środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Ostatnia deska ratunku

13.01.2009 00:00
Przy niskich temperaturach, jakie ostatnio panują, to miejsce jest ratunekiem dla takich jak my – mówią mieszkańcy wodzisławskiego schroniska dla bezdomnych
Z powodu ostatnich mrozów  w Polsce zmarło kilkudziesięciu bezdomnych. W naszym powiecie na szczęście obeszło się bez ofiar. Osoby bez dachu nad głową mogą liczyć bowiem na ciepły kąt w schronisku dla bezdomnych przy ul. Marklowickiej. Placówkę prowadzi organizacja pożytku publicznego Towarzystwo Charytatywne „Rodzina”. – Mamy niemal pełne obłożenie. Na dwadzieścia miejsc przebywa u nas już 18 osób. Jesteśmy w stanie przyjąć jeszcze z  sześć osób – mówi Grażyna Mnich, prezeska TCHR–u.
 Bezdomni najczęściej przyjeżdżają na ulicę Marklowicką sami. Bywa jednak, zwłaszcza podczas tak niskich temperatur, że dowozi ich straż miejska lub policja. Większość mieszkańców to mężczyźni z samego Wodzisławia. Jest kilku z sąsiednich gmin, a także spoza powiatu wodzisławskiego. Każdy, kto tutaj się zgłosi, może liczyć na trzy posiłki, własne łóżko z czystą pościelą w ciepłym pokoju, opiekę lekarską, odzież, medykamenty. Rotacja w placówce jest spora, bo nie każdy chce przestrzegać regulaminu, a ten wyraźnie mówi, że na terenie schroniska obowiązuje całkowity zakaz spożywania alkoholu. Prezes Mnich zwraca uwagę, że oprócz całorocznego schroniska w mieście przydałaby się typowa noclegownia, która zwłaszcza przy tak niskich temperaturach jest wręcz niezbędna. – Nie każdy bezdomny chce na dłużej zostać w ośrodku. Taki mają styl życia. W noclegowni mogliby się ogrzać, zjeść przynajmniej jeden posiłek i rano ją opuścić – argumentuje Grażyna Mnich. Miejsce znalazłoby się nawet w budynku schroniska. Tyle, że wymaga generalnego remontu. Na pewno jej powstania nie sfinansuje TCHR, który i tak na co dzień boryka się z wieloma problemami. Już teraz, choć przed placówką „gorący okres”, to zaczyna brakować pieniędzy. Najwięcej środków pochłania opłacenie ogrzewania elektrycznego, zwłaszcza że schronisko liczy 400 metrów kw. – Utrzymujemy się głównie z pieniędzy pochodzących z konkursów. Pierwsze, które ogłasza co roku Urząd Miasta w Wodzisławiu i z których mamy najwięcej finansów, będą dopiero pod koniec stycznia. Kolejne np. z Urzędu Wojewódzkiego w połowie roku. Jest nam naprawdę trudno związać  koniec z końcem – mówi Grażyna Mnich. Bezdomni przyznają, że bez schroniska trudno byłoby im przetrwać. – Jestem tutaj od trzech miesięcy. Leżałem dosyć długo w szpitalu. Po wyjściu okazało się, że nie mam dokąd wracać. Nie mam żadnych dochodów, bo wcześniej pracowałem na czarno. Gdyby nie to miejsce, pewnie bym już nie żył – wyznaje szczerze pan Czesław.
(j.sp)
  • Numer: 2 (467)
  • Data wydania: 13.01.09