Dla Boga wytrzymam wszystko
Początkowo jak każda młoda dziewczyna miała mnóstwo pomysłów. Chciała skończyć studia, mieć męża i sześcioro dzieci. Z drugiej strony chciała pracować wśród trędowatych. W każdą ze stron ciągnęło ją równie mocno. Wybrała misje. Kiedy przyjechała na Mindoro, mówi, że czuła się jak z innej planety.
Jak ja sobie poradzę, przecież tu nic nie ma - myślała z przerażeniem.
Ludzie sięgający jej do ramion, bez ubrań, domki prawie puste, bez żadnych sprzętów. W nich podłoga bambusowa.
To jednak moi bracia i siostry - pomyślała i została.
Wyspa Mindoro zamieszkana była niegdyś przez jeden szczep Mangyan. Pod dostatkiem mieli tu jedzenia, bo ziemia była nader urodzajna.
Szczęście się jednak skończyło. Potomkowie Hiszpanów i Filipińczyków pokazali papiery i stwierdzili, że ziemia im się należy. Zaczęli mordować. Mangyan nie mogli zrozumieć co się dzieje. Nikt z nich nie wyciągnął gulo (noża). Ustąpili i poszli w góry. Dla nich słowo wróg nie istnieje.
Odizolowali się gęstym buszem od reszty świata. Tu, na tym dalekim zakątku świata, powstała stacja misyjna, która składała się z ... trzech sióstr.
Do ich obowiązków należało odwiedzanie chorych, roznoszenie lekarstw. Po paru miesiącach do obsługi miały już 30 wiosek. Najbliższa za siedem godzin, najdalsza za trzy dni.
Niech któraś z was przyjdzie do nas na stałe. Chcemy by siostry nam przyniosły Jezusa w białej hostii - usłyszały pewnego dnia od mieszkańców najdalej położonej wioski. Żadna z nich nie przystała na propozycję. Nie jest bowiem w zwyczaju rozdzielanie już tak skromnych, dwu- trzyosobowych grup zakonnic. Widząc rozpacz przybyłych w końcu siostra przełożona powiedziała: Idź ty - wskazując na siostrę Bernadetę - Jesteś góralką, to w górach dasz sobie radę.
I poszła, do wioski Bukayao. Droga była bardzo trudna. W wiosce czekał już na nią dom. W jednej jego części zmieściła śpiwór i Najświętszy Sakrament, w drugiej było miejsce dla gościa i kuchnia z dwoma palnikami. Mimo niewygody cieszy się, że może z tymi ludźmi dzielić swe życie. Rano uczy dzieci w szkółce, później pracuje ze starszymi mieszkańcami w polu. Pod wieczór mówi im o Jezusie.
To bardzo otwarci na Chrystusa ludzie - tłumaczy. Nie kłamią, nie kradną nie mają nawet określeń nienawiści. Ziemniaki wybierają rękami bo nie chcą ziemi kaleczyć. Nie znają pieniędzy i alkoholu. Nie widzieli radia, gazety, a nawet lustra. Mimo, że sami są biedni jak myszy kościelne, to chętnie dzielą się jeszcze z innymi. Zaskakują dobrocią.
Kiedy nadchodzi pora przed zbiorami, wszyscy są już bardzo wygłodzeni. Zapasy skończyły się, a nowych jeszcze nie ma. Zwykle jedzą raz dziennie, przed zbiorami czasem raz na dwa dni. Mimo to z napotkanego po drodze drzewa owoców nie zbiorą do końca. Może ktoś głodny jeszcze za nimi pójdzie i ucieszy się, że coś jeszcze zostało! - tłumaczy siostra. To nie nasza mentalność.
Bieda tu aż piszczy, ludzie z głodu umierają. Za namową siostry założyli więc mały ogród warzywny, kupili parę świń. Program dożywiania rozpoczęła też organizacja Misereor. Natrafiła jednak na przeszkody. Nie do pokonania barierą była niechęć plemienia do ważenia i mierzenia dzieci.
Jak można dzieci tak mierzyć. Przecież to nie przedmioty - dziwili się.
Człowiek jest tu wartością ponad wszystkie wartości. Umierając, nawet z głodu, mówią jednak: Ja nie jestem biedny, ja mam skarb - Boga.
Ja od nich się uczę - dodaje siostra. Od siostry nauczyli się zaś podejścia do spraw higieny. Mangyan nie myją się i to nie dlatego, że im się nie chce ale tak stanowią ich wierzenia. Twierdzą, że jeśli są czyści to stają się atrakcyjniejsi dla duchów szkodników. Tych zaś boją się potwornie.
Można więc tylko sobie wyobrazić ile sensacji wzbudziła siostra Bernadeta, kiedy poszła umyć się w rzece. I to w dodatku czymś pieniącym.
Siostro proszę uważać. Siostra przez to umrze - mówili.
Czas jednak mijał, a siostra zdrowa jak ryba. Pierwsze ufności nabrały dzieci, z dorosłymi był większy problem.
No to w końcu wykąpię się w tej rzece - stwierdziła raz jedna staruszka. Siostra najpierw ucieszyła się a potem wpadła w przerażenie. A co jeśli nie zahartowana staruszka przeziębi się po takiej kąpieli?. Na szczęście nic się nie stało. Staruszce tak się to spodobało, że kiedy ujrzała myjącą zęby siostrę, spytała jeszcze: A w środku to też trzeba się myć?
Święta to tu jedyna okazja na większe wydatki. Mangyan dostają wtedy od siostry Bernadety prezenty: kilogram ryżu i puszkę sardynek, by nie musieli w święta iść na pola, szukać słodkich kartofli.
Ja też dostałam od nich ogromną paczkę z okazji świąt, pełną... słodkich kartofli, czyli tego co dla nich jest najcenniejsze - tłumaczy z radością siostra Bernadeta.
Mimo, że jest jedną z najmłodszych tu kobiet wszyscy zwą ją Nanay, czyli matka. Mimo, że całkiem niedawno wróciła do kraju już tęskni za swymi „dziećmi". Chce jak najszybciej do nich wrócić. Prosi też o modlitwę w ich intencji, by znalazły się serca, które nie pozwolą umierać im z głodu.
Bieda tu jest ogromna. Wieczorem temperatura spada do 11 stopni, a matki nie mają czym nakryć swoich dzieci. By nie zmarzły i nie zachorowały, wkładają je do ciepłego... popiołu.
Mimo wielkiej radości, przywiązania do tych wspaniałych, pełnych dobroci ludzi, tęsknota też czasem doskwiera. Najbardziej w okresie Świąt Bożego Narodzenia.
Na samo wspomnienie wieczerzy wigilijnej serce ściska potwornie. Widzę w myślach jak mama krząta się przy stole, rodzinę jak dzielą się opłatkiem, a ja tu samiuteńka jak palec. Widzę ośnieżone szczyty moich ukochanych gór, zamarzniętą Olzę, chylące się pod ciężarem śniegu świerki. Tu zaś, prócz dłuższej liturgii, nie ma nic ze świątecznych zwyczajów - tłumaczy. Mimo to zrozumiałam, że tu również Bóg się narodził. Kiedy rok temu cichutko puściłam sobie w wigilijny wieczór polskie kolędy, siedziałam sama, a żal ściskał za gardło, zobaczyłam z gór schodzące migoczące pochodnie. Było ich więcej, coraz więcej i więcej. Zrozumiałam, że to pastuszkowie idą pokłonić się nowo narodzonemu Chrystusowi. Jak pasterze z gór szli do Dzieciątka. Siostro, Maligayang Pask (wesołych świąt)" - wołali z daleka. I choć nie było choinki, kolorowych lampek to tu również czuliśmy, że i dla nas narodził się Jezus.
Aleksandra
Matuszczyk - Kotulska
Najnowsze komentarze