Niedziela, 16 czerwca 2024

imieniny: Aliny, Justyny, Benona

RSS

Farbowani Niemcy

25.06.2003 00:00
Jeden ze świadków starał się o niemiecki paszport. W Niemczech powiedziano mu, że sprawę przyśpieszyłoby zdobycie zaświadczenia o niemieckiej przynależności narodowej przodków. Trafił do archiwum w Raciborzu, gdzie powiedziano mu, iż musi złożyć odpowiedni wniosek. Po kilkunastu dniach odebrał pożądany dokument. Tak miał wyglądać tryb wystawiania narodowych cenzurek obywatelom Polski starającym się o niemiecki paszport, któremu teraz przygląda się prokurator. Czy odbije się on czkawką polskim archiwom?

Sprawę, na polecenie Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, bada raciborska Prokuratura Rejonowa. Jak się dowiedzieliśmy, to ewenement w skali kraju. Po pierwsze dlatego, że raciborskie archiwum wystawiało takie zaświadczenia na podstawie dokumentów nie mogących poświadczać narodowości, po drugie poważne wątpliwości budzi prawdziwość wpisów.

Już w lutym okazało się, iż nowa kierownik Archiwum Państwowego w Raciborzu (poprzednia zmarła) podczas początkowego okresu swojego urzędowania natrafiła na trop tej sprawy. Jej podejrzenia wzbudził brak wykazu wydanych zaświadczeń. Dokładna analiza - jak po nitce do kłębka - doprowadziła do ujawnienia nieprawidłowości, dziś badanych przez prokuraturę. Jej podejrzenia co do tego, iż wydawano zaświadczenia bez dos-tatecznych podstaw, zanim zawiadomiono organy ścigania, zbadała jeszcze specjalna kontrola, zlecona przez dyrekcję Archiwum Państwowego w Katowicach. Ta również potwierdziła, że coś jest nie tak.

Dziś, po dwóch miesiącach, postępowania w tej sprawie, raciborska Prokuratura Rejonowa jest bardzo powściągliwa w udzielaniu jakichkolwiek informacji, zarówno co do zgromadzonego materiału jak i ewentualnych winowajców oraz liczby wydanych zaświadczeń. Uzasadnia to tym, iż archiwa są instytucją zaufania publicznego i wszelkie niesprawdzone dane mogłyby rzucić cień na ich wiarygodność. W grę wchodzi również prestiż Polski na arenie międzynarodowej.

Szef raciborskiej Prokuratury Janusz Smaga, potwierdza tylko, że prowadzone są czynności procesowe, m.in. przesłuchiwanie świadków - pracowników archiwum i osób, które pobierały zaświadczenia. Nie chce komentować żadnych przypuszczeń, przede wszystkim co do tego, czy ktoś mógł czerpać korzyści z tego procederu. Świadkowe zaprzeczają, by ktokolwiek żądał od nich pieniędzy. Jak dowiedzieliśmy się, powołano biegłego do spraw archiwistyki z Zakładu Kryminalistyki Uniwersytetu Wrocławskiego, który oceni materiał, a przede wszystkim odpowie na pytanie, czy doszło do bezpodstawnego poświadczania narodowości z powodu bazowania na materiale nie mogącym być uznanym za autentyczny. Poza kwestią, czy posiadane dokumenty mogły służyć do wydawania zaświadczeń o przynależności narodowej, pozostaje bowiem problem wpisów. Poważne wątpliwości archiwistów budzi autentyczność niektórych z nich, dokonywanych ponoć długopisami w czasach, kiedy jeszcze ich nie było. Jak udało nam się ustalić, chodzi o siedem zapisów, dokonanych - według podejrzeń - później niż sporządzono dokument.

Dowiedzieliśmy się, że sprawa dotyczy ziemi rybnicko-wodzisławskiej, do 1939 r. w Polsce, potem wcielonej do III Rzeszy, obejmującej także wschodnią część Raciborza - dawne Brzezie n. Odrą (granica Rzeszy i Polski znajdowała się na Dębiczu). Czyli także ziem obecnego powiatu wodzisławskiego. Budzące wątpliwości dokumenty sporządzały po wojnie, w latach 1945-55, polskie władze administracyjne, zaś wzmianki o narodowości służyły do różnych celów, np. do planowania wysiedleń. Badane są m.in. adnotacje dotyczące mieszkańców Gorzyc, Pogrzebienia i okolic Rybnika. Zaświadczenia wydane zos-tały przez raciborskie Archiwum Państwowe, na podstawie zasobu przejętego z Rybnika, w ostatnich latach.

O dalszych postępach w sprawie będziemy informować na łamach „Nowin Wodzisławskich”.

Grzegorz Wawoczny

  • Numer: 26 (178)
  • Data wydania: 25.06.03