Żyje... nieboszczykami
Poślicie po Angela - mówią mieszkańcy Radoszów, dziś dzielnicy Rydułtów, kiedy ktoś odejdzie z tego świata. Czasem o śmierci wie pryndzyj od farorza, bo ludzie cenią jej modlitwy więc trzeba ją prędko zamówić. Byleby yno nie była choro - martwią się co niektórzy. Inaczej nie odmawia.
A nie odmawia już od ... 44 lat! Tyle już bowiem wykonuje swą „profesję”.
Za rok byda mieć jubileusz - żartuje. Jeszcze przed pochowaniem zmarłego modli się, czyli po śląsku rzyko, dlatego zwie się takie osoby rzykaczkami. Uczestniczy też w mszy św. w jego intencji, a także w jego ostatniej drodze na parafialny cmentarz. Przeca trza jeszcze za ksiyndzym w kościele odpowiadać, a i na kierchowie jako pieśniczka zmarłymu zaśpiywać - tłumaczy.
I wisielcom nie odmawia
Pierwszy raz poprowadziła modlitwę za zmarłego krewnego. Młody chłopak powiesił się, a zamówiono rzykaczka padała, że za samobójców się nie modli. Angela rzykej ty, padali. Więc co było robić, musiałach. I tak się zaczło - wspomina.
Modli się za wszystkich nieboszczyków, jeśli krewni o to poproszą i jeśli Bóg daje zdrowie. Ma nawet zamówienia przedśmiertne!
Angelo bydziecie u mie rzykać - mówią co niektórzy. Nie odmówiła również krewnym trzynastu samobójców.
Póm Bóczek ich rozsądzi a nie my, a cóż lepszego idzie zrobić jak za takigo porzykać? - tłumaczy. Pokropia go tyż godając: Przez te świynte pokropiyni wybaw tę duszę z mąk cierpienia.
Modlitwy rozpoczyna się popołudniu, w dniu śmierci. Na drugi dzień modlący spotykają się ponownie na rzykaniu, na trzeci zwykle godzinę przed pogrzebem. Odmawiany jest różaniec, między którym śpiewa: „Do serca, do boku, do pięciu ran polecam tę duszę. Maryja z Jezusem przyjmijcie ją tam” lub „Jezusie Synu Dawidów zmiłuj się nad duszą jego”. Odmawia też psalm pokutny i litanię za duszę zmarłego. Potem śpiewa pieśni, ale nie takie z kościelnych książeczek, lecz ułożone przez siebie. Nigdzie indziej ich nie usłyszycie, tylko tu, w Radoszowach.
Yno trocha zaśpiywom - mówi, kiedy proszę ją o jedną taką piosenkę. Kochane me dzieci zaniechajcie łez, bo matka Was kochała. Boga kochała też, wiyncyj ni - stwierdza ostatecznie. Konkuryncjo niech sama se reszta dopisze. Po długich namowach zgadza się jednak na ujawnienie dwóch piosenek. Je pani piyrszo, kierej to dyktuja - mówi. „Matka żegna dzieci swoje...”, to piosenka kiero napisałach jak umrzyła Czerniczka, cudowno kobieta i matka. Miyszkała tu niedaleko. Miała siedmioro dzieci. Chłopa Rusy po wojnie zebrały, ale przywlókł się ostatkiym siył nazod du dom. Za tydziyń skonoł. Ostała sama z dzieciami, a najmłodsze miało dwa latka - wspomina ze ściśniętym gardłem. Rynty po chłopie nie dostała, bo kto po ruski niewoli wtedy rynta przyznowoł? Chodziyła po chałupach i dorobiała, coby ich wszystkich utrzymać. Jednego synka w wypadku pochowała. Kiedy umrzyła, poszłach na pole kartofle kopać i myśla se. Ni, nie może tak być co porzykom i taki „zwykłe” pieśniczki jej zaśpiywom. Ona była niezwykło, więc trza jej coś ekstra napisać. I tak się zaczło te moje pisani.
Na rzykani zabiera swe wysłużone weselne książeczki kościelne, różaniec, który wygląda jak nowy i okulary.
Tyn różaniec, kiery już mo 91 lot, dostałach od mojego tatulka. Był to jego ślubny różaniec. Jo zaś podaruja go mojimu najstarszymu synkowi - tłumaczy.
Konkurencja dla nieboszczyka
Dawniej w małych Radoszowach rzykaczek było aż dziewięć. Wszystki umrzyły, wszystkim chodziyłach rzykać. Zostałach z nich sama - mówi.
Rzykania też są dziś inksze niż dawniej. Ludzie już mało co klęczą, yno siedzą. Mało młodych przychodzi, jedynie z rodziny. Downiyj sąsiadów było tela, że pomieścić się nie szło. Tera ludzie do roboty chodzom, a i telewizor je im zocniejszy. Nieboszczyk z Big Brotherem przegrywo - mówi. A i nikierzy własnej matce porzykać nie przyjdą bo... się boją! Ludzie czego? Własnej matki? A co ona im może zrobić? Denerwuje się też, że ludzie zabobonami żyją. Jednak szybko jej nerwy przechodzą, bo pani Angela jest niezwykle pogodną i skromną osobą. Wszyscy ją tu znają. Miyszkom w drugi chałupie kole kościoła. Ale tela ludzi zdąży mie pozdrowić jak ida na mszo, że aż niemożliwe na taki krótki trasie - żartuje.
Na wiysiady, czyli spotkania z przyjaciółmi, prawie nie chodzi. Jak mówi, wystarczą jej pogrzeby, bo to są „najlepsze” wiysiady.
Zajść, porzykać i zaro odchodzić du dom. To moja dewiza. Nie słuchać co godają yno patrzeć rzykanio - zastrzega jednak.
Za rzykani nic nie bierze, wszystko robi za darmo. Pani, mało to ludzie mają wydatków? Trumna muszą kupić, stypa zapłacić - tłumaczy. Mie styknie, choć żyja bardzo skromnie. Taki rzykani to jednak ogromny wysiłek. Czasem zdarzy się i tak, że są i trzy pogrzeby, przed każdym modli się z rodziną, a po południu jeszcze dwa kolejne rzykania. Najciężej było jej kiedy pracowała, a zaczęła dopiero po pięćdziesiątce, kiedy inni już kończą. Pracowała do siedemdziesiątego roku życia i cały czas chodziła po rzykaniu. W błocie, śniegu, kałużach.
Do roboty szło się nieroz z mokrymi nogami - wspomina. Było jej bardzo ciężko.
Musiałach w robocie piyknie wyglądać, bo byłach technik odkurzacz czyli... sprzątaczką - znów żartuje. Ale Pón Bóczek dowo mi zdrowi. Młodzi ni majom roboty, a jo nadal robia, w takim wieku!
W potrzebie zostawił
Humor jej nie opuszcza, jak mówi żartuje od urodzenia, ale pamięta jeszcze pogrzeby które przeżyła potwornie. Bardzo wzruszyła ją śmierć 26-letniej kobiety, która pozostawiła dwójkę dzieci: pięcio i siedmioletnie. Niestety ojciec je zostawił, a wychowaniem zajęła się babcia. Pamięta też pogrzeb kobiety, której mąż na rzykanie i pogrzeb nie przyszedł, a wieczorem chodził pijany. Nie z rozpaczy, raczej z obojętności. Dzieci też później w potrzebie zostawił.
Najbardziej jednak przeżyła śmierć syna zięcia. On był jak mój prawdziwy wnuczek - wspomina. Piotruś mu było. Umrzył z dnia na dziyń. We Wilijo. Pękła mu aorta. Mioł 18 lat. To było straszne, nikomu taki Wigilii nie życza. Rzykać nie poradziyłach.
Nie może sobie darować, że nie modliła się też kiedy umarła jej najlepsza przyjaciółka, choroba jednak zwyciężyła.
Sama już ma do trumny kupiony czarny kostium, białą bluzkę i nowy różaniec, a o śmierci mówi bardzo swobodnie.
A rzykaczka już mocie zamówiono? - pytam.
Miałach, ale umrzyła - tłumaczy. Cóż, byda tak długo żyć, aż rzykani z mody wyńdzie.
Aniela (wszyscy jej mówią jednak Angela) Bluszcz - zam. w Rydułtowach, ur. w 1921 r. Ojciec Teodor Brachman pochodził z Chwałęcic, matka Anna Oleś z Zamysłowa. Tu w Radoszowach kupili pole. Niedługo później obok ich domu stanął radoszowski kościół św. Jacka. „Je żech pół roku starszo od radoszowskigo kościoła” - chwali się p. Angela. Prócz niej rodzice mieli jeszcze dwie córki Marię i Martę. Ta pierwsza jeszcze żyje, mieszka w Radoszowach i ma dziś 91 lat. Pani Angela wyszła za mąż w 1947 r. za sąsiada Augustyna Bluszcza, którego znała od najmłodszych lat. Wybudowali dom, dochowali się czwórki dzieci: Teodora, Wiktora, Irenę i Alfreda. Kiedy ten ostatni miał siedem lat, zmarł mąż. Sama musiała wychować dzieci, opiekować się domem, gospodarstwem. Pracowała do 71 roku życia. Dziś ma 81 lat i mówi, że dożyć musi do co najmniej 104. „Musza tego wieku dożyć, bo dopiyro wtedy bezrobotny synek dostanie pyndzyjo. Wtedy byda mogła se spokojnie oczy zawrzyć” - mówi.
Aleksandra Matuszczyk - Kotulska
Najnowsze komentarze