środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Nie znam bogatej prostytutki

03.04.2007 00:00
Rozmowa z siostrą Anną Bałchan, Przewodniczącą Zarządu Stowarzyszenia im. Maryi Niepokalanej na Rzecz Pomocy Dziewczętom i Kobietom. Organizacja ta od kilku lat pomaga kobietom uwikłanym w proceder prostytucji. 

Rafał Jabłoński: Prostytucja istnieje, ponieważ klientów nie brakuje. Pewnie nieraz zastanawiała się siostra nad głównymi przyczynami jej występowania. 
Siostra Anna Bałchan: Zauważam, że w wielu przypadkach relacje między ludźmi są zaburzone. Nie funkcjonują prawidłowo. Aby oboje byli ze sobą szczęśliwi konieczna jest walka o pogłębianie tych więzi. Zbliżenie seksualne przynosi radość jeśli stwarza się ku temu odpowiednie warunki. Atmosfera jest bardzo ważna. Przecież małżonkowie nie będą ze sobą współżyć w czasie kłótni – no chyba, że mamy do czynienia z przemocą. Na stworzenie klimatu potrzeba czasu, trzeba się zaangażować. Na to bardzo często mężczyzny nie stać. On chce to mieć na już. Bierze więc pieniądze i seks sobie kupuje.

To prędzej czy później zabija związek…
Oczywiście. Na dłuższą metę jest to potworne zranienie i budowanie muru pomiędzy sobą. Prostytucja istnieje bo ciągle jest na nią zapotrzebowanie. Gdyby nie było klientów, dawno byśmy byli od niej uwolnieni. Niestety ona była, jest i pewnie będzie.

Czy prawny zakaz prostytucji sprawę załatwi?
Samo ustanowienie prawa to za mało. Czasami niektórym wydaje się, że wystarczy ustanowić jakieś prawo i sprawa będzie załatwiona. Nie o to chodzi. Trzeba neutralizować przyczyny prostytucji. Niech będą karani klienci. Przed wojną w okręgu śląskim nie było prostytucji, bo karane były nie dziewczyny (one tylko zarabiają na życie) tylko klienci.

Wiele kobiet z pewnością trafia na ulicę, ponieważ nie ma za co żyć, nie mają pracy. Czy bezrobocie jest główną przyczyną występowania prostytucji?
Samo bezrobocie z pewnością nie, ale myślę, że chęć posiadania więcej już tak. Są na przykład studentki, które mają swoich tzw. sponsorów. Za seks otrzymują pieniądze. Z doświadczenia wiem, że tego żałują, gdy zamierzają stworzyć swoją rodzinę. Poznają mężczyzn, z którymi chcą spędzić resztę życia. Cały czas żyją w strachu, że ktoś dowie się o ich przeszłości, że były panienkami do towarzystwa. Pokusa niemałych pieniędzy, lepszych ciuchów powoduje w przyszłości poważną ranę. Jeżeli najbliższa osoba kocha i te relacje między dwojgiem ludzi są w miarę normalne, to prędzej czy później mężczyzna zorientuje się, że jest jakaś tajemnica. W ten sposób buduje się mur.
Mówiąc o kobietach z ulicy należy pamiętać, że życie prostytutki jest zwykle droższe niż normalne życie. Ona musi przede wszystkim zapłacić 130-140 złotych za to, że stoi na ulicy. Jeżeli ma dziecko musi zapłacić 30-40 złotych za opiekę nad nim. Jeśli pochodzi z innego regiony Polski, musi wynajmować mieszkanie (czynsz np. 300 zł) i drugie tyle musi zapłacić tzw. wkładowego. Łatwo zatem policzyć jakie to są sumy. Pewnie, że i tu zdarzają się jakieś „elity”, dziewczyny lepiej wykształcone, pracujące np. w hotelach, ale ja nie spotkałam jeszcze bogatej prostytutki.

Zdecydowana większość dziewcząt i kobiet mimo problemów nie zarabia na ulicy. Czy wychowanie i wartości wyniesione z domu ich przed tym strzegą?
Bywa, że do prostytucji trafiają absolwentki domów dziecka, które nigdzie nie znalazły oparcia. Znam przypadek dziewczyny, która właśnie w taki sposób trafiła do agencji. Nie miała środków do życia, a później została sprzedana do Berlina, skąd uciekła. W potocznym rozumieniu, kiedy się mówi o prostytucji, zwykle cień pada na dziewczynę, a czasem ona ma niewiele do gadania. Jeśli taka osoba wyrastała w rodzinie pełnej przemocy, to cała jej przeszłość wytwarza w niej pewne mechanizmy. Dziewczyna, która miała agresywnego i autorytarnego ojca, będzie bezwiednie wchodziła w relację z podobnymi mężczyznami, bo tylko to będzie znała. Zdarza się, że pierwszym krokiem do seks-biznesu jest uwiedzenie, drugim odciągnięcie od rodziny. Na takie sposoby werbowania łatwo łapią się dziewczyny, które mają problemy w domu. Taka osoba często nie dość, że była wykorzystywana w domu, to ucieka i wpada w coś jeszcze gorszego.

Nieraz pewnie zadawano siostrze pytanie, które pada także pod adresem księży: Co ty możesz wiedzieć o seksualności, skoro nie żyjesz w małżeństwie, nie masz partnera? 
Bardzo dużo wiem o seksualności, ponieważ nikt mi jej nie wyciął. Jestem żywą, zdrową kobietą, która ma normalne odczucia. Poza tym zakonnicą nie jestem od urodzenia. Pamiętam, że jako mołda osoba powiedziałam sobie, że będę współżyć seksualnie z mężczyzną, który wyzna wobec całego świata, że mnie kocha i chce być ze mną przez całe życie na dobre i na złe. To byłby mój dar. Oczywiście nigdy nie będę odczuwała tego co czuje matka, ale tę energię można przekształcić w konkretne działanie. Staram się dać tę energię w służbie człowiekowi. Mam swoje dzieci duchowe, które kocham i dają mi namiastkę rodziny. Tworzę także rodzinę zastępczą dla 17-latki i jej dziecka.

W jaki sposób kobiety do Was trafiają? Zaczepiacie je na ulicy i proponujecie inne życie?
Może to nie będzie zrozumiałe, ale naszym celem nie jest to, by osoby te zeszły z ulicy. My im towarzyszymy i mówimy: zrób coś dla siebie, ale nie wiemy czy ona jest to w stanie przyjąć. Każda zmiana rodzi lęk. Jeśli przez ponad 20 lat kobieta doświadczała przemocy, to pewne uwikłania i zaszłości rodzinne nie pozwalają, by mogła żyć w miarę normalnie.

Są osoby, które próbują walczyć z grupami organizującymi ten proceder. Szybko się jednak wycofują z obawy o własne bezpieczeństwo. Siostra się nie boi?
Jesteśmy bardzo ostrożne. Nie mam ochoty walczyć z sutenerami, nie mam broni. Uważam jednak, że każdy ma prawo do swojego życia i niewolnictwa nie można tolerować. Jeśli zatem dziewczyna chce zejść z ulicy, to ma do tego prawo. Nikt nie jest właścicielem cudzego życia. Istnieją pewne prawa ulicy, które trzeba uszanować. Jeżeli dziewczyna musi zapłacić 120-130 złotych za to, że stoi na ulicy, a ja tam będę chodzić i straszyć jej klientów, to zrozumiałe, że spotkam się z agresją. Naszym zadaniem jest pojawić się na dworcu, przedstawić się, żeby każdy wiedział, kim jesteśmy i że można zwrócić się do nas po pomoc. Jeśli ktoś decyduje się choćby tylko z nami porozmawiać, to już jest dużo. Jest o nas wiele publikacji w prasie, radiu i telewizji i to też jest dla nas ważne, bo dzięki temu wiadomo, gdzie mogą się zgłosić potrzebujący.

Zajmuje się siostra nie tylko kobietami uprawiającymi proceder prostytucji…
Prostytucja to jedynie wierzchołek góry lodowej. Niemal zawsze u podstaw leży przemoc. Kobiety te czują się porzucone i wielokrotnie ranione. Są także sprzedawane jak rzeczy. Niektóre z nich wyjechały za granice, by uczciwie pracować i trafiły do domów publicznych. To jest złamanie człowieka na duchu. Kiedy kobiety te chcą z tym skończyć, jest trudno. Dla nich poważnym problemem jest wytłumaczenie swojego postępowania rodzinie, mężowi, rodzicom.   

Dużo kobiet z tego wychodzi?
Tak. One są silne. Są oczywiście osoby, które wracają na ulicę, ale na szczęście nie na długo. Wybierają godne życie. Staramy się im pomagać poprzez terapię indywidualną, a także prowadzimy zajęcia z małżonkami. Naszym zadaniem jest przekonanie kobiet, że są osobami wartościowymi. One po latach spędzonych na ulicy są rozbite. Mamy prawników, psychologów, stwarzamy możliwości realizowania kursów zawodowych. Chodzi głównie o to, by czas do usamodzielnienia się był jak najkrótszy.

Jak długo zwykle trwa taki proces od zajęcia się sobą w sensie zdrowotnym, do decyzji zmiany życia?
Bardzo różnie. Może to trwać dwa, trzy lata. Zdobycie czyjegoś zaufania, utrzymanie relacji nie jest sprawą łatwą. I tak uważam,  że jeszcze mało zrobiłam dla tych osób.

Może siostra krótko opowiedzieć historię osoby, który udowadnia, że warto walczyć o te kobiety?
Przypomina mi się przypadek osoby wykorzystanej seksualnie przez konkubenta matki. Jako dziecko nie wiedziała, co się z nią dzieje. Kiedy powiedziała o wszystkim pedagogowi, wezwał matkę i w domu miała piekło. W wieku czternastu lat uciekła na Śląsk, mieszkała
na dworcu i tam ktoś się nią „zaopiekował”. W ciągu dwóch tygodni była wielokrotnie gwałcona zbiorowo, a potem, aby mieć z czego żyć, trafiła na ulicę. Po pewnym czasie nawiązała kontakt z ks. Adrianem Kowalskim, trafiła do ośrodka pomocy, ukończyła szkołę podstawową dla dorosłych. Próbowała pracować w różnych miejscach, wyszła za mąż, ma dzieci.
Ma bardzo dobrych, wyrozumiałych teściów, którzy uczyli ją pełnienia elementarnych obowiązków rodzinnych. Inna dziewczyna zeszła z ulicy w momencie, gdy została jej załatwiona praca. Praca jest bardzo ważna, jest kołem zamachowym. Sprawia, że ktoś może poczuć, że może zarabiać w inny sposób.

Dziękuję za rozmowę

  • Numer: 14 (376)
  • Data wydania: 03.04.07