środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Doczekał się domu i syna

24.02.2009 00:00
Jak Franciszek i Franciszka Tatarczykowie radzili sobie w Bottrop

Przed tygodniem nasze wspomnienia zakończyliśmy na ślubie Franciszki i Franciszka. Rodzicami Franciszki byli Johann Moritz, górnik z Bottrop i Johanna Hudasek (Hudeczek – taka jest pisownia tego nazwiska w Familien Stammbuch, zaś w akcie chrztu spotykamy pisownię  Hudezcek). Johanna po śmierci męża najprawdopodobniej wyszła ponownie za mąż. Odnalazłem list, w którym pisząc o swej córce –  Franciszce Tatarczyk – sama siebie określa  jako  „panią  Manndrisch”.  Ustalone potomstwo Moritzów to: Maria, Johann, Franziska. Była najprawdopodobniej jeszcze jedna córka. Maria wyjechała do USA. Z Franciszką bardzo się kochały. Po II wojnie jeszcze jedynie córka Marii, Rosa Valentine utrzymywała kontakt z ciotką i kuzynkami z Rybnika. Johann utonął w młodości w Renie.

Od pierwszego wejrzenia?
 Franciszka bottropską szkołę ukończyła w 1899 roku, co wynika jasno z zachowanego świadectwa z bardzo dobrymi wynikami. Niesamowitym przeżyciem było odkrycie fotografii szkolnej z 1896 roku! Musieli z młodym Franciszkiem głęboko wpaść sobie w serca, bo niedługo po szkole już była jego żoną. W 1905 ukończyła studium położnicze przy uniwersytecie w Getyndze. A w 1912 r.  w Bochum zyskała kolejny dyplom w swej profesji, która stała się jej życiową misją. Przyjmowanie dzieci – jak mawiała – było jej powołaniem. Sam z niemałym zdumieniem dowiadywałem się od ludzi, że ten czy ów mój kolega czy znajoma przyjęci byli na ten świat właśnie przez nią. Czy oni sami o tym wiedzieli, tego nie wiem. Z pewnością wiem, że pośród starszych ludzi wielu ją pamięta i to, że ich rodzeństwo przyjmowała na świat. Wiem, że pomogła przyjść na ten świat wielu dzieciom polskim i niemieckim, a pewnie i żydowskim.

Małżeństwu powodziło się dobrze
 Bez cienia wątpliwości do postawy Franciszki, jako małżonki Polaka, absolutnie odnieść możemy określenie: semper fidelis. Ta energiczna, młoda dziewczyna nabierając życiowej mądrości stała się wielkim oparciem dla Franciszka. Była tym wszystkim,  czym kobieta może być dla mężczyzny. Niemcy przełomu wieków cieszyły się dużą względną tolerancją . W kwitnącym społeczeństwie to normalne zjawisko. Małżeństwu powodziło się dobrze. Krawiecki interes prosperował przy... Prosperstrasse 38. Po kilku latach postanowili wybudować swój własny wymarzony dom. Mieli już w tym czasie czwórkę dzieci. Z ukończeniem budowy Franciszek doczekał się wreszcie upragnionego i jak się potem okazało jedynego – syna. Franciszek Tatarczyk należał do wielu polskich organizacji. Szczególne miejsce zajmowało wśród nich Zjednoczenie Zawodowe Polskie, powstałe 9 listopada 1902 r. w Bochum. Hasłem Zjednoczenia stało się staropolskie „Szczęść Boże”. Niemniej istotne było Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”
 Powstała solidna, duża kamienica, według biura projektowego Stockebranda z Essen. Tatarczykowie włożyli w nią wiele serca. 22–letnia Franciszka musiała być zachwycona zamieszkując w okazałej budowli. Zachował się niemal komplet projektowy Stockebranda. Włączając wstępne szkice, kosztorysy, a także rachunki, w tym za wyposażenie wnętrz.
  
Był niewygodny dla władzy
 Prusacy około 1905 r. zakazali Polakom zebrań, a nawet zabaw. W 1908 r. Reichstag uchwalił słynną „ustawę kagańcową”. I właśnie tego typu działania spowodowały, że m.in. Franciszek w swej nowej rezydencji udzielał miejsca na zebrania choćby dla „Sokoła” czy Towarzystwa Śpiewaczego Wyspiański. Od razu zaczął być targany po policjach i sądach oskarżany o nielegalny najem, o nielegalny handel piwem, o brak pieczątki na pozwoleniu wykonywania zawodu z 1908 r. (odnośny akt landrata z 1909 roku). Ciekawe, że wcześniej tego nie zauważono. Oczywiście urzędnicy i policja mieli usłużnych świadków. Sypały się z Królewskiego Sądu w Essen kary i grzywny według ustaleń skrupulatnych śledczych. Prusacy musieli jakoś reagować na zbieranie składek przez Polaków na swe organizacje. Jedno trzeba jednak w tym miejscu przypomnieć, iż dla Polaków w samej Rzeszy czy na ziemiach polskich pod zaborem stosowano środki prawne. Drzymała przecież w końcu wygrał proces (o czym rzadko się wspomina). Natomiast bracia Słowianie ze wschodu naprawdę rzadko bawili się w takie subtelności jak prawo obywateli – zwłaszcza polskich – do obrony. Krótka rozprawa i Sybir lub 40 lat turmy (więzienie – przyp. red).
 
Dom robił wrażenie
 Dom usytuowano przy Prosperstrasse 102. Kiedy go odwiedziłem w 1981 r. stwierdziłem, że weszłyby do niego dwie takie kamieniczki jak ta, którą Franciszek Tatarczyk kupił potem w Polsce. Na parterze mieściła się z lewej strony pracownia, a z prawej skład kolonialny. Pośrodku było wejście, a na prawo od sklepu kolonialnego sień wjazdowa. Dwupiętrowa kamienica nie była tak wymuskana jak na projekcie, ale prezentuje się solidnie. Posiada poddasze i piwnice. Nad wejściem z dwoma kamiennymi schodkami znajduje się charakterystyczny wykusz balkonowy. Na zapleczu znajduje się podwórze z budynkiem gospodarczym. Paul Stockebrand stworzył projekt według wizji Franciszka i w 1909 r. wizja stała się rzeczywistością.

Towarzyszyła im muzyka
 Dzieci uczyły się w szkołach. Jedna z córek, Klara często przebywała u bezdzietnego stryjostwa Juliusza i Marii. Dbając o edukację muzyczną zakupiono w maju 1914 r. pianino Hermann Loos w niedalekim Siegen. Trzeba tu dodać, że w Bottrop działały chóry polskie takie jak „Wanda”, „Cecyli” czy „Wyspiański”, a tuż przed I wojną światową miał miejsce w tej miejscowości wielki zlot śpiewaczy. Być może i to wpłynęło na zakup pianina i późniejsze upodobania Tatarczykówien – Wandy i Anny. Stylowe pianino z papierami zachowało się do dziś.
 Za tydzień opowiemy o kolejnych losach rodziny Tatarczyków w Niemczech i decyzji o powrocie do Polski po odzyskaniu przez nią niepodległości.
Michał Palica

 

  • Numer: 8 (473)
  • Data wydania: 24.02.09