środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Serce staje mi w miejscu

04.09.2002 00:00
Wracała ze sklepu. Na schodach domu mąż z umierającym dzieckiem na rękach. Bezsilny, z przerażeniem w oczach. Ona - pielęgniarka, więc pierwsza pomoc, na szczęście, nie była jej obca. Ale co innego obce dziecko, co innego swoje. Ręce miała jak z galarety, nogi też. Dziecko na ławce przed blokiem, brak tętna, sztuczne oddychanie, reanimacja, wołanie o pomoc! Po długim (!) czasie pogotowie. Dziecko przeżyło. W szpitalu głos lekarza: „Niech się pani nie załamuje, bo w życiu gorsze rzeczy mogą panią spotkać”. I spotkały... od tego samego lekarza.

Szczupła brunetka w okularach, żona, pielęgniarka. Dwójka dzieci: Tomek i Michał. Zwykła kobieta i ... niezwykła matka.

Początek wydawał się całkiem normalny. Syn, mąż, pragnienie kolejnego dziecka. W końcu decyzja o jego urodzeniu. Poród wspomina cudownie. Dziecko dostało 10 punktów w skali apgar. Coś nie tak zaczęło się dziać już w domu. Najpierw z nią. Poczuła się bardzo źle, 40 stopni gorączki.

Myślałam, że to wina oskrzeli. Odwiedziła mnie bowiem znajoma listonoszka, która niestety przyszła chora na anginę. Dostałam po tej wizycie zapalenia oskrzeli. Byłam bardzo zła, myślałam, że zrobiła nie fair przychodząc chora do matki w połogu i nowo narodzonego dziecka - wspomina Jola. Lekarz przepisał mi ampicylinę, która okazała się zbawienna. Brałam ją na oskrzele ale działała również na tę wysoką gorączkę, której powodem okazało się... źle wyczyszczone łożysko.

Stopniowo dochodziła do siebie. Po trzech miesiącach wybrała się z młodszym na szczepionkę Di-Te-Per. Lekarz, którego już wcześniej spotkałam w szpitalu, stwierdził, że dziecku można ją podać - wspomina. Michałek nie wrócił już taki, jaki był.

W nocy bardzo płakał. Rano już widziałam, że coś jest nie tak. Lewej ręki nie potrafił otworzyć, lewą nogę miał wykrzywioną. Głowę też. Byłam przerażona - dodaje.

W tym samym dniu w domu pojawiła się znajoma rehabilitantka. Dla niej po jednym spojrzeniu na Michał-ka było wiadomo, że coś jest nie tak. Dla Joli to był szok! Ciągle myślałam, że to nic poważnego, że wszystko wróci do normy. Czułam się cała sparaliżowana, a miałam ratować sparaliżowane dziecko  - wspomina. Razem ze znajomą pojechały do lekarza. Niedowład połowiczny lewostronny poszczepienny - usłyszała.

Nie mogła się pozbierać, nie wiedziała co robić. Nie była przygotowana psychicznie na dziecko, które wymagało tyle poświęcenia i czasu. Nie tak to sobie wyobrażała. Od czego ma się jednak przyjaciół, których jak mądrze napisano, poznaje się w biedzie? Małgorzata Ochojska to jedna z nich. Poświęciła swój wolny czas, jeździła codziennie i rehabilitowała małego Michała. Bezinteresownie. W czasie leczenia Michałka spotkaliśmy wielu życzliwych nam ludzi, ale Małgosia poświęciła dla nas strasznie dużo. To dla niej właśnie powstał ten artykuł, zależało mi by po latach jakoś jej podziękować za to wszystko - tłumaczy Jola.

Ile jednak mogła korzystać z czyjeś pomocy, jak mały wymagał rehabilitacji nie raz a kilka razy dziennie? Do tego dwa razy w tygodniu jeździła  na ćwiczenia do ośrodka dla dzieci niepełnosprawnych. Ćwiczenia, uciski metodą Voita. Nie miała zielonego pojęcia co to jest, gdy po raz pierwszy usłyszała tę nazwę. Z biegiem czasu stała się mistrzem w tych zabiegach. Sześć razy dziennie na piłce, sześć razy dziennie na wałku - to było minimum.

Jeździłam wszędzie. Wojewódzki Szpital Rehabilitacyjny w Jastrzębiu Zdroju znam jak własną kieszeń. Dodatkowo poznałam Śląskie Stowarzyszenie na Rzecz  Rozwoju Dzieci Niepełnosprawnych w Boguszowicach. Tu można zasięgnąć rady. Byłam nawet u bioenergoterapeuty, po wizycie u którego rączka się odblokowała i Michałek mógł ją otworzyć! - wspomina jeszcze ze łzami w oczach. Kiedy w telewizji pokazali zielarkę - też pojechała.

Po tej wizycie ślinotok całkowicie ustąpił - mówi. Wcześniej trzy, cztery śliniaki podkładałam dziecku dziennie, bo tak się ślinił.

W końcu znalazła się u dr Bolda z Mongolii, który przyjmował w okolicy. Masaże nie były oczywiście za darmo. Worek z pieniędzmi ma jednak jakieś dno. Skończyło się. Brane co rusz kolejne pożyczki też. Zasiłek rehabilitacyjny to zaś kropla w morzu potrzeb. Nikt, kto tego nie przeszedł nie jest w stanie tego zrozumieć - mówi Jola. Na leczenie szły wszystkie pieniądze - wspomina. Do tego należało kupić sprzęt dla niepełnosprawnych.

Kobieto, nauczymy cię masażu, byś nie musiała tu przyjeżdżać i płacić - stwierdził mongolijczyk. No i nauczyła się.

Każdy dzień, po kilka razy, pochylała się nad maleństwem i masowała je. Była coraz większa poprawa. Mały rozwijał się szybko, gdy miał rok, mówił już całe zdania, ale te nogi - nie mógł chodzić.

Kwiecień 1997 r. zapamięta na całe życie. Pokój, cały pokój! - krzyczeli z radości ona, mąż i inni goście kiedy w końcu Michał przemierzył na własnych nogach pokój. Zrobił to na urodzinach teścia. To był chyba najlepszy prezent jaki otrzymał. To zwłaszcza zasługa Joli, to supermama, która dla dziecka poświęciła wszystko - tłumaczą znajomi. Zapracowała na taki efekt  nieprzespanymi nocami, ciągłymi masażami, długimi podróżami do kolejnych lekarzy, łzami....

Do tego dom, mąż, drugie dziecko i praca.

Musiałam wrócić do pracy. Pieniądze potrzebne nam były jak tlen. Wszystko szło na leczenie - tłumaczy swą decyzję. Jeden zabieg akupunktury kosztował 34 zł. A miał je co drugi dzień przez dwa miesiące. To samo masaże, które były codziennie. Buty rehabilitacyjne kosztują 350 zł bez wkładek. Do tego wkładki 30 zł. Skąd na to brać? Zwracałam się o pomoc do zakładu pracy męża, ale nie dostałam nawet odpowiedzi. Pomocy oczywiście też nie. Marzy nam się rower rehabilitacyjny. To wszystko jednak kosztuje. Myślałam o odszkodowaniu, ale wątpię bym coś uzyskała. Mimo całej rehabilitacji, jaką poświęciłam dziecku, w szpitalu stwierdzono jeszcze: 0,5 cm krótszą jedną nogę, złe ustawienie kości miednicy, skrzywienie kręgosłupa I stopnia, koślawość i szpotawość kolan, płaskostopie.

Gdzie w tym wszystkim miejsce na pierwsze dziecko?

Tomek stał się bardzo nerwowy. Wiecznie nie miałam do niego czasu. Do piątego roku życia czytałam mu pięć książek tygodniowo, po urodzeniu brata, wcale. My też wraz z mężem zrezygnowaliśmy z życia towarzyskiego - wspomina. Dziś powoli wszystko wraca do normy.

Michał rozpoczyna w tym roku swą szkolną edukację, jest pobudliwy, ale też świetnie rozwinięty. Na pewno sobie poradzi. Na masaże chodzimy dalej, ale przysługuje mu tylko 10 miesięcznie. Resztę dalej wykonuję sama. Na myśl o szczepionkach, które go czekają, serce staje mi w miejscu. Kiedy miał drugą szczepionkę na tężec, nie spałam cała noc - wspomina. Boję się co go jeszcze w życiu czeka. Przeszedł już tyle co niejedno dziecko przez cały okres dzieciństwa. Myślę, że najgorsze za nami. Boję się jednak, w końcu kiedyś usłyszałam: w życiu gorsze rzeczy mogą panią spotkać...

Aleksandra Matuszczyk - Kotulska
Dane matki i dzieci zostały zmienione

  • Numer: 36 (156)
  • Data wydania: 04.09.02