwolił nam przeciwnik. Jest to przykre, ale nie załamujemy rąk i będziemy próbować dalej. O grze Rekordu muszę się wypowiedzieć w superlatywach. Rywale rydułtowian większą przewagę wypracowali w pierwszej połowie. Jednak w tej części spotkania zdobyli jedną bramkę. W drugiej połowie mieli mniej sytuacji, a strzelili dwa gole. – Można powiedzieć, że wpadły z niczego – mówi trener Masłowski. Najlepszą sytuację miał Mateusz Kołodziejczyk, któremu po ładnej akcji skrzydłem piłka zaplątała się między nogami około 20 metra. Akcja nie zakończyła się strzałem.
(opr. tora, raj)
Najnowsze komentarze