Justynka żyje pod igłą
Nie chcę szczęścia dla siebie, tylko dla córki – mówi matka chorej dziewięciolatki.
14 tysięcy złotych. Tyle średnio kosztuje pompa insulinowa, która znacznie ułatwia funkcjonowanie chorych na cukrzycę. Minimalizuje bolesne wkłucia do zbędnego minimum. Taki zakup może odmienić życie wielu, także dziewięciolatki z Gogołowej, która od niedawna boryka się z tą chorobą. W pomoc, oprócz matki, zaangażowali się radni i urzędnicy z gminy Mszana. Wspólnie zebrali już 4 tys. zł. Wsparcia udzieliła również Fundacja TVN. Dzięki interwencji matki Justyna otrzymała z niej prawie 5 tys. zł.
Diagnoza zaskoczyła wszystkich
Niech się pani nie przejmuje, to na pewno nie cukrzyca. Takie słowa usłyszała Teresa Majer, gdy zaniepokojona pierwszymi sygnałami udała się z córką do lekarza. – Justyna przez dwa tygodnie zmieniła się nie do poznania. Nie chciała jeść, pić. Znikała w oczach – mówi matka. – Byłam bezradna. Nie wiedziałam, gdzie szukać pomocy. Lekarz też wydawał się być zdezorientowany całą sytuacją – dodaje. Brak właściwej reakcji zakończył się dramatycznie. Dziewczynka zemdlała i przez dłuższy czas nie odzyskiwała przytomności. Stan krytyczny. Z taką diagnozą przyjęto ją w grudniu ubiegłego roku do Kliniki Dziecięcej w Katowicach. Spędziła tam dwa tygodnie. Po wyjściu, życie jej i matki zmieniło się nie do poznania.
Utrzymują się z zasiłku
Ścisła kontrola posiłków, ciągłe liczenie kalorii i strach, że coś się przeoczy, czegoś nie dopilnuje. To wszystko zdominowało codzienność w domu Majerów. – Wystarczy moment. Spadek cukru. Justyna blednie i traci kontakt z rzeczywistością. Wymaga stałej opieki. Staram się nie spuszczać jej z oczu – opowiada przerażona matka. – Nic nie przerosło mnie tak, jak jej choroba – dodaje. Justyna cierpi na jeden z cięższych rodzajów cukrzycy. Musi się wkłuwać praktycznie po każdym posiłku, do brzucha, pośladków, czasem w różnych okolicznościach. Stąd też do i tak trudnej sytuacji dochodzą pełne niezrozumienia oczy przechodniów, gdy insulinę trzeba podać w miejscu publicznym. Pompa insulinowa wyeliminowałaby taką potrzebę. Choć cena nie jest niebotyczną sumą, to dla matki samotnie wychowującej dzieci, raczej nie do osiągnięcia. Mąż odszedł od Teresy Majer cztery lata temu. Z jego strony nie może liczyć na żadną pomoc. Zaciągnięcie kredytu też nie wchodzi w rachubę. – Byłam zatrudniona w szkole, ale z uwagi na stan zdrowia Justyny i fakt, że ciągle muszę nad nią czuwać, zrezygnowałam z pracy. Teraz utrzymujemy się z zasiłku. To ledwo wystarcza na specjalistyczne leki i wizyty lekarskie – wyjaśnia matka.
Dobrych ludzi nie brakuje
Dziewięciolatka, mimo choroby, nie pobiera nauki indywidualnie. Do szkoły w Połomi chodzi razem z rówieśnikami. Ma zapewnioną opiekę. Pomagają nauczyciele, w stołówce kucharki obliczają kalorie. – Przyjaciółki: Ania i Agnieszka pomagają mi i wspierają. Wiem, że w razie czego będą obok – mówi Justynka. Lubi zwierzęta, kocha malować. Chce zostać fryzjerką. Ale teraz jedyne o czym marzy to to, by udało się kupić pompę insulinową. – Otaczają nas fantastyczni ludzie. Nie chcę wsparcia dla siebie, tylko dla córki. Chcę, by była szczęśliwa, jak inne dzieci, by nasze życie wróciło do normy – dodaje wzruszona matka.
(mag)
Najnowsze komentarze