Niedziela, 2 czerwca 2024

imieniny: Erazma, Marianny, Marzanny

RSS

Kierowca pilnie poszukiwany

14.05.2003 00:00
95 lat temu pierwszy raz w Radoszowach zabrzmiała trąbka alarmowa straży pożarnej, do dziś na wezwanie syreny stawia się grupa osób gotowych do walki z ogniem, czasem brakuje tylko... kierowcy.

Ochotnicza Straż Pożarna w Radoszowach 3 maja obchodziła 95 rocznicę istnienia, jeszcze „mały krok” i będzie pełna setka. W czasie obchodów 95-lecia wiceburmistrz Rydułtów Henryk Niesporek, obiecał, że na to 100 lat postara się o nowy wóz strażacki dla jednostki, bo obecny „staruszek” ma już 30 lat i czasem „bywa nieposłuszny”. Podczas uroczystości wręczono medale dla osób, które zasłużyły się dla jednostki. Odznaczenia otrzymali: złoty medal za zasługi dla pożarnictwa - Tadeusz Kocjan oraz honorowi członkowie: Maksymilian Iskała i Henryk Kopka, którzy przyczynili się do nadania sztandaru jednostce OSP w Radoszowach. Srebrny medal za zasługi dla pożarnictwa przyznano Piotrowi Olesiowi, a brązowy Marianowi Wróblowi i Dariuszowi Gniździe. Odznakę „Strażak wzorowy” wręczono druhom: Zbigniewowi Kozłowskiemu i Mateuszowi Szebeszczykowi.

Przełom wieków był czasem, kiedy na terenie Rydułtów szybko rosła liczba domostw wraz z rozwojem kopalni. Najczęściej były to domy drewniane, ze słomianą strzechą, a więc zagrożenie pożarowe było bardzo duże. Gdy ktoś krzyczał „gore!”, to sąsiedzi z pobliskich domostw zbiegali się, pomóc gasić ogień. Najbliższa jednostka straży pożarnej znajdowała się w Biertułtowach, a biorąc pod uwagę fakt, że poruszano się powozami konnymi, to czas dojazdu był znacznie dłuższy niż dziś. Zdarzało się, że kiedy strażacy przyjeżdżali na miejsce wypadku, to nie było już czego gasić. Później teren Radoszów został objęty „opieką” tzw. „Związku sikawkowego”, jaki powstał w 1905 r. w Niewiadomiu. Kilku mieszkańców Radoszów początkowo działało w „Związku sikawkowym”, z czasem zaś postanowili oni powołać własną jednostkę strażacką. 2 kwietnia 1908 r. postanowiono powołać Ochotniczą Straż Pożarną w Radoszowach. Ponad 30 mężczyzn w wieku od 16 do 60 lat od razu wstąpiło w szeregi strażackie. W skład pierwszego zarządu weszli: Gotlib - komendant, Jan Grzesik - zastępca komendanta i Józef Kawik - sekretarz. Pierwszą remizę wybudował ówczesny właściciel cegielni pan Mazurek. Młodzież wręcz garnęła się do OSP, móc wyjść w mundurze, to był prawdziwy zaszczyt.

Pierwsze kłopoty pojawiły się w 1914 r., kiedy to wybuchła I wojna światowa. Większość członków OSP została wcielona do wojska, a remizę zlikwidowano. Niestety, nawet po wojnie nie udało się od razu reaktywować działalności OSP. Dopiero po powstaniach śląskich, kiedy Śląsk wrócił do Macierzy, w Radoszowach postanowiono wznowić działalność strażacką, a dokładnie stało się to 2 sierpnia 1922 r. Członkami nowego zarządu zostali: Jan Grzesik - prezes, Leopold Drabiniok - naczelnik, Augustyn Zieleźny - zastępca naczelnika, Izydor Pierchała - sekretarz, Leopold Karwot - skarbnik, Jan Hink - członek zarządu i Karol Pawiliczek - gospodarz. Pierwszy zadaniem było odrestaurowanie sprzętu, który w czasie wojny przechowywano w szkole podstawowej, a drugim zdobycie nowego pomieszczenia dla strażaków. Pomoc finansową zadeklarował dyrektor kopalni, nie udało się jednak uzyskać zgody lokalnych władz na wybudowanie remizy. Później dyrektor kopalni wyjechał i środków na budowę nie było. Postanowiono, że nowa remiza zostanie wybudowana siłami strażaków i okolicznych mieszkańców. Budynek został zlokalizowany przy ul. Radoszowskiej, gdzie do dnia dzisiejszego znajduje się siedziba OSP. Nową remizę wraz ze wspinalnią oddano do użytku w 1926 r. Obok przygotowano staw o pow. 10 arów, z którego w razie potrzeby pobierano wodę. Lata od 1926 do 1932 r. to okres wytężonej pracy strażaków. Istniało wtedy wiele towarzystw ubezpieczeniowych od ognia, a korzystne warunki powodowały, że niektórzy decydowali się spalić swój dobytek, by się wzbogacić. Jak wynika z raportów, jednostka wyjeżdżała czasem nawet pięć razy w ciągu doby. O ironio widok strażaków wzbudzał często gniew, a nie ulgę. Zdarzały się nawet przypadki, że któryś z mieszkańców przeciął wąż strażacki, aby uniemożliwić ugaszenie pożaru. Od 1930 r. rozpoczęły się „złote lata” dla radoszowskiej jednostki. Funkcję naczelnika objął Karol Walecki, który bardzo dbał o wyszkolenie swoich podopiecznych. W efekcie OSP z Radoszów przez kilka lat zajmowała czołowe miejsca podczas powiatowych konkurencji strażackich. Walka z ogniem nie była jedynym zadaniem strażaków. Członkowie OSP założyli amatorski zespół teatralny oraz chór męski. Dochody z biletów, a także premie od towarzystw ubezpieczeniowych za wyjątkową skuteczność były przeznaczane na zakup umundurowania oraz nowego sprzętu gaśniczego.

Strażacy z Radoszów do 1934 r. używali pojazdu sikawkowego o zaprzęgu konnym, w tym zaś roku postanowili zakupić podwozie samochodowe, a karoserię wykonali własnoręcznie. Dzięki swej przedsiębiorczość radoszowska OSP stała się pierwszą zmotoryzowaną jednostką w powiecie rybnickim. Wtedy też urząd gminy zakupił motopompę dla jednostki. Mając taki sprzęt jednostka potrafiła skutecznie walczyć z żywiołem ognia.

Lata II wojny światowej to czas ograniczonych możliwości działania. Straż pożarna była podporządkowana reżimowi wojskowemu i policyjnemu. Z trudem radoszowskim strażakom udało się ocalić przed konfiskatą wóz strażacki, który zdobyli z takim wysiłkiem. Podczas obrony wozu szczególnie zasłużył się Henryk Pyszny.

Kolejnym momentem przełomowym w historii OSP Radoszowy były lata siedemdziesiąte, kiedy to zadecydowano o budowie nowej siedziby. 50% robót zostało wykonanych w czynie społecznym, a druga połowa pochodziła z funduszu wspierania czynów. W 1984 r. budynek został oddany do użytku, na miejscu poprzedniej remizy, służy strażakom do dnia dzisiejszego.

Dziś trudniej zachęcić młodzież do wstępowania w szeregi OSP. Są jednak ludzie, którzy bezinteresownie niosą pomoc potrzebującym. W szeregach radoszowskiej straży jest obecnie około 15 osób w wieku od 18 do 25 lat. Na wezwanie syreny alarmowej stawiają się w remizie gotowi, by wyjechać do akcji, niestety czasem zdarza się, że brakuje jednej osoby... kierowcy, bez którego, niestety, nie można wyjechać do pożaru. W jednostce w Radoszowach jest tylko jeden kierowca, który pracuje także w zawodowej straży pożarnej, zdarza się więc, że będąc na służbie w jednostce zawodowej, nie może dowieźć strażaków - ochotników do pożaru. Prezesem OSP jest obecnie Jacek Bobrzyk, a naczelnikiem Ireneusz Mikuła.

Strażacy zawodowi często przyznają, że bez jednostek ochotniczych straży pożarnych, nie daliby rady. Ochotnikiem zostaje ten, kto chce pomagać. Kiedy syrena alarmowa wzywa do działania, nie ma czasu na zas-tanawianie się, czy pali się dom przyjaciela, czy wroga, trzeba po prostu szybko odpowiedzieć na wezwanie i pomóc. Strażacy czasem ratują dobra materialne, czasem lasy, a niejednokrotnie także życie. Najważniejsze wydarzenia ostatnich lat, w których udział wzięła radoszowska OSP to: gaszenie pożaru lasu w Rudach, a także pomoc w czasie akcji powodziowej w 1997 r.

Najlepszym źródłem informacji na temat radoszowskiej OSP jest kronika, którą prowadzi Wincenty Mrozek. Niestety pierwsza kronika zaginęła, a informacje, które były w niej zawarte zostały odtworzone przez osoby, które pamiętały początki OSP w Radoszowach. Wincenty Mrozek kolekcjonuje także wszelką korespondencję oraz protokoły z zebrań OSP, co także jest „kopalnią wiedzy” na temat działalności strażaków w Radoszowach.

Beata Palpuchowska
Zdjęcia archiwalne i informacje Wincenty Mrozek

  • Numer: 20 (172)
  • Data wydania: 14.05.03