środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Rodzina nie pomaga a pomoc sąsiedzka kosztuje

28.07.2009 00:00
Od ponad pół roku w Godowie działa program pomocy sąsiedzkiej. Niestety nie wszyscy mogą z niego skorzystać. Na przeszkodzie stoi brak pieniędzy i ludzka obojętność.
Pół roku temu pisaliśmy o programie pomocy sąsiedzkiej, który wprowadził w życie Ośrodek Pomocy Społecznej w Godowie. Jego idea polega na tym by w przeciwieństwie do pracownika socjalnego osoba z sąsiedztwa mogła spędzać u starszej osoby więcej czasu. Program jest skierowany do osób, które na zasadzie umowy–zlecenia chcą sobie dorobić, przy okazji pomagając starszym i samotnym osobom ze swojej miejscowości. Wtedy do programu zgłosiło się kilku chętnych. Zatrudnienie znalazły dwie panie. Dziś pracuje już tylko jedna z nich, która pomaga samotnej kobiecie w Krostoszowicach. Drugiej skończyło się zlecenie, kiedy po ciężkiej chorobie zmarł jej podopieczny. Od czerwca w ramach programu kolejna, trzecia osoba pomaga samotnej i schorowanej kobiecie w Łaziskach. Program ma więc dość ograniczony zasięg. Czy to oznacza, że brakuje chętnych do pomocy? A może w gminie nie ma samotnych osób, wymagających opieki?
 
Ludzi nie stać na tę pomoc
 
Ani jedno, ani drugie. Na przeszkodzie stoją pieniądze. I nie chodzi wcale o ich brak w kasie OPS–u, bo ten ma zarezerwowaną odpowiednią pulę. Zgodnie z uchwałą Rady Gminy ośrodek może w całości pokryć koszty pomocy sąsiedzkiej tylko w przypadku kiedy taka osoba ma dochód poniżej minimum socjalnego czyli 477 zł. – A starsi ludzie z tak niskim dochodem na jedną osobę u nas się nie zdarzają. Pozostałym możemy tylko częściowo opłacić koszty pomocy sąsiedzkiej (do 40 % – przyp. red.), tyle że większości z nich nie stać by opłacić sobie pozostałą część kosztów – wyjaśnia Mirela Tront, kierownik OPS–u w Godowie. A ta część może wynosić nawet kilkaset złotych miesięcznie.
 
Potrzebują towarzystwa
 
Pani Anna Szczeponek z Łazisk płaci ponad 600 zł. Kobieta ma 85 lat, porusza się na wózku inwalidzkim. Mieszka na odludziu. Dalsza rodzina nie wykazuje zainteresowania jej losem. Póki co panią Anną opiekuje się Barbara Weissinger, jej dalsza sąsiadka. Pani Barbara codziennie przychodzi do swojej podopiecznej dwa razy, rano i pod wieczór. Sprząta, pomaga się ubrać, gotuje. Zgodnie z umową powinna spędzać tu 3 godziny dziennie. Za tyle dostaje wynagrodzenie. Ale lubi pomagać i niejednokrotnie zostaje na dłużej. – Bo pani Anna najbardziej potrzebuje towarzystwa. I wieści ze wsi. Dlatego teraz nadstawiam ucha i słucham co się dzieje na wsi, mimo że wcześniej niespecjalnie mnie to interesowało – uśmiecha się pani Basia. Jej podopieczna przytakuje. – Najbardziej brakuje mi towarzystwa. Dlatego chciałabym by moja opiekunka była u mnie cały dzień – mówi Anna Szczeponek.
 
Rodzina nie zainteresowana
 
Pani Anna musi za objęcie programem pomocy społecznej płacić. Jej dochód jest wystarczająco wysoki. Ale kobieta żyje ubogo, ledwo wystarcza na leki i jedzenie.  – Bo to rodzina w pierwszej kolejności powinna zajmować się takim ludźmi – wyjaśnia Izabela Hudek, pracownik socjalny. Pani Izabela stara się skontaktować z jedynym wnukiem podopiecznej. Może ten zechce zaopiekować się swoją babcią. Wkrótce dojdzie do spotkania. Wystarczyłoby nawet gdyby pokrył chociaż część kosztów, które kobieta ponosi w związku z pomocą sąsiedzką. – My jako ośrodek więcej za to płacić nie możemy – wyjaśniają w OPS–ie. 
 
(art)
  • Numer: 30 (495)
  • Data wydania: 28.07.09