środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Śląskie opowieści

08.06.2004 00:00
Ciężko było znaleźć rekwizyty do tego filmu, bo kto dzisiaj ma jeszcze w domu drewniane grabie czy prawdziwe, jutowe worki? Przed kręceniem młodzi aktorzy musieli się też nauczyć suszenia siana i robienia kopek. Tak w Szkole Podstawowej nr 3 w Rydułtowach powstawał film zatytułowany „Scenki z życia rodziny śląskiej”.
Film trwa dwadzieścia minut i jest wspólnym dziełem nauczycieli oraz uczniów ze Szkoły Podstawowej nr 3 im. Arki Bożka w Rydułtowach. Opowiada o tym, jak to kiedyś na
Śląsku się żyło. Jest tam ojciec górnik, który idzie do pracy na kopalnię i jego żona ze starszą córka, które krzątają się przy śląskim obiedzie. Jest także starzik ze starką, siedzący na drewnianej ławeczce i kawaler, który zaleca się do dziewczyny. Można również zobaczyć żniwa, prace w polu  oraz śląskie wesele. A najciekawsze jest to, że stworzyliśmy ten film o Ślązakach dla mieszkańców Wysp Kanaryjskich, Finlandii i Szkocji - mówi Blandyna Kopka, nauczycielka języka polskiego w SP3, która wraz z Mirelą Sokołowską przygotowała młodzież do występów przed okiem kamery. Przypomnijmy, że SP3 gościła niedawno u siebie przedstawicieli trzech zagranicznych szkół w ramach programu Sokrates Comenius.
 
Trawę kosi kosiarka

Film o życiu śląskiej rodziny powstawał przez kilka miesięcy. Na początku większość dzieci zupełnie nie wiedziała, co to są na przykład wyszkubki albo młócenie cepami. Niektóre nie rozumiały też, po co trzeba suszyć siano i robić jakieś kopki, skoro są… kosiarki. Mało kto z uczniów wiedział, jak się rozpala w piecu. Z pomocą przyszli ludzie starsi z Radoszów, Rydułtów, dawnych Pietrzykowic oraz sąsiedniego Rybnika i Radlina. Poprosiłam uczniów, żeby zebrali opowieści starszych ludzi, swoich babć i dziadków, o tym, jak żyło się kiedyś - wspomina Blandyna Kopka. Dodaje, że nie lubi uczyć historii z grubych książek naszpikowanych datami i faktami, bo taka wiedza na ogół jest martwa. A tak wnuki zbliżyły się do dziadków, spotkały się z żywą historią i gwarą - dodaje nauczycielka.
 
Babcia uczy historii

Paweł Szyra z Radoszów nie wie, czy w poduszce, na której śpi, jest pierze. Za to wie już, co to są szkubaczki. Opowiedziała mu o tym jego babcia, Cecylia Kopka. Opowieści swojej babci Reginy Sładek wysłuchał również Jakub Sładek. Babcia opowiedziała mi o żniwach za czasów jej młodości - wyjaśnił piątoklasista. Z kolei babcia Dorotki Gatnar, Maria Francuz, wspominała swojej wnuczce o kopaniu ziemniaków, o świniobiciu i o tym, jak kiedyś robiono masło. Ciekawą historię przyniósł też do szkoły Szymon Krentusz z Rydułtów. Moja babcia, Jadwiga Trzeciok, mówiła mi, jak wyglądał jej dzień. O której wstawała, co w domu jedli na śniadanie i na obiad i jak musieli pracować w polu - relacjonuje chłopiec. Jedną z najciekawszych opowieści z dawnych lat przyniósł Łukasz Szendra. To nic takiego, to zwykłe wspomnienia o tym, jak się kiedyś żyło - mówi Marta Brzezina.  Opowieści starszych osób posłużyły przy tworzeniu scenariusza filmu. Dzięki temu obraz jest autentyczny, zgodny z tradycją i wspomnieniami. Nic dziwnego, że spodobał się mieszkańcom Wysp Kanaryjskich, Szkocji i Finlandii. Obecnie jedna kaseta krąży od domu do domu. Wszys-cy mogą sobie powspominać, jak to kiedyś bywało.

Opowieść o pracy w polu Marty Brzeziny z Rydułtów spisana przez jej wnuka, Łukasza Szendrę
Na samym początku trza było koniami zaorać pole. Potym pobronować. Na przygotowane pole wychodził gospodarz ze trowniczką (chustą powieszoną na szyi ze zbożem) i zaczynoł sioć. Jak zboże zeszło i urosło, trza było go zesiyc. Brało się kosa i gospodarz kosiył, a gospodyni ubierała snopki. Snopki stawiało się w koziołki. Pszenica miała w koziołku pięć snopków, owiec - 4, a żyto - 7. Każdy koziołek trza było na wierchu związać, żeby do niego deszcz nie napadoł. Na jednym z koziołków na końcu pola gospodarz robiył ze słomy krzyż, żeby szczęśliwie zakończyć żniwa. Jak obiyli (zboże) było suche, to się go zwoziło na furze do stodoły. Potym trza było chycić za cepy i młócić na powrosła. Młociło się geplym i maszynom „sztiwtowkom”. Do gepla wpinało się konie, kiere obracały ten gepel w kołko i wprawiały maszyna w ruch. Dzieci też musiały pomogać. Poganiały konie, a na dyszlach od gepla jeździły jak na karaselu. Wymłócone obyli czyszczono fachlym i sypano do miechow, a słoma związano powrósłami układano we stodole do sąsieka. Tak wyglądały żniwa jak jo była mało, czyli około roku 1940.
Iza Salamon
  • Numer: 24 (228)
  • Data wydania: 08.06.04