Obawiamy się szczurów i brzydkiego zapachu
Sterty zamokłych i gnijących dywanów martwią mieszkańców. Właściciel uważa, że nikomu one nie zagrażają. – Donosy to efekt ludzkiej zawiści – mówi Antoni P.
Ulica Wierzbowa w Olzie, do której skręca się tuż przed kościołem parafialnym, to malownicza okolica. Położona nieco na uboczu wsi. Kilka zadbanych domków jednorodzinnych po jednej stronie ulicy, po drugiej uprawy. Obcym trudno tutaj trafić. Prawdę mówiąc, nie mają tu za bardzo po co przyjeżdżać. Po kilkuset metrach kończy się bowiem asfalt i zabudowa mieszkalna, a zaczyna się droga szutrowa i pola. Na jednym z nich, w niedużej odległości od terenów mieszkalnych, znajdują się sterty starych dywanów.
Boimy się szczurów
My na to wysypisko trafiliśmy, bo poinformował nas o nim zaniepokojony mieszkaniec Olzy. – Chce pan zobaczyć ekologiczną Olzę, która zajęła drugie miejsce w konkursie „Najpiękniejsza wieś”? Niech pan przyjedzie na ulicę Wierzbową. Na jej końcu znajduje się kilka stert dywanów i ciągle ich przybywa. Z dywanów okropnie cuchnie i na pewno zalęgły się tam szkodniki. Ta wątpliwa ozdoba leży już tam jakiś rok – napisał do redakcji nasz czytelnik. Podobne obawy mają najbliżsi sąsiedzi pola, którzy martwią się, że na wysypisku dywanów rozwiną się kolonie szczurów. – Żeby te dywany były porozwijane to by nie było problemu, ale leżą tak na kupach i gniją. Za chwilę zaatakują nas gryzonie – skarży się mieszkanka Wierzbowej, pragnąca zachować anonimowość.
Dywany potrzebne do uprawy roślin
Pole należy do miejscowego przedsiębiorcy z branży ogrodniczej. Jak wyjaśnia, dywany są mu potrzebne do celów gospodarczych. – Służą mi jako mata podsiąkowa do uprawy roślin. Sporo tych dywanów zostało już ułożonych i rosną na nich rośliny – wyjaśnia Antoni P., właściciel dywanowego pola. Rzeczywiście część dywanów jest na polu równo porozciągana. – Inne czekają po prostu na swoją kolej. Nie mam możliwości, żeby wszystkie dywany rozciągnąć w ciągu jednego dnia. Nie ma mowy o tym, by one gniły. Przecież gdyby tak było to nic by mi na nich nie urosło, a przecież po to je tam zwożę – mówi przedsiębiorca. Całą sprawę nazywa draństwem. – Ludzie donoszą nie ze względu na brzydki zapach, tylko z zazdrości, że ktoś własną pracą się dorobił – uważa Antoni P.
Urzędnicy przyjrzą się sprawie
Dywanowej sprawie obiecali się przyjrzeć urzędnicy. Sprawdzą czy nie doszło do złamania prawa. – Jeśli okaże się, że rzeczywiście zagrażają one publicznemu porządkowi i lęgną się tam szkodniki, to wówczas podjęte zostaną działania zmierzające do ich usunięcia – zapewnia Wioletta Langrzyk z Urzędu Gminy w Gorzycach. – Natomiast jeśli nie stwierdzimy zagrożenia, to wówczas nie będzie podstaw do tego by interweniować. Nie możemy nikomu nakazać utrzymywania porządku na własnej posesji – dodaje Langrzyk.
Artur Marcisz
Najnowsze komentarze