Wtorek, 21 maja 2024

imieniny: Kryspina, Wiktora, Jana

RSS

Landauerem do ślubu

21.09.2004 00:00
Zabytkowym powozem wozi młode pary młode do ślubu i dzieci niepełnosprawne na festynach. Saniami ciągnie szkolne kuligi. Marian Skowronek z Pszowa nie wyobraża sobie życia bez koni. Jego żona, Urszula mówi o nim nieraz żartobliwie: koniocholik.
Stary powóz, tak zwane lando albo landauer, został wyprodukowany w 1863 roku w Londynie. Prawdopodobnie pochodzi z dworku w Zebrzydowicach, obecnie dzielnicy Rybnika. Dzisiaj nikt już nie jest w stanie tego sprawdzić. Marian Skowronek  z Pszowa opiekuje się nim od blisko dwudziestu lat. Starym lando wozi do ślubu  młode pary, jego zaprzęg jest też prawdziwą atrakcją na różnego rodzaju zabawach, festynach i dożynkach. Zabytkowym powozem jechał do ślubu m.in. rudowłosy Włoch, prawdziwy Szkot w celtyckim kilcie, czeski biskup  i Holender w hinduskiej szacie. Na początku podróży pan Marian zawsze przedstawia siebie i siedzącego obok luzaka, potem opowiada parę ciekawostek o angielskim lando. Zaciekawionym pokazuje datę produkcji pojazdu ukrytą na osi pod kołem. Szkoda, że większa część podobnych powozów po prostu została zniszczona. Jeszcze z trzydzieści lat temu mało kto przywiązywał do nich wagę, większość pewnie poszła na podpałkę do pieca - mówi Marian Skowronek.

Fiat zamiast lando

Pszowski pasjonat starych powozów i koni opiekuje się trzema starymi pojazdami. Oprócz angielskiego lando, ma w swoim gospodarstwie również stare sanie, którymi prawdopodobnie jeździł kiedyś zimą sam dyrektor starej kopalni „Hoym”, i lekki powóz myśliwski wyprodukowany przed wojną w Raciborzu, w fabryce J. Hubschmanna.
 Pan Marian wspomina, w jaki sposób stał się właścicielem angielskiego landauera. To było może w połowie lat osiemdziesiątych . Przyszedł do mnie mój znajomy i zapytał, czy bym nie wziął starego powozu, bo on sobie kupił dużego fiata. Nie miał go gdzie garażować, gdyż pod dachem stało lando, a jego babcia nie chciała się zgodzić, żeby je wyrzucić - opowiada wydarzenia sprzed kilku lat pan Marian.
 
Niebawem angielski powóz stanął u niego na podwórku, ale nie od razu woził młode pary do ślubu. Minęło znów kilka lat. Córka znajomego z Rydułtów wychodziła za mąż. Wspomniałem, że mam w domu taki powóz, no i niebawem wiozłem nim pierwszą młodą parę - mówi Marian Skowronek. Przechowuje do dzisiaj zdjęcia z tego wesela. Później młode małżeństwo wyjechało na stałe do Niemiec. Niedawno odwiedzili go całą rodziną. Chcieliśmy pokazać dzieciom, jakim powozem jechaliśmy do ślubu - wyjaśnili.
 Marian Skowronek nie umiałby już dzisiaj zliczyć, ilu nowożeńców wiózł do ślubu. Na długiej liście są też jego synowie, Bartłomiej i Krzysztof. Jednak nie przejęli oni po ojcu pasji do koni i powozów, wybrali współczesne samochody. Czasem towarzyszą panu Marianowi jako luzacy.

Wszystko lśni

Aż trudno uwierzyć, ale przygotowania do jednego takiego wyjazdu na ślub trwają około dziesięciu godzin. Sporo czasu zajmuje czyszczenie uprzęży i samego powozu. Każdą sprzączkę trzeba osobno wyczyścić, wypolerować - opowiada o swojej pracy Marian Skowronek. Do reprezentacyjnego zaprzęgu zakłada koniom piękne, stuletnie chomąta, białe koronkowe nauszniki i owijaki na nadpęcia.
 
Zabytkowym powozem jeździ nie tylko na wesela. Uczestniczy również w dożynkach, festynach. Jego lando znają w Rydułtowach, skąd pan Marian pochodzi. Zna go tez kilka pokoleń dzieci z Pszowa, które każdej zimy, od wielu lat, wozi saniami na kuligach.
 Marian Skowronek prawie trzydzieści lat pracował na kopalni Rydułtowy. Od wielu lat jest już emeryturze. Wiele czasu poświęca największej pasji swojego życia, czyli koniom. Kiedyś był hodowcą, prezesem Koła Hodowców Koni okręgu Wodzisław - Rybnik. Wychował około trzydziestu źrebiąt. Był jeden taki moment, że miałem w stajni jedenaście koni - wspomina pasjonat. Wylicza imiona swoich ulubieńców: Dekada, Łezka - najlepszy wychowanek, Łagodzin, Czola, Iwa, Idylla, Barwezia, Barmiwo, Logan, no i Bardzo Miła -pierwszy koń.
 
Marian Skowronek utrzymuje kontakty z hodowcami koni nie tylko w naszym regionie, ale i w innych rejonach Polski. Często odwiedza m.in. hodowlę ogierów w Tarnowie. Znajduje się tam największy zbiór starych powozów w Polsce, oczywiście w Łańcucie są te najładniejsze, ale nie ma ich tam tak dużo, jak w tarnowskim ośrodku - dodaje pan Marian.

Iza Salamon
  • Numer: 39 (243)
  • Data wydania: 21.09.04