Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Zaczarowany kawałek drewna

26.10.2004 00:00
Bogumiła Caniboł ze Skrbeńska jest z wykształcenia technikiem ekonomistą. Na co dzień zajmuje się domem i dziećmi. Pewnego dnia, za namową swojego wujka, rzeźbiarza-amatora, wzięła do ręki dłuto i teraz już nie wyobraża sobie życia bez strugania. Swojej pasji poświęca każdą wolną chwilę.

W Skrbeńsku niemal każda na-potkana osoba wie, gdzie mieszka rzeźbiarka. Kilkunastoletni chłopcy pokazują dom stojący nieopodal polsko-czeskiej granicy. Tutaj mieszka pani Caniboł  - prowadzą. Od progu wita uśmiechnięta gospodyni, a wraz z nią sympatyczne, promiennie roześmiane twarze drewnianych rzeźb w ogrodzie. Autorem większości tych prac jest mój wujek, Stanisław Fijołek z Inowrocławia. Ja dopiero zaczynam tworzyć i na razie mam na swoim koncie niewiele rzeźb - mówi o sobie pani Bogusia.
 
Sama nie wie jak to się stało, że wzięła do ręki dłuto. Przecież nigdy nie uczyła się sztuki rzeźbienia. Miała wprawdzie plastyczne zainteresowania, ale na co dzień głównie zajmowała się domem i dziećmi. Aż  tu nagle obudziła się w niej pasja, której nie potrafi wytłumaczyć. Młoda twórczyni chce doskonalić swój warsztat i tworzyć to, co podpowiada jej wyobraźnia. A pomysłów na kolejne rzeźby ma bardzo dużo.

Zakochani w drewnie
 
Urodziła się w Inowrocławiu. Jako kilkuletnia dziewczynka przeprowadziła się wraz z rodzicami na Śląsk i zamieszkała w Jastrzębiu. Piętnaście lat temu wyszła za mąż za Ireneusza Caniboła i zamieszkała w przygranicznej miejscowości - Skrbeńsko. Canibołowie mają dwóch synów: czternastoletniego Jakuba i jedenastoletniego Kacpra. Obaj synowie też próbowali strugać i wychodziły im nawet ciekawe rzeczy, ale zniechęcili się troszkę, jak się skaleczyli dłutem - mówi mama chłopców.
 
Rzeźbą zajmuje się amatorsko także jej mąż. Na co dzień pracuje na kopalni Jas-Mos, ale w wolnym czasie towarzyszy żonie w tworzeniu. Wspiera mnie i podtrzymuje na duchu. Razem interesujemy się rzeźbą i w ogóle sztuką. Nie przejdziemy nigdy obojętnie obok galerii czy wystawy. Z każdej podróży przywozimy do domu jakiś ciekawy przedmiot - mówi gospodyni domu.
 
Dzięki wspólnej pasji małżonków ich mieszkanie także przypomina mini-galerię. Na półkach i na podłodze stoją dziesiątki mniejszych i większych  figurek z drewna i masy solnej. Autorem wielu z nich jest Stanisław Fijołek, wujek pani Bogusi, który mieszka w rodzinnym Inowrocławiu. Rzeźbi amatorko od wielu lat. Jego prace ozdabiają wiele kościołów, trafiły też do polskich i zagranicznych galerii. Dzisiaj starszy pan powtarza, że mógłby żyć dwieście lat, bo nareszcie robi to, co lubi. Ja też chciałbym tak żyć jak on, odczuwać tę samą pasję - wyjawia pani Bogusia. Inspirację czerpie także od Marka Moćko, utalentowanego górnika-rzeźbiarza z Jastrzębia Zdroju.

Rodzinne plenery
 
Kiedy wujek Stanisław przyjeżdża do nich w odwiedziny, wtedy urządzają sobie plenery rzeźbiarskie. Siadają w trójkę: starszy pan, pani Bogusia i jej mąż. Pierwszy taki plener, a zarazem rodzinne
spotkanie ludzi dzielących tę samą pasję odbyło się w 1999 roku. Siadamy wszyscy w stodole, tam jest nasze królestwo, warsztat pracy. Trwa to wszystko z tydzień. Odpada wtedy gotowanie obiadów, bo najczęściej wrzucam warzywa do kociołka w ogrodzie i same się gotują, a ja mam czas na tworzenie - mówi pani Bogusia.
 
Z kawałków lipowego drewna pani Bogusia wyczarowuje postacie tajemniczych, twarze słowiańskich bogów, świątków, zwierząt, czarownic, krasnoludków. Wiele spośród tych rzeźb powstało dzięki naszej wspólnej pracy, czyli męża, wujka i mojej - wyjaśnia twórczyni ze Skrbeńska. W mieszkaniu pokazuje również ich wspólne dzieło: wystrugane z kawałków pni fotele, stolik. Rzeźbione twarze autorstwa pani Bogusi ozdabiają też stół w pokoju, wiele z tych rzeźb jest funkcjonalna. Ciemna postać zakonnika autorstwa Stanisława Fijołka trzyma w drewnianym naczyniu czerwone jabłka, inna praca służy jako pojemnik na biżuterię.

Wystrugać coś dobrego
 
Pani Bogusia miała niedawno wystawę swoich prac w Gminnym Ośrodku Kultury w Gołkowicach. Teraz każdą wolną chwilę spędza w swoim warsztacie. Godzinami struga i drąży w drewnie, czasem metodą prób i błędów sama uczy się, jak wydobyć z kawałka drewna twarze i postacie. Chciałabym wyrzeźbić coś takiego, co by się podobało ludziom. Coś dobrego. Chciałabym pokazać swoje prace publiczności. To są moje marzenia i wierzę, że się spełnią - wyznaje Bogumiła Caniboł.

Iza Salamon

  • Numer: 44 (248)
  • Data wydania: 26.10.04