Robił biznes na śmierci
Cezary W. albo proponował malowanie ciała albo narzucał taką usługę.
Trudno oszacować ile pieniędzy trafiło do kieszeni pracownika prosektorium przy Szpitalu Rejonowym im. Józefa Rostka w Raciborzu. Cezary W. – przedsiębiorczy 42-latek urządził sobie w szpitalnych pomieszczeniach prężnie działający interes.
Choć szpital gwarantuje ubranie i umycie zwłok, mężczyzna radził zapłacić. Formalnie pieniądze były kasowane za umalowanie ciała. Z naszych ustaleń wynika, że w ciągu czterech lat mógł zaproponować wykonanie pośmiertnej kosmetyki ponad półtora tysiącu rodzin zmarłych w szpitalu pacjentów. Za usługę brał średnio 200 złotych od ciała. Odmawiali tylko nieliczni.
Telefon z prosektorium
Jeśli dałeś jakiekolwiek pieniądze pracownikowi raciborskiego prosektorium, to zostałeś oszukany. Szpital powinien za darmo przygotować zwłoki zmarłego do wydania zakładowi pogrzebowemu. Dyrekcja nigdy nie zgodziła się na prowadzenie płatnych usług. Zgodnie z przepisami ciało powinno zostać tylko umyte i ubrane a prosektor powinien się przyłożyć do swojej pracy bez dodatkowych pieniędzy. O tym, że tak nie było, przekonała się większość osób, których bliscy zmarli w ostatnich latach w szpitalu przy Gamowskiej. – Nasz tata zmarł w styczniu. Po telefonie ze smutną wiadomością z izby przyjęć, otrzymaliśmy kolejny, tym razem z prosektorium – mówi mieszkaniec Krzyżanowic, którego teść zmarł w połowie stycznia na jednym z oddziałów wewnętrznych. – Kiedy przyjechaliśmy do prosektorium powitał nas pan W. Daliśmy ubranie taty, w które miał być przebrany. Usłyszeliśmy, że jest możliwość zrobienia kosmetyki tu na miejscu, w szpitalu. Wtedy byliśmy w szoku i nikt nie zastanawiał się czy płacić czy nie – mówi mężczyzna, równocześnie prosząc o nieujawnianie jego danych.
Zwłoki w pampersach
42-letni pracownik pogotowia dostał posadę w raciborskim szpitalu w 2006 roku. Mając wykształcenie podstawowe rozpoczął kurs tanatokosmetyki, jednak go nie ukończył. Z pracy w szpitalu jednak nie zrezygnował. Podstawy zdobyte na kursie zaczął wdrażać w życie, z coraz lepszym efektem malując zmarłych. Cezary W. prowadził z żoną firmę zajmującą się branżą pogrzebową. Wtedy właśnie zaczęły się pierwsze przekręty w położonym pod szpitalem prosektorium. Cezary W. zaczął dawać do zrozumienia, że co prawda szpital pokrywa koszty przygotowania ciała, jednak przy odpowiedniej opłacie on się bardziej przyłoży do roboty. – Zdarzało się, że ciała, które trafiały do nas z oddziałów w pampersach, w takim samym stanie były wydawane zakładom pogrzebowym. Dotyczyło to szczególnie tych mniejszych, które podjeżdżały pod prosektorium krótko przed pogrzebem, bo nie miały chłodni. Wystarczyło tylko mocniej zmrozić zwłoki i nikt się nie domyślał co się kryło pod ubraniem – mówi nam osoba zorientowana w sprawie.
Nowa posada
Dotarliśmy do współwłaścicielki firmy, która w 2003 roku rozkręcała biznes w raciborskim prosektorium. – Ja starałam się wówczas prowadzić biznes zgodnie z prawem. Zauważałam jednak, że mąż coraz więcej spraw zaczyna załatwiać na boku. To wszystko zaczęło się wymykać z rąk – mówi Danuta W., która nie chce komentować sprawy. Udało nam się porozmawiać również z byłą pracownicą firmy. – O tym co się działo w tym czasie w prosektorium można napisać książkę. Cieszę się, że ten okres mam już za sobą – mówi kobieta. W 2009 roku drogi Cezarego W. i Danuty W. rozeszły się. Mężczyzna został jednak szybko zatrudniony przez inną firmę, należącą do raciborzanki Jolanty W. Praktyki w prosektorium w niczym się nie zmieniły. Prosektor poza przyjmowaniem wynagrodzenia ze szpitala był zatrudniony w malutkiej firmie, gdzie działał jako tanatokosmetyk. Nadal brał od rodzin pieniądze, z tym, że poczuł się na tyle pewnie, że zaczął wystawiać faktury.
Prześcieradło wystarczy
250 złotych zapłaciła z kolei znana rodzina z Bieńkowic, której krewny zmarł na początku stycznia. – Nie byliśmy przygotowani na to, że trzeba płacić. Byłem gotów jechać do bankomatu, jednak nazbieraliśmy te 250 złotych. Z usługi byliśmy bardzo zadowoleni. Wypchano zapadnięte policzki, tata został też ogolony. W momencie płacenia pan Cezary wypisał nam fakturę – pokazuje niebieski formularz mężczyzna. – To karygodne, ale niestety dość powszechne – mówi Barbara Zawadzka z Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego. – Od pewnego czasu, po głośnych aferach zakazano jakiejkolwiek działalności pogrzebowej na terenie szpitali. Taka kosmetyka jest bez wątpienia częścią tej branży. Od lat staramy się o doprecyzowanie rozporządzenia ministra. Zgodnie z nim ciało należy okryć, zapobiegając nagości. W jaki sposób? Tu zaczynają się problemy. Równie dobrze można ciało okryć prześcieradłem lub ubrać w garnitur. Nasze stowarzyszenie uważa, że to pierwsze rozwiązanie jest najlepsze i ukróci patologię w szpitalach – dodaje Zawadzka.
Krawiec i kostnica
Cezary W. tłumaczy, że zwłoki przygotowuje i maluje poza szpitalem. Sęk w tym, że firma, która go zatrudnia mieści się w mieszkaniu w bloku i nie posiada jakichkolwiek pomieszczeń przystosowanych do przechowywania zwłok. Oprócz malowania ciał zajmuje się również krawiectwem. Na kostnicę nie ma warunków. – Maluję w domach pogrzebowych i kostnicach. Faktury to czasem jedyna forma kontaktu z daną rodziną. Pan wybaczy, bo rodzina się właśnie żegna ze zmarłym – ucina rozmowę telefoniczną prosektor.
Jolanta W., właścicielka firmy, również zapewnia, że kosmetyka odbywa się poza szpitalem. Nie potrafi jednak wytłumaczyć jak ciała trafiają tam z powrotem, kiedy przyjeżdża po nie zakład pogrzebowy lub rodzina. – Nic mi nie wiadomo na temat tego, aby mój pracownik prowadził taką działalność na terenie szpitala. Odbędę z nim odpowiednią rozmowę – zapewnia Jolanta W.
Docierały sygnały
Kiedy w szpitalu umrze pacjent, ciało musi w ciągu dwóch godzin zostać zwiezione do kostnicy. Cezary W. jest niemal przez całą dobę pod telefonem. Nieaktywne są tylko numery, które widnieją na fakturach i innych dokumentach, będących w posiadaniu naszej redakcji. Jak ustaliliśmy, niepokojące sygnały docierały zarówno do byłej dyrekcji szpitala jak i do rady społecznej. – Otrzymałem taki sygnał od jednej z mieszkanek, zadałem odpowiednie pytanie, jednak nic nie budziło naszej wątpliwości – mówi Grzegorz Utracki, członek rady. Pokazaliśmy faktury, które zostały wystawione w szpitalu dyrektorowi Ryszardowi Rudnikowi. – Zostały mi przedstawione faktury, jednak nie ma dowodu na to, że zostały wystawione na terenie naszego szpitala. Przeprowadzimy odpowiednią kontrolę i wierzę, że cała sprawa zostanie wyjaśniona. Gdyby doniesienia się potwierdziły, taka osoba nie miałaby prawa pracować w naszym szpitalu. W trybie pilnym w umowie zleceniu zostanie wprowadzony punkt, dotyczący zakazu polecania jakichkolwiek firm przez prosektora. To bardzo wrażliwa i intymna strefa a i przepisy jej dotyczące nie są doskonałe – mówi dyrektor szpitala.
Dyrektor sprawdzi kostnicę
Jedno jest pewne. Pracownik placówki przy Gamowskiej nie ma prawa żądać jakichkolwiek opłat za przygotowanie zwłok do wydania. – Pracownik prosektorium jest u nas zatrudniony na umowę zlecenie. Za swoją pracę pobiera wynagrodzenie i ma określone obowiązki. Jednym z podstawowych jest przygotowanie zwłok i wydanie ich zakładom pogrzebowym lub rodzinie. Niedopuszczalne jest pobieranie za to jakiejkolwiek zapłaty. Osoba zatrudniona w prosektorium nie może prowadzić działalności gospodarczej w czasie pracy i w pomieszczeniach szpitala. Nikt jej nie może zabronić trudnienia się tym zajęciem po godzinach pracy poza naszym szpitalem – wyjaśnia dyrektor Rudnik. Warto wspomnieć, że w prosektorium odbywają się co jakiś czas kontrole. Ostatni audyt został przeprowadzony tydzień temu. W ubiegłym roku w raciborskim szpitalu zmarło 499 osób. Wszyscy przeszli przez ręce Cezarego W.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze