Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

Święte krowy nie do ruszenia

01.04.2008 00:00
Przez lata o podróżach tylko marzył. W ubiegłym roku napisał oryginalny artykuł na ten temat, który „zaprowadził” go do Indii.

Grzegorz Meisel dotychczas przez lata podróżował po Europie. O wielkich wyprawach snuł jedynie plany. Swoje spojrzenie na podróże przelał na papier i wysłał na konkurs „Wygraj podróż marzeń” organizowany przez portal Onet.pl. Zwyciężył. W nagrodę pojechał  do Indii z podróżniczką i pisarką Beatą Pawlikowską.
– W młodości interesowałem się rozwojem duchowym, medytacjami i kulturą Indii – mówi wodzisławianin. – Lata leciały, aż w końcu o tym zapomniałem. Przypadkiem natrafiłem na informacje o konkursie. Napisałem utwór, w którym skupiłem się na istocie podróżowania. Podróż potraktowałem jako stan ducha. Zastanowiłem się, w jaki sposób ludzie podróżują, dlaczego bazują na stereotypach i zawężają swoje widzenie świata do najpopularniejszych zabytków – wspomina Grzegorz Meisel.

Prawdziwa wyprawa

Do Indii wyjechał w grudniu ubiegłego roku. Wraz z nim czołowa polska podróżniczka, dwie kobiety i mężczyzna. Do tego bus do dyspozycji i kierowca. Czego można chcieć więcej?
– To była prawdziwa wyprawa. Choć program był bardzo dokładnie zaplanowany, mogliśmy pozwolić sobie na sporą swobodę. Zatrzymywaliśmy się na bazarach, na ulicach, wszędzie tam, gdzie ludzie, zwierzęta czy budowle wydawały nam się interesujące – relacjonuje pan Grzegorz.

Podziały nie zniknęły

Początek podróży – Delhi. Bogactwo, przepych z jednej strony i potworna bieda oraz niesprawiedliwość z drugiej. Do tego korki przez całą dobę, przeraźliwy  smog nie pozwalający swobodnie oddychać. – Pierwsze wrażenie było przytłaczające. Widok totalnej nędzy ludzi stojących przy ogniskach palonych śmieci i krowiego łajna. W tym wszystkim my, bezradni Polacy. Świadomość, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić była nie do zniesienia. Z drugiej strony zetknęliśmy się z przepiękną architekturą, nie tylko stolicy Indii, ale także wielu pokolonialnych miast – wspomina wodzisławianin. 
Podziały społeczne są w Indiach wyjątkowo duże. Nie ma pojęcia miłosierdzia. Jeśli ktoś cierpi, to dlatego, że zasłużył sobie na to w poprzednim wcieleniu. Obowiązuje podział kastowy. Pariasi usytuowani najniżej w hierarchii nie mają szans na własny rozwój, wykształcenie i godną pracę. Bramini z kolei mogą sobie na wszystko pozwolić. Nie powinni pracować zarobkowo. Każdego z nich utrzymuje miejscowy król – radża. Choć podział kastowy oficjalnie w Indiach zniesiono, w rzeczywistości jest po staremu. Podziały nie zniknęły.

Na każdym kroku kapliczki
 
Paradoksalnie bardzo często człowiek jest mniej ważny od krowy – świętej krowy. Zwierzęta te są nietykalne, nawet wówczas, gdy postanowią odpoczywać na… drodze szybkiego ruchu. Wylegują się, a samochody stoją w korkach. 
W Indiach wierzy się w kilka tysięcy bóstw. Pobożność mieszkańców widoczna jest na każdym kroku. Nie tylko szczelnie wypełniają oni świątynie, modlą się również przed przydrożnymi kapliczkami. – Jest ich mnóstwo. Niewielkie budki ozdobione czym tylko można – pozłotkami z czekolady i innymi świecidełkami. Na każdej mały dzwoneczek, którym Hindusi przykuwają uwagę bóstwa. Dopiero potem rozpoczynają modlitwę – tłumaczy Grzegorz Meisel.

Jeśli nie Indieto co?

Dzisiaj wodzisławianin prowadzi herbaciarnię „Pod trójką” przy ul. Zamkowej w Wodzisławiu.  Na pytanie, czy pojedzie ponownie do Indii, mężczyzna nie odpowiada twierdząco. Nie może zapomnieć o biedzie Hindusów i własnej bezradności towarzyszącej mu w tym kraju na każdym kroku. – To, co zobaczyłem przerosło moje wyobrażenia – mówi.
Jeśli nie Indie, to co? – Marzy mi się Ameryka Łacińska. Chciałbym także pojechać do Izraela… ale na długo. To miejsce, w którym trzeba pobyć, grzech się spieszyć. Może kiedyś te plany staną się rzeczywistością – kończy Grzegorz Meisel. 


Fragment utworu Grzegorza Meisla nagrodzonego w konkursie „Wygraj podróż marzeń”
„…Umysł rozkręca się niczym strzelnicza tarcza na odpuście. Już wyświetla pierwsze migawki egzotycznych fotografii – wygląda to jak film National Geographic na szybkim podglądzie z przewijaniem... Obrazy zlewają się w jeden wielobarwny strumień. W końcu udaje mi się lekko wyhamować i rozszczepić je, jak w pryzmacie. Dostrzegam szczegóły – aż po kicz przesycone karmazynem zachody słońca, rudozłote piaski Sahary, szmaragdowe laguny ziemskich rajów, nagie torsy tubylców ze wszystkich dżungli świata”.
W całości na: http://globtroter.onet.pl/1239,1440029,artykuly.htm


Rafał Jabłoński

  • Numer: 14 (428)
  • Data wydania: 01.04.08