Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

Rywale uciekają przed nim z ringu

28.07.2009 00:00
Artur Dzierwa trenuje tea kwondo dopiero od 5 lat. Mimo młodego wieku jest postrachem dla wielu zawodników. Do tego stopnia, że rezygnują z walki.
Z Arturem rozmawialiśmy w domu jego rodziców w Turzy Śl. Mieszka tu od kilku lat, ale jest rodowitym wodzisławianinem. Jego przygoda ze sportami walki zaczęła się dość przypadkowo. – Kolega pasjonował się sztukami walki, ale nie chciało mu  się  samemu chodzić na treningi. Nakłonił więc mnie do tego bym mu towarzyszył. On już dawno nie trenuje a ja zostałem w klubie do dzisiaj – mówi zawodnik klubu „Czarny Smok” z Czyżowic. Wytrwałość w treningu opłaciła się. Dziś Artur jest jednym z najlepszych zawodników w swojej dyscyplinie w kategorii wagowej do 66 kg. Już trzykrotnie zdobył tytuł Mistrza Polski oraz Puchar Polski. Zajął również drugie miejsce w wielkiej imprezie w Niemczech znanej jako „Bitwa o Monachium”.
 
Lubi ryzyko i walkę na serio
 
Warto dodać, że większość sukcesów Artur osiągnął w walkach ciągłych, które charakteryzują się większym ryzykiem kontuzji czy nokautu aniżeli walki przerywane, w których po każdym punktowanym ciosie jest pauza zarządzona przez sędziego. Artur startuje co prawda również w walkach przerywanych, ale jak wyjaśnia traktuje je jako rozgrzewkę przed walkami ciągłymi. Zawodnik przyznaje wprost, że pociąga go ryzyko. Dlatego m.in. zrezygnował z trenowania karate. – Tam wiele ciosów jest markowanych. To zupełnie nie dla mnie – mówi Artur.

Zbędne kilogramy niemile widziane
 
Sukcesów zawodnika z Turzy należy upatrywać w jego niespotykanej szybkości. – Nie jestem jakiejś zniewalającej postury. Staram się za bardzo nie przytyć. Gdybym nabrał wagi znikłaby moja szybkość – wyjaśnia zawodnik. I dodaje, że wcześniej nie miał pojęcia w czym tkwi siła jego sukcesu. Dowiedział się o tym dopiero kiedy złamał rękę. Wskutek kontuzji musiał przerwać treningi. Młody sportowiec nabrał więc nieco wagi. Po wyleczeniu kontuzji wznowił starty w wyższej kategorii wagowej. Okazało się jednak, że mimo przyrostu siły, jego ciosy nie były tak efektywne jak wcześniej. – Stałem się po prostu wolniejszy, a to z kolei spowodowało, że moje ciosy nie robiły już takiego wrażenia na rywalach – mówi Artur.
 
Szybkość powróciła
 
Postanowił więc wrócić do dawnej wagi. W ostatnim sezonie znów był diabelnie szybki. Teraz po 5–tygodniowej przerwie w treningach, którą poświęcił na nadrobienie zaległości w nauce (Artur jest studentem II roku katowickiej AWF) pilnie trenuje by zbić zbędne kilogramy. Ćwiczeniom poświęca minimum 1,5 godziny dziennie. 30 minut bieg, 20 ćwiczenie pompek i brzuszków. Resztę czasu to trening doskonalący ciosy. W piwnicy domu ma specjalny worek treningowy, na którym może trenować swoją technikę. To oczywiście rozkład treningowy na czas kiedy zawodnik ma przerwę w startach. Kiedy rozpoczną się walki mistrzowskie, znów wróci pod skrzydła swojego trenera z „Czarnego Smoka” Bogdana Miliona.
 
Bez sponsora ani rusz
 
Dziś przyszłość młodego zawodnika nie do końca jest pewna. Być może zamieni tea kwondo na kickboxing. W przyszłości może pomyśli o boksie. Wiele zależeć będzie od finansów. W sportach walki bez sponsorów daleko nie można dojść, a Artur na nadmiar sponsorów nie narzeka. Bez nich z kolei nie ma mowy chociażby o wyjeździe na zagraniczne zawody. Tymczasem w przyszłym roku czeka go wielka międzynarodowa impreza w Anglii, gdzie w październiku odbędą się Mistrzostwa Świata w international tea kwondo. Szkoda by talent młodego zawodnika zmarnował się przez brak finansów. Dziś Artur ma już bowiem wyrobioną markę w środowisku sportów walki. Jeden z jego największych rywali dwukrotnie zrezygnował z walki przeciwko Arturowi. – Nie wiem dlaczego tak wyszło. Nie mnie o to pytać. Faktem jednak jest, że przed walkami w których mieliśmy się zmierzyć rezygnował z zawodów – mówi 21–letni zawodnik.
 
Artur Marcisz
  • Numer: 30 (495)
  • Data wydania: 28.07.09