środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Niełatwo opowiedzieć się za Jezusem

02.10.2002 00:00
Swoją pracę duszpasterską rozpoczął w Suszcu k. Żor, następnie przez cztery lata pracował w parafii Wniebowzięcia NMP w Wodzisławiu. Przyszedł wreszcie czas na kolejną zmianę. Tym razem inna jest nie tylko miejscowość, ale i kraj. Od lipca ks. Jacek Kocur pracuje we Lwowie. Podczas krótkiej wizyty w Wodzisławiu opowiedział nam o specyfice swojej pracy na Ukrainie.
Rafał Jabłoński: Skąd ta zmiana? Diecezjalny ksiądz wyjeżdża na wschód by pracować wśród niewielu żyjących tam katolików.
ks.
Jacek Kocur: Zaszła taka potrzeba. Parafią św. Michała Archanioła ma osiedlu Sichów we Lwowie zajmuje się nasza Archidiecezja Katowicka, a pracujący tam ksiądz, zamierzał wrócić do Polski. Już wcześniej chciałem wyjechać gdzieś na wschód, na tereny byłego Związku Radzieckiego, gdzie po latach prześladowań chrześcijaństwo zaczyna się odradzać. Taka okazja się nadarzyła. Arcybiskup dowiedział się, że jestem gotów i poprosił mnie abym tam pojechał. Zgodziłem się... no i jestem. Parafia ta nie jest mi zupełnie obca, ponieważ prowadziłem tam wcześniej adwentowe rekolekcje. W podjęciu decyzji o wyjeździe pomogła mi postawa ks. prob. Bogusława Płonki, który wraz z całą parafią Wniebowzięcia NMP duchowo i materialnie wspiera naszą wspólnotę na Ukrainie. Jest to dla mnie bardzo ważne i chciałbym mu za to serdecznie podziękować.
RJ: 29 lipca, kiedy Ksiądz dotarł do Lwowa, był dniem szczególnym, nie tylko dla tego miasta, ale i całego kraju. Kilka dni wcześniej, podczas pokazów lotniczych, rozbił się jeden z samolotów. Zginęło ponad osiemdziesiąt osób. Czy był wówczas widoczny cień tej tragedii?
ks.
J.K: Był to poniedziałek - dzień żałoby na całej Ukrainie. We Lwowie można było zauważyć, że wielu mieszkańców przeżywa prawdziwą tragedię po utracie najbliższych. Na każdym bloku widniała flaga ukraińska przewieszona czarną wstęgą. Akurat z moich parafian nikt nie zginął, wiem jednak, że zginęli Polacy z innych miejscowości. W każdym kościele, a więc i u nas, odprawiano nabożeństwa za zmarłych.
RJ: Jak dalece różni się Księdza praca we Lwowie od poprzedniej posługi duszpasterskiej tutaj w Wodzisławiu?
ks.
J.K: Powiedziałbym, że jest to miniaturka polskiej parafii, choć trudno to porównywać, ponieważ na terenie Sichowa żyje 150 tys. ludzi! Wśród nich jest 300 katolików, którzy się ujawnili i uczestniczą w nabożeństwach. Poza tym, zachodnia Ukraina jest grekokatolicka, więc zdecydowana większość to wyznawcy właśnie tego obrządku - są również prawosławni. W mojej obecnej parafii, podobnie jak w Wodzisławiu, zaczynają tworzyć się grupy formacyjne. Jest 20 ministrantów, zawiązuje się grupa oazowa, która na razie liczy kilkanaście młodych osób, istnieją również róże żywego różańca. Mszę odprawiamy w przedwojennej leśniczówce Potockich. Na dole jest kaplica, zakrystia, salki parafialne, natomiast na piętrze mieszkanie dla księży. Jest ono dopiero przygotowywane po kapitalnym remoncie budynku i póki co mieszkam w polowych warunkach. Jest to parafia bardzo młoda, połowa wiernych to młodzież i dzieci. Sporo jest również ludzi starszych. Mam wrażenie jakby brakowało jednego pokolenia w wieku średnim, które moralnie zostało najbardziej dotknięte komunizmem. W Polsce, w szczególności na Śląsku, udział w niedzielnej Eucharystii jest zjawiskiem masowym. Na Ukrainie odwrotnie. Tam ludzie, którzy chodzą do kościoła stanowią wyjątek, chociaż zdecydowana większość ludzi przyznaje się do wiary w Boga. W środowisku, które jest jeszcze mocno przesiąknięte ateizmem, nie jest łatwo opowiedzieć się za Jezusem. Ciekawe jest to, że duchowni otaczani są dużym szacunkiem i to bez względu na wyznanie, które reprezentują.
RJ: Rzymskokatolicy na tych terenach to zdecydowana mniejszość, jak więc wygląda współpraca hierarchii kościelnej, samych księży, a także wiernych. Czy występują trudności związane z odmiennością wyznaniową?
ks.
J.K: Są to jak gdyby dwa światy, które istnieją obok siebie w tolerancji i życzliwości, jednak jestem tam za krótko by mówić o współpracy pomiędzy duchownymi obu obrządków. Lwów jest jedynym miastem na świecie, gdzie urzędują dwaj kardynałowie. Jeden obrządku grekokatolickiego - Metropolita Większy Lwowa, Arcybiskup Lubomyr Huzar i Arcybiskup Metropolita Lwowski Obrządku Łacińskiego, Marian Jaworski. Ostatnia reorganizacja kościoła katolickiego na Ukrainie miała miejsce w czerwcu tego roku, kiedy to papież powołał do życia trzy nowe diecezje we wschodniej części tego państwa. Zauważam, że nie ma żadnych tarć pomiędzy katolikami i grekokatolikami czy prawosławnymi. Chociaż, jak zawsze, wszystko zależy od konkretnego człowieka. Katolicy przyjmują księdza grekokatolickiego po kolędzie. Jeżeli odbywają się jakieś uroczystości rodzinne, grekokatolicy wspólnie z katolikami przychodzą do kościoła - także do naszej kaplicy i odwrotnie.
RJ: W ostatnim czasie kilku polskich księży władze Rosji zawróciły z granicy i mówi się nawet o prześladowaniu katolików w tym państwie. Czy nie obawia się Ksiądz podobnego działania w stosunku do duchownych na Ukrainie?
ks.
J.K: Ta sytuacja zupełnie nas nie dotyczy. Póki co, nic nie wskazuje na to by takie problemy się pojawiły. Posiadamy wizy pobytowe na pół roku i bez problemów są one polskim księżom przedłużane. Pod tym względem jest spokojnie.
RJ: Jak wiadomo Ukraina to bardzo młode państwo, które próbuje stworzyć nowy ład gospodarczy a także społeczny. Niestety boryka się z wieloma problemami. Obecnie na ulice wychodzi coraz więcej ludzi niezadowolonych z poczynań władzy. Czy ten obraz, który znamy z telewizji jest autentyczny?
ks.
J.K: Warto sobie uświadomić, że Ukraina dopiero od 12 lat cieszy się niezależnością. Wcześniej nigdy w historii nie miała swojej państwowości. Ludzie cieszą się z odzyskanej wolności. Jeśli chodzi o warunki socjalne i ekonomiczne obywateli tego państwa to niewątpliwie znajdują się oni w sytuacji bardzo trudnej. Ten kraj boryka się z coraz większym bezrobociem, a ci którzy prace mają otrzymują za nią skromną zapłatę. Są to ludzie przyzwyczajeni do takich warunków. Nigdy się im nie przelewało i dlatego jakoś sobie radzą - są optymistami. Natomiast najgorsze zniszczenie, którego dokonał poprzedni system, istnieje głównie w sferze ich poglądów, w podejściu do pracy czy wspólnej własności. Jeśli chodzi o demonstracje na ulicach to niewiele na ten temat mogę powiedzieć. Sam takowych nie widziałem i mam wrażenie, że dla zdecydowanej większość osób, z którymi się zetknąłem jest obojętne, kto będzie rządził - nie wierzą w skuteczność kogokolwiek.
RJ: Z pewnością przed wyjazdem Ksiądz wyobrażał sobie charakter swojej pracy. Minęły już dwa miesiące. Czy wcześniejsze przypuszczenia się potwierdziły, czy może coś Księdza szczególnie zaskoczyło?
ks.
J.K: Oczywiście byłem pełen różnych obaw, ale na szczęście wszystko wygląda znacznie lepiej niż sobie to wyobrażałem. Ta praca, szczególnie z młodzieżą, daje wiele radości. Gościnność i życzliwość parafian dodaje otuchy. Myślę, że na rzeczywistość za wschodnią granicą należy patrzeć trochę z przymrużeniem oka. Gdyby człowiek starał się oceniać, wszystko co dzieje się wokół, polskimi, a zwłaszcza śląskimi kategoriami, to mógłby się szybko załamać. Należy wychwytywać to co przyjemne i humorystyczne, a takich sytuacji nie brakuje. W społeczeństwie polskim funkcjonuje wiele stereotypów na temat Wschodu. Myślę, że obawy są przesadzone. To wszystko nie wygląda tak strasznie. Oczywiście jest to inny świat, ale w gruncie rzeczy ludzie, pod wieloma względami, są tacy sami, choć niosą ciężar trudniejszych niż my doświadczeń.
RJ: Dziękuję za rozmowę i życzę wielu owoców posługi duszpasterskiej.
  • Numer: 40 (160)
  • Data wydania: 02.10.02