środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Kto zrobił śmiertelny zastrzyk?

31.03.2009 00:00
Kolejna część opowiadania kryminalnego Michała Kłosińskiego, zwycięzcy konkursu na „Kryminał Wodzisławski” (Requiem dla Loslau cz. IV)

W niewyjaśnionych okolicznościach ginie Oberstumfuhrer SS Hermann Krammer. Wilhelm Kutzcha przesłuchuje świadków. Jeden z nich – Hans Schimdt – traci życie pod Wodzisławiem podczas ostrzału pociągu. Śledztwo trwa.

Rozmowy przy piwie
 By oderwać się od myśli o nieuchwytnym mordercy Wilhelm przyjął zaproszenie policmajstra Szczyrby na piwo. Wybrali się do wciąż działającej gospody w rynku. Lokal był prawie pusty. Tylko kilku starzyków grało przy piwie w wista. Barman przywitał ich bardzo wylewnie:
– O, pan policmajster! Dawno pana nie było. A ten przystojny oficer to przecież nasz bohater Wili Kutzcha! Oczywiście napijecie się panowie. Szczególna okazja, otworzyłem ostatnią beczkę piwa uwarzonego w naszym browarze zamkowym. Kto wie kiedy znów będzie można napić się jasnego z Loslau.
 Szczyrba natychmiast wdał się w rozmowę z barmanem. Oczywiście kręcili się wokół tematu zajęcia miasta przez Rosjan. Wilhelm pił powoli wyłapując strzępy rozmowy graczy w karty.
 – A jo wom godom, że to jakiś żydowski upiór. Dwóch esesmanów przyjechało do miasta, dwóch już ziemię gryzie.
 – Dysz toć. Trza żydowski cmyntorz przekopać i wbić strzygoniowi kołek w serce!
Może faktycznie to sprawa sił nadprzyrodzonych. Ale to by znaczyło, że na tym cholernym świecie jest jakaś sprawiedliwość, a w to Kutzcha nie wierzył. Postanowił za wszelką cenę skonsultować raport z autopsji Krammera, a gdy wracając na kwaterę przechodził obok apteki zdecydował jak to zrobi.

Spotkanie z Zosią
 Czekał na nią ukryty pod arkadą kamienicy stojącej na rogu rynku, w miejscu gdzie dochodzi do niego Schlageterstrasse (ul. Styczyńskiego). Podszedł do niej gdy zamykała aptekę.
 – Panna Popławska?
Odwróciła się przestraszona. Strach rozszerzył źrenice zielonych oczu. Gdy zobaczyła przed sobą niemieckiego oficera w jej oczach zamiast strachu pojawiła się złość. Głosem, który prawie nie drżał odpowiedziała.
 – Pan mnie z kimś pomylił. Nazywam się Zofia Habert.
Wilhelm zdjął czapkę i zbliżył się do niej.
 – Nie poznaje mnie pani? Jestem Wilhelm Kucza. Ja też studiowałem w Krakowie. Kilka razy jechaliśmy razem pociągiem. Tylko pani wsiadała w Rybniku.
 Popatrzyła z niedowierzaniem. Wilhelm podciągnął lewy rękaw płaszcza i munduru pokazując pokrytą bliznami rękę.
 – Ale jako przyszły lekarz z pewnością to pani zapamiętała – uśmiechnął się nieśmiało.
 Z oczu Zofii popłynęły łzy i rzuciła się Wilemu na szyję.
 
Nie wierzę w wampira
 Trudno było zaaranżować spotkanie nie narażając dobrego imienia panny Habert. Ostatecznie umówili się na niedzielę po mszy. Pogoda sprzyjała spacerom, niebo było bezchmurne, a lekki mróz sprawiał, że śnieg skrzypiał pod nogami. Tylko odległe grzmoty artylerii burzyły sielankę. Opowiedziała jak ojciec został zmobilizowany przez wojsko polskie w 1939 i poległ gdzieś na polach września. Jak matka nie chciała walczyć o życie i zmarła na zapalenie płuc zimą ’42. Jak pod nazwiskiem panieńskim matki, dzięki znajomości farmakologii dostała posadę w aptece pana Rommla, dobrego człowieka, chociaż Niemca. On słuchając zerkał kątem oka na jej zgrabną sylwetkę, zaróżowione od mrozu policzki i jasne włosy wysypujące się spod czapki. Gdy przyszła jego kolej opowiedział jak dostał się do policji, że obserwował ją od kiedy zaczęła pracę w aptece i o tym, że nie kontaktował się wcześniej by ich przypadkiem nie zdemaskować.
 – Więc dlaczego teraz ryzykujesz, przed samym końcem wojny? – zapytała z udawaną pretensją w głosie.
 Streścił jej przebieg śledztwa i odpowiedział.
 – Nie mogę sobie z tym poradzić. Nie wierzę w żadnego żydowskiego wampira, a ludzki sprawca wciąż mi się wymyka. Raport z sekcji Krammera jest jedynym namacalnym dowodem, chciałbym żebyś go przejrzała. Studiowałaś medycynę, może zwrócisz uwagę na coś czego ja nie zauważyłem.
 – Nie możesz poprosić innego lekarza.
 – Żaden z nich nie podważy opinii Wolfa. Poza tym, nie chce, żeby dowiedział się, że go sprawdzam.
 – Dobrze, postaram się pomóc. Ufasz Szczyrbie?  Niech policmajster  złoży nowe zamówienie na leki przeciw podagrze. Gdy je dostarczę na posterunek będę mogła przejrzeć ten raport.
 Pocałowała go w policzek i odeszła.

Nareszcie coś mam
 Gdy Zofia studiowała raport Szczyrba spokojnie ćmił fajkę, Klapuch cierpliwie pokrywał kartki swym perfekcyjnym pismem, a Kutzcha nerwowo chodził od ściany do ściany. 
 – Pana chodzenie mi nie pomaga, poruczniku – skinieniem głowy przywołała go do biurka. – Wolf jest bardzo dokładny, trudno się do czegoś przyczepić, a ja nie jestem ekspertem. Jeszcze raz przejrzała dokument.
 – Chociaż... To trochę szalone, ale jednak pasuje.
 – Masz coś? – Wilhelm nawet nie próbował ukryć emocji w głosie.
 – Nie wiem, może... Zwróciłam uwagę na rozmiar serca i te dziwne rany na szyi. Wymiary wskazują, że serce zatrzymało się w rozkurczu. Tak się dzieje w przypadku hiperkaliemii. Pomyślałam, że gdyby wstrzyknąć dużą dawkę potasu do żyły szyjnej, serce zatrzymało by się natychmiast. Stężone Kalium spowodowałoby obrzęk w miejscu wkłucia, uszkodzenie ścian naczyń i wewnątrznaczyniowe krzepnięcie krwi.
 – Stąd brak plam pośmiertnych! Jesteś genialna. Kto mógł dokonać takiego zabiegu?
 – Zdecydowanie ktoś obeznany z medycyną, w dodatku bardzo przebiegły.
 –    Dziękuję, nareszcie coś mam

Trzy dni do ewakuacji
 W trzecim tygodniu lutego miastem wstrząsnęła wiadomość o ewakuacji ludności. Część mieszkańców, zwłaszcza ci, którzy przybyli do Loslau po ’39 skrupulatnie pakowała dobytek i przygotowywała się do ucieczki. Inni nie mogli uwierzyć w klęskę III Rzeszy i czekali na cud w postaci obiecywanej wunderwaffe Fuhrera. A Ślązacy od pokoleń zamieszkujący miasto wzmacniali stropy piwnic i zbierali zapasy przygotowując się do oblężenia.  Exodus miał się rozpocząć 1 marca.
 Na Schlossplatz płonęło wielkie ognisko. To Gestapo niszczyło swoje tajne akta.
 Kutzcha wpatrywał się w płomienie. Zostały tylko 3 dni do ewakuacji, a morderca z pewnością wykorzysta potworny bałagan, który jej będzie towarzyszył, do ucieczki. Z zadumy wyrwał go Albert, młodociany rekrut przydzielony Wilhelmowi do pomocy. Chłopak wpadł jak burza na komendę.
 – Panie poruczniku – zdyszany ustami łapał powietrze – W czasie porządkowania papierów na poczcie polowej znalazł się list adresowany do Hansa Schmidta! Oto on. – podał go oficerowi.
 Wilhelm dokładnie przyjrzał się kopercie, ostrożnie ją otworzył, wyciągnął kartkę i zaczął czytać. Końcowy fragment epistoły wrył mu się w pamięć:
„...  będąc w Loslau  nie zapomnij odwiedzić wuja Erwina. Mieszka na Hindenburgstrasse 5. Pozdrów go ode mnie. Trzymaj się ciepło i uważaj na siebie! Całuję! Mama”
Kutzcha poklepał Alberta po ramieniu i uśmiechnął się. Następnie usiadł przy biurku i zaczął dokładnie czyścić swój pistolet.

Ostatnia część opowiadania za tydzień

  • Numer: 13 (478)
  • Data wydania: 31.03.09