Znajdziesz pracę, poznasz język
Chcesz wyjechać w czasie wakacji do pracy zagranicą? Jeśli tak, już dziś pomyśl o załatwieniu formalności.
To nie był chleb z miodem, jak wspomina Joanna Procek z Rydułtów, ale gdyby czas się cofnął znów zdecydowałaby się na taki wyjazd.
Korzyści jest więcej niż problemów. Z tych ostatnich największym jest tęsknota za rodziną i stosunek niektórych „pracodawców” do au pair, czyli popularnie operki. A ci potrafią być czasem niemili, często wykorzystują ponad miarę. Trzeba wiedzieć, jakie ma się prawa.
Tak, tylko jak człowiek pierwszy raz pracuje w charakterze operki to siedzi cicho i zagryza zęby myśląc, że jeśli się poskarży, poślą go do domu i nici z kursów - wspomina Asia.
Od lat marzyła by uczyć się języka. Już w czasie studiów uczestniczyła w wakacyjnych kursach językowych. Kiedy jechała na pierwszy z nich potrafiła powiedzieć jedynie: Gutten Tag.
Ale lubię adrenalinę. Więc nie zrażało mnie, że ni w ząb nie umiem się dogadać - wspomina początki. Bodźcem nauki niemieckiego był dla mnie Anselm Grün. To taki niemiecki benedyktyn, którego książki uwielbiam czytać. Niestety nikt w Polsce ich jeszcze nie przetłumaczył. Więc musiałam sama nauczyć się niemieckiego. Postanowiła więc wyjechać na kurs, nie obciążając domowego budżetu. Jedynym wyjściem była więc praca połączona z nauką. A taką jest właśnie praca au pair.
JAKIE FORMALNOŚCI?
Formalności załatwiałam od kwietnia. Należy najpierw za pośrednictwem biura Au Pair w Polsce poszukać rodziny w interesującym ją kraju. Niestety, nie wszystkie biura Au Pair w Polsce są wiarygodne. Tu trzeba być ostrożnym. Bezpieczne są tylko te, które są członkami Międzynarodowego Stowarzyszenia Biur IAPA - ostrzega Asia.
Później jest rozmowa kwalifikacyjna, wypełnia się formularze, można dołączyć opinię promotora. To wysyła się do danego kraju. Następnie czeka się na telefony rodzin, które składają oferty. Uwzględniając liczbę i wiek dzieci, miejsce zamieszkania i dostęp do szkół językowych, można wybrać tę która odpowiada nam najbardziej.
Przyznam szczerze, że dość stresujące są takie rozmowy z osobami, których się zupełnie nie zna w języku, który też niezupełnie się zna. Ważne by zaznaczyć, że interesuje się kulturą danego kraju i lubi dzieci - wspomina Asia. Decyzję należało podjąć i wybrać rodzinę. Trzeba mieć poważny argument by odrzucić ofertę, może nim być np. palenie przez któregoś z członków rodziny papierosów. Dla mnie to również było ważne. Sama nie palę, więc szukałam kogoś, kto nie „zatruwałby” mi pobytu.
24 GODZINY NA DOBĘ
Decyzję podjęła. Otrzymała zaproszenie i list od rodziny w Niemczech. W nim widniały deklaracje: samochód do dyspozycji, osobne miejsce do spania, 30 godzin tygodniowo pracy i 1,5 dnia wolnego. No i dokładne obowiązki: odwożenie dzieci do przedszkola, robienie drobnych zakupów i oczywiście nauka języka. To wszystko niestety okazało się mrzonką.
Samochód był sprzedany, kobieta paliła jak smok, osobny pokój do spania okazał się łóżkiem stojącym za lodówką, oddzielonym od pokoju zas-łonką. Pracowałam praktycznie 24 godziny na dobę. Matka dwójki dziewczynek, cztero i dwunastoletniej, okazała się kompletnie niedojrzałą kobietą. Najwcześniej wracała z pracy o 21.00, ale i to było rzadkością. Zdarzało się, że i na noc nie wracała do domu. Wstawałam wtedy do młodszej, która płakała ze strachu. Gotowałam obiady, robiłam pranie, na życzenie pani domu w ubraniach wychodziło się tylko raz, od kurtki po piżamę, więc każdy dzień prałam i prasowałam tony ubrań - niechętnie wspomina Asia. Dodatkowo dwunastolatka była dość niechętnie nastawiona do mnie, szczerze mówiąc nie dziwię się jednak, jako że ojciec odszedł od rodziny właśnie do operki.
Jedynie znajdowała trochę czasu na kurs języka, na wypoczynek nie zostawało już nic. Po czterech miesiącach nie wytrzymała. Zdecydowała, że spróbuje zmienić rodzinę. Kiedy au pair jest niezadowolona z pobytu w danej rodzinie może bowiem złożyć dwutygodniowe wymówienie i znaleźć inną. To jednak nie takie proste. Oferty z biura niemieckiego (bo po wyjeździe z Polski opiekę nad operką przejmuje biuro zagraniczne) nie nadchodziły. Postanowiła więc szukać na własną rękę. Trud się opłacił. Zmieniła rodzinę. O niebo, a nawet i o dwa lepszą.
JAK W NIEBIE
Tu była prawdziwą au pair. Do organizowania czasu dziecku, drobnych pomocach przy obiedzie i zakupach. Za swoją pracę, jak się należy, dostawała kieszonkowe, którego wysokość pozwalała na opłacenie kursów językowych. Wystarczało też na inne potrzeby i przyjemności: wyjście do kina, wieczorki organizowane przez Biura Partnerskie Au Pair, zwiedzanie okolicy. Wybrała się nawet na jednodniowe wycieczki do Paryża i Londynu. Do Berlina leciała samolotem!
Mała siedmioletnia Anika, którą się zajmowała, była bardzo żywą dziewczynką. A, że Asia na miejscu również nie usiedzi dobrały się jak ulał. Basen, lodowisko, hokej na trawie, kino, aerobic to była codzienność. Sport zresztą był częścią życia tej rodziny. Ojciec codziennie biegał, nie trwało więc długo jak Asia załapała bakcyla. Brała nawet udział w 10 km maratonie, organizowanym w Brühl - miejscowości której mieszkała. Uplasowała się w połowie stawki, w biegu którym udział brali zawodowi biegacze.
Nowa rodzina palce lizać, ale tęsknota za domem była nadal duża. W końcu rok poza domem. Ale znajomi nie zapomnieli o niej, codziennie otrzymywała kilka listów, korespondowałam z 30 osobami. Wychodziła na wieczorki, a co dwa tygodnie jeździła do sióstr karmelitanek.
Te wizyty bardzo mnie duchowo wzmacniały - mówi. A, że Asia nie boi się „nowości” spędziła w klasztorze niezwykłe rekolekcje w okresie świąt wielkanocnych. Od dzieciństwa chodziła za mną myśl, która raz cichła, raz przybierała na sile, żeby
zostać na stałe w klasztorze. Tu było jak w niebie, nikt nic ode mnie nie chciał, robiłam co chciałam, zwłaszcza poświęcałam czas na modlitwę. Po takim przeżyciu moje marzenia powinny przybrać na sile. Nic podobnego. Te dwa dni w zamknięciu skutecznie mnie z tej myśli wyleczyły. Marzyłam, żeby wyjść, nie umiem usiedzieć w jednym miejscu, chyba bym tu oszalała. Cieszę się, że Bóg dał mi taką możliwość próby. Ta wewnętrzna szamotanina skutecznie we mnie wygasła - cieszy się Asia. No ale w księdze gości byłam pierwszą wpisaną tam radoszowiczką. Na pamiątkę otrzymałam nawet kawałek welonu z obłóczyn św. Edyty Stein.
Cały pobyt i praca jako au pair to wspaniałe doświadczenie - wspomina - polecam każdemu. Mimo niemiłych wspomnień, ogólnie cały wyjazd był bardzo udany. Znalazłam czas na zrobienie kilku kursów i zdanie egzaminu państwowego w Instytucie Goethego. Otrzymany certyfikat uprawnia mnie do nauczania języka niemieckiego w Polsce. Rodowici mieszkańcy, z wyjątkami, są bardzo przychylnie nastawieni do przyjeżdżających au pair. Są zachwyceni tym, że ktoś mówi w ich języku, podczas gdy oni sami po polsku nie rozumieją ani słowa. Nie wyśmiewają popełnionych błędów językowych. Ja z organów kościelnych zrobiłam organy wewnętrzne, a gdy zgubiłam drogę mówiłam przechodniom, że jestem zgubiona. Nie wyśmiewają jednak nikogo, chętnie pomagają w praktycznej nauce języka. Warto spróbować.
Aleksandra Matuszczyk - Kotulska
Korzyści jest więcej niż problemów. Z tych ostatnich największym jest tęsknota za rodziną i stosunek niektórych „pracodawców” do au pair, czyli popularnie operki. A ci potrafią być czasem niemili, często wykorzystują ponad miarę. Trzeba wiedzieć, jakie ma się prawa.
Tak, tylko jak człowiek pierwszy raz pracuje w charakterze operki to siedzi cicho i zagryza zęby myśląc, że jeśli się poskarży, poślą go do domu i nici z kursów - wspomina Asia.
Od lat marzyła by uczyć się języka. Już w czasie studiów uczestniczyła w wakacyjnych kursach językowych. Kiedy jechała na pierwszy z nich potrafiła powiedzieć jedynie: Gutten Tag.
Ale lubię adrenalinę. Więc nie zrażało mnie, że ni w ząb nie umiem się dogadać - wspomina początki. Bodźcem nauki niemieckiego był dla mnie Anselm Grün. To taki niemiecki benedyktyn, którego książki uwielbiam czytać. Niestety nikt w Polsce ich jeszcze nie przetłumaczył. Więc musiałam sama nauczyć się niemieckiego. Postanowiła więc wyjechać na kurs, nie obciążając domowego budżetu. Jedynym wyjściem była więc praca połączona z nauką. A taką jest właśnie praca au pair.
JAKIE FORMALNOŚCI?
Formalności załatwiałam od kwietnia. Należy najpierw za pośrednictwem biura Au Pair w Polsce poszukać rodziny w interesującym ją kraju. Niestety, nie wszystkie biura Au Pair w Polsce są wiarygodne. Tu trzeba być ostrożnym. Bezpieczne są tylko te, które są członkami Międzynarodowego Stowarzyszenia Biur IAPA - ostrzega Asia.
Później jest rozmowa kwalifikacyjna, wypełnia się formularze, można dołączyć opinię promotora. To wysyła się do danego kraju. Następnie czeka się na telefony rodzin, które składają oferty. Uwzględniając liczbę i wiek dzieci, miejsce zamieszkania i dostęp do szkół językowych, można wybrać tę która odpowiada nam najbardziej.
Przyznam szczerze, że dość stresujące są takie rozmowy z osobami, których się zupełnie nie zna w języku, który też niezupełnie się zna. Ważne by zaznaczyć, że interesuje się kulturą danego kraju i lubi dzieci - wspomina Asia. Decyzję należało podjąć i wybrać rodzinę. Trzeba mieć poważny argument by odrzucić ofertę, może nim być np. palenie przez któregoś z członków rodziny papierosów. Dla mnie to również było ważne. Sama nie palę, więc szukałam kogoś, kto nie „zatruwałby” mi pobytu.
24 GODZINY NA DOBĘ
Decyzję podjęła. Otrzymała zaproszenie i list od rodziny w Niemczech. W nim widniały deklaracje: samochód do dyspozycji, osobne miejsce do spania, 30 godzin tygodniowo pracy i 1,5 dnia wolnego. No i dokładne obowiązki: odwożenie dzieci do przedszkola, robienie drobnych zakupów i oczywiście nauka języka. To wszystko niestety okazało się mrzonką.
Samochód był sprzedany, kobieta paliła jak smok, osobny pokój do spania okazał się łóżkiem stojącym za lodówką, oddzielonym od pokoju zas-łonką. Pracowałam praktycznie 24 godziny na dobę. Matka dwójki dziewczynek, cztero i dwunastoletniej, okazała się kompletnie niedojrzałą kobietą. Najwcześniej wracała z pracy o 21.00, ale i to było rzadkością. Zdarzało się, że i na noc nie wracała do domu. Wstawałam wtedy do młodszej, która płakała ze strachu. Gotowałam obiady, robiłam pranie, na życzenie pani domu w ubraniach wychodziło się tylko raz, od kurtki po piżamę, więc każdy dzień prałam i prasowałam tony ubrań - niechętnie wspomina Asia. Dodatkowo dwunastolatka była dość niechętnie nastawiona do mnie, szczerze mówiąc nie dziwię się jednak, jako że ojciec odszedł od rodziny właśnie do operki.
Jedynie znajdowała trochę czasu na kurs języka, na wypoczynek nie zostawało już nic. Po czterech miesiącach nie wytrzymała. Zdecydowała, że spróbuje zmienić rodzinę. Kiedy au pair jest niezadowolona z pobytu w danej rodzinie może bowiem złożyć dwutygodniowe wymówienie i znaleźć inną. To jednak nie takie proste. Oferty z biura niemieckiego (bo po wyjeździe z Polski opiekę nad operką przejmuje biuro zagraniczne) nie nadchodziły. Postanowiła więc szukać na własną rękę. Trud się opłacił. Zmieniła rodzinę. O niebo, a nawet i o dwa lepszą.
JAK W NIEBIE
Tu była prawdziwą au pair. Do organizowania czasu dziecku, drobnych pomocach przy obiedzie i zakupach. Za swoją pracę, jak się należy, dostawała kieszonkowe, którego wysokość pozwalała na opłacenie kursów językowych. Wystarczało też na inne potrzeby i przyjemności: wyjście do kina, wieczorki organizowane przez Biura Partnerskie Au Pair, zwiedzanie okolicy. Wybrała się nawet na jednodniowe wycieczki do Paryża i Londynu. Do Berlina leciała samolotem!
Mała siedmioletnia Anika, którą się zajmowała, była bardzo żywą dziewczynką. A, że Asia na miejscu również nie usiedzi dobrały się jak ulał. Basen, lodowisko, hokej na trawie, kino, aerobic to była codzienność. Sport zresztą był częścią życia tej rodziny. Ojciec codziennie biegał, nie trwało więc długo jak Asia załapała bakcyla. Brała nawet udział w 10 km maratonie, organizowanym w Brühl - miejscowości której mieszkała. Uplasowała się w połowie stawki, w biegu którym udział brali zawodowi biegacze.
Nowa rodzina palce lizać, ale tęsknota za domem była nadal duża. W końcu rok poza domem. Ale znajomi nie zapomnieli o niej, codziennie otrzymywała kilka listów, korespondowałam z 30 osobami. Wychodziła na wieczorki, a co dwa tygodnie jeździła do sióstr karmelitanek.
Te wizyty bardzo mnie duchowo wzmacniały - mówi. A, że Asia nie boi się „nowości” spędziła w klasztorze niezwykłe rekolekcje w okresie świąt wielkanocnych. Od dzieciństwa chodziła za mną myśl, która raz cichła, raz przybierała na sile, żeby
zostać na stałe w klasztorze. Tu było jak w niebie, nikt nic ode mnie nie chciał, robiłam co chciałam, zwłaszcza poświęcałam czas na modlitwę. Po takim przeżyciu moje marzenia powinny przybrać na sile. Nic podobnego. Te dwa dni w zamknięciu skutecznie mnie z tej myśli wyleczyły. Marzyłam, żeby wyjść, nie umiem usiedzieć w jednym miejscu, chyba bym tu oszalała. Cieszę się, że Bóg dał mi taką możliwość próby. Ta wewnętrzna szamotanina skutecznie we mnie wygasła - cieszy się Asia. No ale w księdze gości byłam pierwszą wpisaną tam radoszowiczką. Na pamiątkę otrzymałam nawet kawałek welonu z obłóczyn św. Edyty Stein.
Cały pobyt i praca jako au pair to wspaniałe doświadczenie - wspomina - polecam każdemu. Mimo niemiłych wspomnień, ogólnie cały wyjazd był bardzo udany. Znalazłam czas na zrobienie kilku kursów i zdanie egzaminu państwowego w Instytucie Goethego. Otrzymany certyfikat uprawnia mnie do nauczania języka niemieckiego w Polsce. Rodowici mieszkańcy, z wyjątkami, są bardzo przychylnie nastawieni do przyjeżdżających au pair. Są zachwyceni tym, że ktoś mówi w ich języku, podczas gdy oni sami po polsku nie rozumieją ani słowa. Nie wyśmiewają popełnionych błędów językowych. Ja z organów kościelnych zrobiłam organy wewnętrzne, a gdy zgubiłam drogę mówiłam przechodniom, że jestem zgubiona. Nie wyśmiewają jednak nikogo, chętnie pomagają w praktycznej nauce języka. Warto spróbować.
Aleksandra Matuszczyk - Kotulska
Najnowsze komentarze