Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

Ryba psuje się od głowy

10.07.2007 00:00
Mój pierwszy szef, człowiek silny, bezkompromisowy, stanowczy i bezpośredni traktował swój dział jak rodzinę. Uważał, że każdy człowiek, a tym bardziej zespół, jest powołany do wykonania pewnych zadań i powinien je realizować z jak najlepszą wolą i wiedzą.

Pan Roman, bo tak miał na imię, porównywał zespół do koni, które ciągną wóz w jednym kierunku. Konie się nie męczą a wóz spokojnie i w przewidywalnym kierunku się toczy. Zespół budował na solidarności i odpowiedzialności, nie krył draństwa i głupoty.

Zdarzyło się raz, że przez nieuwagę zgubiła się rzecz, której brak stał się dużym problemem. Szef był wściekły, dociekał jak do tego doszło, ale też „głośno myślał”, co zrobić, aby tego błędu nie powtórzyć. W napięciu mijała pierwsza zmiana a pracownikom z drugiej szef w wyraźny sposób przedstawiał problem. Napięcie rosło, do momentu, gdy Bolek z drugiej zmiany chciał się usprawiedliwić, że jego tam nie było i że on nie ponosi winy. Rzecz się znalazła, zawiniło wielu, ale szef zwolnił tylko Bolka, a skomentował to tak – Bolek nie rozumie, co to zespół.

Z kolei szef mój i mojego szefa, gdy objął szefowanie, przedstawił zasady, jakimi się będzie kierował. Nie były jakieś nowatorskie, były proste i zrozumiałe, pasujące do każdej instytucji i każdego zespołu. Szef miał pojęcie do czego jest powołany, znał się na tym, czym miał kierować, nie kłamał i dotrzymywał słowa. Gdy powiedział, że w słusznej sprawie każdego obroni to obronił, że za draństwo brata zwolni to zwolnił. Może nie dotyczyło to brata, ale miał przyjaciela, który był kierownikiem działu, a ten przyjaciel miał pewną słabość, raz go upomniał, następnym razem zwolnił. A co działo się z naszym zakładem? Mimo kiepskiego startu, po krótkim czasie był w czołówce swojej branży.  Miałem też szefa, którego nie wspominam dobrze, taki złotousty, puszył się na stołku, na robocie się nie znał, taki miglanc, lizak bez wizji i zasad. Na szczęście pracowałem z nim krótko.

Szef, aby być dobrym, nie musi wchodzić w żadne układy, nie musi każdemu dogadzać. Ktoś powie no tak, ale dobrych szefów to jak na lekarstwo. To może i prawda, ale przecież do szefowania ludziska się rwą, są konkursy, wybory, a kandydaci przebijają się w tym, co zmienią, czego dokonają. Na pewno chęci i zapału mają dużo, tylko że jak siądą na stołku, to zapominają, co obiecywali, proste zasady topią w zawiłościach, zamiast w przyszłość patrzą pod nogi. Jak starszy, który stołek posiadł depcze w miejscu to albo myśli tylko o sobie, albo tkwi w układach. Ale co z młodymi, w których tyle pokładamy nadziei, już świata nie przysłania im żelazna kurtyna, są wykształceni i obyci. A w każdym z nas żyje przecież potrzeba dokonania czegoś pożytecznego, dobrego, tak też w każdym z nas jest dobro, i każdy z nas tęskni za porządkiem, prawymi zasadami i zdrowymi relacjami.

Życzę wszystkim młodym i chętnych
Szczerym, otwartym i zawziętym
Niech odkryją sens działania
Służby pracy czy też powołania
Niech „nasz” znaczy wspólny
Bądźmy otwarci i go budujmy.

Mieczysław Gęba
mieszkaniec Wodzisławia

  • Numer: 28 (390)
  • Data wydania: 10.07.07