środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Szkoda drzew

31.05.2005 00:00
Dwa potężne i dorodne modrzewie przechylają się niebezpiecznie w stronę domu. Przy silnym wietrze mogą runąć na budynek albo nawet na pobliską ulicę Bema wyrządzając niewyobrażalne szkody. „To wina szkód górniczych. Ziemia się u nas trzęsie prawie codziennie, więc jak te drzewa mają normalnie rosnąć?

Mimo to kopalnia i biegły bagatelizują ten problem, zrzucając jeszcze winę na mnie! Żyjemy w państwie, w którym zwykły człowiek po prostu się nie liczy” - nie kryje goryczy Danuta Kaszta z Rydułtów.

Bezduszne urzędy
Dla urzędników drzewo to drzewo. Martwy obiekt. Jeśli przeszkadza - trzeba je ściąć i po sprawie. I nikogo nie obchodzi, jakie to ma znacznie dla mieszkańców. Dla Danuty Kaszty z Rydułtów drzewa to niemal żywe istoty, które pomagają człowiekowi przetrwać piekło cywilizacji. Te modrzewie rosną już tutaj trzydzieści lat. Są dla nas jak bastion odgradzający nas od hałasu ulicy. Dają cień i wyciszają. Inaczej ciężko byłoby wytrzymać przy takim natężeniu ruchu i stężeniu spalin - mówi Danuta Kaszta. Pokazuje dwa dorodne drzewa iglaste - jedne z najwyższych przy ulicy Bema. Od kilku lat walczy o ich losy w nierównej walce z kopalnią i biegłym. Z bólem serca dowiedziała się, że ma je ściąć albo przyciąć do bezpiecznej wysokości. Na dodatek wszystko to za marne grosze odszkodowania. Nie pogodziła się z takim rozwiązaniem i wytoczyła kopalni sprawę w sądzie.

Wyciąć, wyrwać, zniszczyć
W centrum Rydułtów ziemia trzęsie się niemal codziennie. To wina eksploatacji górniczej. Pękają ściany domów, przedmioty spadają z półek. Mieszkańcy są nerwowo wykończeni. Cierpią. Nie śpią po nocach. Stracili spokój, a nie dostali nic w zamian. Na dodatek zabiera się nam jeszcze resztki normalnego życia, jak chociażby te drzewa. Związałam się z nimi uczuciowo, nie chcę ich stracić. Nie wyobrażam sobie, że po ich wycięciu jedynym widokiem z okien mojego domu byłby widok tej ruchliwej, i pełnej spalin, i kurzu ulicy. Czemu nikt tego nie rozumie? - pyta pani Danuta. Przekonała się, że urzędników mało obchodzą jej sentymenty i odczucia. Są przepisy, ustawy, normy, cenniki. Nie ma w nich miejsca dla pojedynczego człowieka. Jakieś drzewa? A kogo to obchodzi? - stwierdza z żalem pani Danuta.

A wszystko zaczęło się pod koniec 2002 roku, kiedy sąsiad zza płotu zauważył, że wysokie modrzewie przechylają się niebezpiecznie w stronę domu. Pani Danuta napisała o tym do Sekcji Szkód Górniczych kopalni „Rydułtowy”. „Zawiadamiam, że na skutek tąpnięć górniczych spowodowanych eksploatacją waszej kopalni nastąpiło przechylenie dwóch drzew - modrzewi (wysokość ok. 22 metrów), rosnących na mojej posesji. Ze względu na istniejące niebezpieczeństwo prosimy o przybycie komisji w tej sprawie”.

Ziemia się trzęsie, drzewa się chwieją
Pierwszy biegły przybył w kwietniu 2003 roku i potwierdził obawy mieszkanki. Kilkanaście dni później kopalnia nie stwierdziła jednak, że wygięcie drzew nastąpiło na skutek szkód górniczych. Wręcz przeciwnie - orzekła, że modrzewie źle rosną, bo zostały za blisko posadzone. Pani Danuta nie zgodziła się z tym. Te drzewa rosną tu od dawna. Wcześniej nic im nie było i nagle tak się przechyliły? - pytała. Broniąc się, na własną rękę przeanalizowała rejestr tąpnięć i ich siłę, wskazała na wysoki wskaźnik osiadania terenu. Argumenty mieszkanki podziałały na kopalnię, która w końcu uznała szkodę i zaoferowała jej… 600 zł na wycięcie, ewentualnie przycięcie drzew do bezpiecznej wysokości 11 metrów. To śmieszna kwota niewspółmierna do poniesionych strat. Chodzi przecież o drzewa, które rosną tutaj od 30 lat i mają 22 metry wysokości. Tymczasem sam koszt wyłączenia linii energetycznej na czas robót wynosi ok. 600 zł - tłumaczyła kopalni mieszkanka Rydułtów.
A to był dopiero początek batalii, bowiem kolejny biegły starał się udowodnić, że wina leży jednak po stronie mieszkańców, którzy po prostu niewłaściwie posadzili drzewa. Uważam, że te drzewa wychylały się przez cały okres swojego wzrostu - stwierdził w maju ubiegłego roku Janusz Sęk, biegły sądowy z zakresu leśnictwa i rolnictwa. Pani Danuta przeciwstawiła biegłemu m.in. oświadczenie sąsiada, przed którego domem rośnie identyczny modrzew i też jest pochylony w tę samą stronę. Sąsiad ten zaświadczył, że jeszcze niedawno jego drzewo rosło prosto, dopiero pod wpływem silnych tąpnięć zaczęło się przekrzywiać.

Biegły przyznał się do błędu
Sędzia orzekł w końcu, że wyceny ma dokonać inny biegły, po czym na miejscu stawił się …znów ten sam. „Swoją wycenę przeprowadził w taki sposób, że bez trudu po konsultacji z osobami kompetentnymi w tej sprawie znalazłam sporo nieścisłości i błędów, co w sumie czyni wrażenie dążenia do maksymalnego obniżenia kosztów przycięcia oraz wartości drzew” - napisała do wodzisławskiego sądu pani Danuta. Biegły przyznał się do błędu w wyliczeniach, po czym przedstawił koszt przycięcia i odszkodowania w wysokości ….663,14 zł.

Iza Salamon

  • Numer: 22 (279)
  • Data wydania: 31.05.05