Szlaban na granicy
Ponad miesiąc temu przystąpiliśmy do Unii Europejskiej jednak graniczny szlaban nadal dzieli mieszkańców Skrbeńska i Piotrowic. Trwające od ponad roku starania władz samorządowych przygranicznych gmin o otwarcie lokalnego przejścia między tymi miejscowościami rozbijają się o biurokratyczne bariery na szczeblu rządowym.
Władze polskiej gminy Godów i czeskiej Petrovice współpracują ze sobą od początku demokratycznych przemian w obu krajach. Kontakty mają coraz szerszy zasięg, odbywa się wiele wspólnych imprez po obu stronach granicy. Dlatego też podjęto starania o ułatwienia w przekraczaniu granicy państwowej dzielącej obie gminy, żeby jak ktoś powiedział „ta krzikopa (graniczna rzeka Piotrówka) nie dzieliła nas lecz łączyła”. Władze samorządowe miały duży udział w uruchomieniu przejścia granicznego Gołkowice-Zavada, a z którego mogą korzystać obywatele Polski i Czech. Kolejną inicjatywą były starania o uruchomienie przejścia turystycznego między Skrbeńskiem a Piotrowicami. Obie gminy wykonały drogę do przejścia, jest budka dla służb granicznych, ale szlaban nadal uniemożliwia przekroczenie granicy. Władze samorządowe miały nadzieję, że przejście zostanie uruchomione już jesienią ubiegłego roku. Na początku października odbyły się wspólne ćwiczenia polskich i czeskich strażaków na terenie położonego tuż przy granicy hotelu. Przejście już miało być wtedy czynne - ale nie było. Na przekroczenie granicy trzeba było uzyskać specjalne zezwolenie.
Od kilku miesięcy jesteśmy przygotowani, czekamy tylko na decyzję władz centralnych - mówił nam wójt Godowa Józef Pękała pod koniec października ubiegłego roku. Przy pomocy Starostwa wykonaliśmy drogę, strona czeska wybudowała punkt kontroli granicznej. Zakładaliśmy, że do końca maja przejście zostanie uruchomione. Być może będzie można z niego skorzystać przed Bożym Narodzeniem.
Jednak i tym razem nadzieje okazały się płonne. Władze centralne obiecywały, że formalności zostaną załatwione jeszcze w 2003 r., ale okazało się, że nie wszystkim tak zależy na załatwieniu tej sprawy jak przygranicznym gminom. Urzędnicze procedury się przedłużają a nie ma prawnie określonego terminu na wydanie odpowiedniej decyzji. Może to nawet trwać trzy lata. A od ponad roku wszystko jest gotowe - wystarczy podnieść szlaban. Sprawa przejścia w Skrbeńsku była omawiana podczas posiedzeń polsko-czeskiej komisji międzyrządowej, jak dotąd bez efektu. Nie pomagają argumenty, że granica przecina istniejącą wcześniej drogę a utworzenie przejścia w tym miejscu powinno być czymś naturalnym. Z docierających informacji wynika, że opory istnieją raczej po stronie czeskiej wśród praskich urzędników.
Liczyliśmy, że wraz z przystąpieniem obydwu naszych państw do Unii Europejskiej coś się zmieni - tłumaczy wójt Józef Pękała. Z okazji Dnia Dziecka w Petrovicach zaplanowaliśmy wspólną imprezę i chcieliśmy, by dzieci mogły skorzystać z przejścia w Skrbeńsku. Niestety nadal musimy we wzajemnych kontaktach korzystać z przejścia w Gołkowicach. Nic się nie zmieniło na przejściu w Skrbeńsku. Mówiłem o tym na spotkaniu polskich i czeskich firm w obecności konsula generalnego Republiki Czeskiej w Katowicach domagając się informacji na ten temat. Nie wiem co stoi na przeszkodzie, że przez dwa lata nie można było uruchomić tego przejścia. Obiecano mi interwencję w tej sprawie. Międzyrządowa komisja spotyka się, ale nie widać żadnego efektu jej pracy. Widzę, że w Warszawie i Pradze nie rozumieją co zrobiono dla integracji naszych społeczności w przygranicznych gminach i hamują te zmiany. My tworzymy nową rzeczywistość i chcemy udogodnień, by ułatwić kontakty przygraniczne. Konsulat polski w Ostrawie stara się nam pomagać w tej sprawie. Oczekujemy na przywrócenie stanu z okresu międzywojennego. Po 1920 r. było tam przejście graniczne, niezrozumiałe jest, że teraz ten problem nie może znaleźć rozwiązania.
Sytuacja jest rzeczywiście paradoksalna, bo granica polsko-czeska przebiega pomiędzy zabudowaniami. Tuż przy linii granicznej znajdują się posesje mieszkańców Skrbeńska po polskiej i Piotrowic po czeskiej stronie. Mogą ze sobą przez granicę porozmawiać, ale nie mogą jej przekraczać. O rzut kamieniem od granicy w Czechach znajduje się hotel i restauracja, z której mogliby korzystać obywatele Polski - gdyby mogli przejść przez granicę. Niedaleko od granicy jest też kościół.
Współpracujemy ze szkołą w Petrovicach, przez to przejście mielibyśmy blisko do naszych czeskich przyjaciół - mówi Gerard Folwarczny, dyrektor szkoły w Skrbeńsku. Niestety w przypadku organizowania wspólnych imprez musimy nadkładać drogi przez Gołkowice. A przed wojną to przejście było czynne.
Do 1938 r. przechodziło się przez to przejście na stałe przepustki, nie było żadnego problemu - wspomina Aurelia Brzoza mieszkająca tuż przy granicy. Kościół był w Gołkowicach i Piotrowicach, i część mieszkańców chodziła na msze do Piotrowic - to jest zaledwie 500 m od granicy. Po wojnie granica była strzeżona, Czesi ją nawet orali. Gdy znaleziono jakiś ślad na zaoranym pasie to była cała akcja. Byli nawet tacy, którzy specjalnie robili żarty. Przechodzili przez ten zaorany pas tyłem, żeby zmylić straż graniczną. Mieszkańcy czekają na otwarcie tego przejścia, nie byłoby to dla nich uciążliwe. W kościele w Piotrowicach odprawiane są msze po polsku, mielibyśmy niedaleko.
Szlaban nadal jednak dzieli przygranicznych mieszkańców. To paradoks, że przed wojną, gdy Polska i Czechosłowacja nie żyły w wielkiej przyjaźni granica była bardziej otwarta niż teraz, gdy Polska i Czechy są członkami Unii Europejskiej.
(jak)
Najnowsze komentarze