To było straszne!
Ziemia zatrzęsła się w Rydułtowach w miniony czwartek, o godzinie 18.34. Pękały ściany domów, waliły się kominy, spadały obrazy ze ścian. Ludzie wpadli w panikę, bo do tej pory takiego trzęsienia ziemi jeszcze w mieście nie było. Odczuli go także mieszkańcy Rybnika, Pszowa, a nawet Raciborza.
3.3 stopnie w skali Richtera - taka była siła czwartkowego „trzęsienia” ziemi w Rydułtowach. Mieszkańcy przyzwyczaili się już do podobnych zdarzeń w swoim mieście, żadne jednak nie było takie silne, jak to w minionym tygodniu. Co się stało?
Nie było to trzęsienie ziemi ani tąpnięcie, ale wysokoenergetyczny wstrząs górotworu spowodowany eksploatacją na poziomie 1000 metrów pod ziemią, a dokładnie w ścianie dwunastej pokładu 713 - wyjaśnia Zbigniew Schinohl, dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku. Dodaje, że załamała się gruba warstwa piaskowca znajdującego się 150-200 metrów pod ziemią. Podobne, podziemne wstrząsy o mniejszej sile występują często i są one dobre, ponieważ rozładowują skumulowaną pod ziemią energię. Chodzi jednak o to, aby nie dochodziło do wstrząsów wysokoneregtycznych, których skutki są odczuwalne na powierzchni, tak jak to miało miejsce w miniony czwartek - dodaje dyrektor Schinohl.
Jeszcze tego samego dnia rozdzwoniły się na kopalni telefony od przerażonych mieszkańców, którzy do działu szkód górniczych zgłaszali uszkodzenia w swoich domach, spowodowane wstrząsem. Do dyrektora Schinohla ma niebawem trafić inwentaryzacja tych szkód. Jest ich w sumie ponad dziewięćdziesiąt, są to głównie spękania domów i budynków gospodarczych. Zwaliły się niektóre kominy. Nie odnotowano żadnych szkód, które zagrażałyby zawaleniem się budynku i stwarzały niebezpieczeństwo dla ludzkiego życia - dodaje szef OUG-u. Dziewiętnaście należących do kopalni obiektów na powierzchni jest pod obserwacją specjalistów Głównego Instytutu Górnictwa.
Szczęście w nieszczęściu, że nic się nie stało górnikom pracującym na dole, w kopalni. Nie odczuli oni w ogóle wstrząsu. Prawidłowość jest taka, że im bliżej miejsca wykonywania robot górniczych występuje wstrząs, tym większe są jego skutki na dole kopalni. W tym wypadku epicentrum znajdowało się niedaleko powierzchni i dlatego odczuli je głównie mieszkańcy - mówi dyrektor Schinohl. Tuż po zdarzeniu spotkali się członkowie zespołu ds. zagrożeń. Podjęto dwie decyzje, które mają na przyszłość zapobiec wstrząsom górotworu.
Po pierwsze zdecydowaliśmy o spowolnieniu i zmniejszeniu wydobycia w tej ścianie, po drugie ustaliliśmy, że będzie równomierne obłożenie robót, praca odbywać się będzie w systemie dwuzmianowym, przez cały tydzień. Chodzi o to, aby nie dochodziło do kumulacji naprężeń - wyjaśnia szef OUG-u.
W związku ze wstrząsem praca na wspomnianym pokładzie 713 nie została przerwana. Nie jest to nowa ściana, górnicy „zrobili” już tam około 800 metrów postępu. Cały czas specjaliści górnictwa analizują sytuację, również wczoraj na kopalni „Rydułtowy-Anna” odbyło się spotkanie z zespołu ds. zagrożeń. W najbliższym czasie dwie komisje składające się z doświadczonych górników oraz naukowców zbadają prawidłowość rozwiązań przy eksploatacji w pokładzie 713. Będzie to komisja ds. tąpań oraz ochrony powierzchni. Chodzi o to, aby zapobiec w przyszłości podobnym wstrząsom. Nie jest to jednak prosta sprawa, gdyż, jak do tej pory, zjawisko wstrząsów górotworu nie jest do końca wyjaśnione ani zbadane przez naukę. W związku z czym nie ma gotowych recept ani rozwiązań w tej sytuacji. Korzystamy zaradczo głównie z dotychczasowych doświadczeń - mówi Zbigniew Schinohl.
Mieszkańcy dopiero teraz dochodzą do siebie. Silne drgania gruntu spowodowały panikę wśród ludzi, wielu doznało wstrząsu psychicznego. Podobne tąpnięcia to dla nas nie nowość, ale tym razem przeżyliśmy szok. Wpadliśmy w panikę - relacjonują.
Spadały przedmioty z półek, obrazy ze ścian. Chwiały się domy. Najgorsze są pęknięcia ścian. „Jak tu mieszkać teraz w takim domu? - martwili się mieszkańcy z ulicy Bema. Kopalnia zapewnia, że wszystkie szkody zostaną naprawione.
Nasi rozmówcy też są powściągliwi w krytykowaniu zakładu pracy. Z jednej strony wszyscy cierpimy tutaj i żyjemy w strachu przed kolejnymi takimi sensacjami, mamy uszkodzone budynki, ale z drugiej strony wiemy, że musimy jakoś to znieść, bo przecież ta kopalnia to nasza żywicielka. Pracuje tam chyba pół miasta. Jeśli by coś się stało i doszłoby do ograniczenia zatrudnienia albo, nie daj Boże, do zam-knięcia, to wtedy jest po nas. Z czego byśmy utrzymali nasze rodziny? - pytają żony rydułtowskich górników, z którymi rozmawialiśmy nazajutrz po zdarzeniu.
Iza Salamon
Nie było to trzęsienie ziemi ani tąpnięcie, ale wysokoenergetyczny wstrząs górotworu spowodowany eksploatacją na poziomie 1000 metrów pod ziemią, a dokładnie w ścianie dwunastej pokładu 713 - wyjaśnia Zbigniew Schinohl, dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku. Dodaje, że załamała się gruba warstwa piaskowca znajdującego się 150-200 metrów pod ziemią. Podobne, podziemne wstrząsy o mniejszej sile występują często i są one dobre, ponieważ rozładowują skumulowaną pod ziemią energię. Chodzi jednak o to, aby nie dochodziło do wstrząsów wysokoneregtycznych, których skutki są odczuwalne na powierzchni, tak jak to miało miejsce w miniony czwartek - dodaje dyrektor Schinohl.
Jeszcze tego samego dnia rozdzwoniły się na kopalni telefony od przerażonych mieszkańców, którzy do działu szkód górniczych zgłaszali uszkodzenia w swoich domach, spowodowane wstrząsem. Do dyrektora Schinohla ma niebawem trafić inwentaryzacja tych szkód. Jest ich w sumie ponad dziewięćdziesiąt, są to głównie spękania domów i budynków gospodarczych. Zwaliły się niektóre kominy. Nie odnotowano żadnych szkód, które zagrażałyby zawaleniem się budynku i stwarzały niebezpieczeństwo dla ludzkiego życia - dodaje szef OUG-u. Dziewiętnaście należących do kopalni obiektów na powierzchni jest pod obserwacją specjalistów Głównego Instytutu Górnictwa.
Szczęście w nieszczęściu, że nic się nie stało górnikom pracującym na dole, w kopalni. Nie odczuli oni w ogóle wstrząsu. Prawidłowość jest taka, że im bliżej miejsca wykonywania robot górniczych występuje wstrząs, tym większe są jego skutki na dole kopalni. W tym wypadku epicentrum znajdowało się niedaleko powierzchni i dlatego odczuli je głównie mieszkańcy - mówi dyrektor Schinohl. Tuż po zdarzeniu spotkali się członkowie zespołu ds. zagrożeń. Podjęto dwie decyzje, które mają na przyszłość zapobiec wstrząsom górotworu.
Po pierwsze zdecydowaliśmy o spowolnieniu i zmniejszeniu wydobycia w tej ścianie, po drugie ustaliliśmy, że będzie równomierne obłożenie robót, praca odbywać się będzie w systemie dwuzmianowym, przez cały tydzień. Chodzi o to, aby nie dochodziło do kumulacji naprężeń - wyjaśnia szef OUG-u.
W związku ze wstrząsem praca na wspomnianym pokładzie 713 nie została przerwana. Nie jest to nowa ściana, górnicy „zrobili” już tam około 800 metrów postępu. Cały czas specjaliści górnictwa analizują sytuację, również wczoraj na kopalni „Rydułtowy-Anna” odbyło się spotkanie z zespołu ds. zagrożeń. W najbliższym czasie dwie komisje składające się z doświadczonych górników oraz naukowców zbadają prawidłowość rozwiązań przy eksploatacji w pokładzie 713. Będzie to komisja ds. tąpań oraz ochrony powierzchni. Chodzi o to, aby zapobiec w przyszłości podobnym wstrząsom. Nie jest to jednak prosta sprawa, gdyż, jak do tej pory, zjawisko wstrząsów górotworu nie jest do końca wyjaśnione ani zbadane przez naukę. W związku z czym nie ma gotowych recept ani rozwiązań w tej sytuacji. Korzystamy zaradczo głównie z dotychczasowych doświadczeń - mówi Zbigniew Schinohl.
Mieszkańcy dopiero teraz dochodzą do siebie. Silne drgania gruntu spowodowały panikę wśród ludzi, wielu doznało wstrząsu psychicznego. Podobne tąpnięcia to dla nas nie nowość, ale tym razem przeżyliśmy szok. Wpadliśmy w panikę - relacjonują.
Spadały przedmioty z półek, obrazy ze ścian. Chwiały się domy. Najgorsze są pęknięcia ścian. „Jak tu mieszkać teraz w takim domu? - martwili się mieszkańcy z ulicy Bema. Kopalnia zapewnia, że wszystkie szkody zostaną naprawione.
Nasi rozmówcy też są powściągliwi w krytykowaniu zakładu pracy. Z jednej strony wszyscy cierpimy tutaj i żyjemy w strachu przed kolejnymi takimi sensacjami, mamy uszkodzone budynki, ale z drugiej strony wiemy, że musimy jakoś to znieść, bo przecież ta kopalnia to nasza żywicielka. Pracuje tam chyba pół miasta. Jeśli by coś się stało i doszłoby do ograniczenia zatrudnienia albo, nie daj Boże, do zam-knięcia, to wtedy jest po nas. Z czego byśmy utrzymali nasze rodziny? - pytają żony rydułtowskich górników, z którymi rozmawialiśmy nazajutrz po zdarzeniu.
Iza Salamon
Najnowsze komentarze