Sobota, 18 maja 2024

imieniny: Eryka, Aleksandry, Feliksa

RSS

„Dżymi” z Sosnowca

11.10.2005 00:00
Wyrasta jak spod ziemi pod swoim polem karnym i bezbłędnie wgrywa główkowe pojedynki. Czasem aż żal, że równie celnych główek nie posyła w odwrotną stronę, pod bramką przeciwnika. „Muszę nad tym popracować” - mówi Marcin Drzymont, obrońca Odry Wodzisław.
Marcin Drzymont ma 188 cm wzrostu i należy do najwyższych piłkarzy Odry Wodzisław. Wyższy o dwa centymetry jest tylko bramkarz - Wojciech Skaba. Po kilku ostatnich meczach obrońca w wodzisławskiej drużynie zbiera zasłużone pochwały. Jest zawsze tam, gdzie potrzeba i raz po raz wygrywa główkowe pojedynki pod swoim polem karnym. To ze względu na swój wzrost często dochodzę do sytuacji, kiedy mogę uderzyć, czy wybić piłkę głową. Cieszę się, że z tego powodu zaczynają mnie zauważać dziennikarze, chociaż dla mnie te oceny dziennikarskie nie mają większego znaczenia. Najważniejsze jest to, co mówi trener, co mówią w klubie, a przede wszystkim liczy się opinia kolegów z zespołu - powiedział nam popularny w Odrze „Dżymi”. Uważa, że piłkarzom w dużej mierze pomagają dobre słowa usłyszane od trenera, czy od kolegi na boisku. Czasem wystarczy krótkie wsparcie: „Damy radę, gramy dalej!” Uważam, że w Odrze grają bardzo dobrzy zawodnicy, którzy swoim doświadczeniem i umiejętnościami przede wszystkim stanowią o sile tej drużyny. Są to na przykład Janek Woś, Marcin Malinowski czy Mariusz Pawełek. Można się od nich wiele nauczyć - chwali swoich klubowych kolegów Marcin Drzymont.
 
Jest wychowankiem Zagłębia Sosnowiec. Treningi w sosnowieckim klubie zaczynał jako ośmioletni chłopak. Mija więc szesnaście lat, odkąd gra w piłkę, Od dziecka jestem związany z tym klubem, przeszedłem tam wszystkie szczeble szkolenia piłkarskiego - wspomina Marcin Drzymont. Do Wodzisławia przyszedł w minionym sezonie i idealnie pasował do idei poprzedniego trenera - Franciszka Smudy, który chciał wtedy podwyższyć drużynę. Przez rok przeżywał wraz z zespołem niezbyt pomyślny okres, a w końcu także rozpaczliwą obronę przed spadkiem. Dzisiaj nie żałuje tych chwil, wręcz przeciwnie. Ten chrzest bojowy zaprawił go w sportowej walce. Podoba mi się pobyt w Wodzisławiu, zaaklimatyzowałem się tutaj szybko, koledzy bardzo mi pomogli, oby tak dalej - mówi piłkarz.
 
Jest urodzonym zagłębiakiem, przychodząc do Wodzisławia obawiał się nieco przyjęcia przez ludzi ze Śląska. Niepotrzebnie, bo okazało się, że są to bardzo fajni ludzie, moje obawy nie znalazły żadnego uzasadnienia - dodaje Marcin Drzymont. Jest zodiakalną Panną. Realnie myśli o życiu, na sukcesy ciężko pracuje, wytrwale dąży do celu. Moim zdaniem należę do walecznych osób, co pokazuję na boisku. Nie zawsze to wychodzi, ale w każdym meczu daję z siebie wszystko - mówi o sobie „Dżymi”.
Jego najwierniejszymi kibicami są dwie najbliższe sercu kobiety: mama - Genowefa Drzymont oraz Ewa Soska - dziewczyna piłkarza. Starają się być na meczach w Wodzisławiu albo kibicują mu oglądając mecze w domu. Latem głośno było o ewentualnym przejściu Marcina Drzymonta do portugalskiego klubu. Nic z tego jednak nie wyszlo. Piłkarz mówi, że wcale tego nie żałuje. Przeznaczenie było takie, żebym został jeszcze w Wodzisławiu. Tutaj gram, tutaj się koncentruję na jak najlepszej grze. To, co było za mną, to już zostawiłem, teraz liczą się najbliższe mecze i obyśmy je wygrywali - mówi piłkarz. Czyli wierzy w przeznaczenie? Oczywiście - potwierdza obrońca. A w co jeszcze wierzysz? - pytam. W Odrę Wodzisław i w Boga - odpowiada zdecydowanie Marcin Drzymont.
 
Iza Salamon
  • Numer: 41 (298)
  • Data wydania: 11.10.05