Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Warto zajmować się w życiu sztuką i architekturą

18.01.2022 00:00 red

Ks. Łukasz Libowski przedstawia.

Z Marią Olejarnik, historykiem sztuki, raciborskim konserwatorem zabytków, koresponduje ks. Łukasz Libowski

Racibórz jest jak smaczek dla koneserów

– Łukasz Libowski: Marysiu, jesteś naszym raciborskim konserwatorem zabytków. Skończyłaś historię sztuki na – nie kryjmy przed naszymi czytelnikami, że mamy tę samą „almam Matrem” – Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Chciałbym Cię spytać o to, jakim, jako miłośniczka sztuki, znajdujesz nasze miasto, jak jako historyk sztuki czujesz się w Raciborzu.

– Maria Olejarnik: Racibórz to nie Florencja, nie Paryż i nie Drezno ze swoją piękną galerią starych mistrzów, choć jest miastem w gruncie rzeczy zakorzenionym w tej samej kulturze, co te wspaniałe miasta europejskie. Jest miastem starym i dzięki temu ciekawym. Nie wiem, czy mogłabym mieszkać w miejscowości albo nawet na osiedlu wybudowanym od zera w XXI wieku. Pewnie tak, jednak mnie jako historyka sztuki napawa duma i radość, że nie tylko mieszkam, ale i urodziłam się w mieście 800-letnim, z proweniencją średniowieczną. Pamiętam, że kiedy na studiach – właśnie na KUL-u przedstawiałam się nowym znajomym i mówiłam, że jestem z Raciborza, to nie każdy wiedział gdzie to… Wtedy z zadowoleniem opowiadałam, że to jedno z najstarszych miast na Górnym Śląsku i w Polsce w ogóle, że mamy gotyckie kościoły i barokową kolumnę. Nie będę tu wymyślała, że Racibórz jest sztandarowym punktem w przewodnikach po Śląsku czy Polsce. Bo nie mamy przecież zabytków czy dzieł sztuki z kategorii NAJ – poza kolumną maryjną, która jest chyba NAJwiększą i NAJpiękniejszą tego typu figurą w przestrzeni publicznej w Polsce, a na pewno największą mi znaną. Racibórz jest jak ciekawostka. Jak smaczek dla koneserów. Wymaga odkrycia: on sam, jak i poszczególne zabytki.

– Ł.L.: Czy zechciałbyś podzielić się jakimś niedawnym swoim że się tak wyrażę – raciborskim odkryciem? Bardzo bym był tego ciekaw.

– M.O.: Takim zabytkiem na nowo odkrytym – dosłownie! w ostatnim czasie jest dawny Landgericht przy ulicy Wojska Polskiego 24. W jego wnętrzu podczas prac remontowych, jakie prowadzi Sąd Okręgowy w Gliwicach od 2017 roku, odkryto barwne polichromie na kasetonowych stropach w trzech salach rozpraw, a także ciekawe malowidła patronowe (szablonowe) na ścianie największej sali rozpraw, wykorzystujące motyw czarnego orła pruskiego, który został powielony na całej powierzchni ścian powyżej drewnianej boazerii. W tym budynku warto zwrócić uwagę na postacie wyrzeźbione na drzwiach wejściowych. Po ich prawej stronie została przedstawiona postać kobieca z wagą, najpewniej personifikacja sprawiedliwości, po lewej natomiast mamy postać męską, także z wagą, w typie wojownika, ze zwojem w ręce… Zwrócił mi na tę postać męską uwagę mój teść i zasugerował, że to może być Arminiusz, germański wódz, który pokonał Rzymian… W słowniku symboli Cirlota przeczytałam, że wojownik symbolizuje przodka, a także stróża cnót kardynalnych, z których przecież jedną jest sprawiedliwość. Takich ciekawych i pięknych motywów w raciborskiej architekturze jest więcej, na przykład atlanci w holu dawnej willi Sobczyka i przy wejściu do narożnej kamienicy na placu Wolności, twarze kobiet i głowy lwów na elewacjach kamienic, ośmiornice w medalionach na fasadach modernistycznej zabudowy.

Wielość i różnorodność dawnych form artystycznych

– Ł.L.: Jest zapewne w naszym mieście, jak – zdaje mi się w każdym, mnóstwo tym podobnych motywów. Jak sądzę, problem leży w tym, że często nie umiemy ich zobaczyć, dostrzec, bo w naszym codziennym biegu, bo nerwowo przemierzając ulice, skupieni jesteśmy na tym wyłącznie, aby jak najsprawniej docierać do naszych celów i nie patrzymy w ogóle na to, co przed nami, co wokół nas, co odsłania się naszym oczom: a tymczasem wokół nas jest piękno, a tymczasem nieustannie właściwie objawia się nam łaskawe piękno. No i jest jeszcze ta rzecz znana: to, co nasze, zawsze jakoś mniej nas pociąga niż to, co cudze, nieznane albo mniej znane, może powiedzieć trzeba nawet, że egzotyczne.

M.O.: Tak, masz rację. Z jednej strony „lubimy to, co znamy”, a z drugiej „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Stosunkowo od niedawna powszechnie zaczęto doceniać modernizm. Zachwycamy się modernizmem katowickim lub berlińskim, szkołą Bauhausu, Walterem Gropiusem. Swego czasu dla mnie jako dla historyka sztuki pewnym odkryciem były budynki przy ulicy Miechowskiej. To bardzo proste w bryle „bloki”, ale wybudowane już w latach 20. XX wieku! Prezentują przykład bardzo nowatorskiego modernizmu. Bryły są oczyszczone z detalu, funkcjonalne, przywodzą na myśl architekturę Brunona Tauta – członka Bauhausu, twórcy znanego modernistycznego osiedla w Berlinie – Britzu. Pokłosiem twórczości innego znanego niemieckiego architekta, Ernsta Maya, są domy jednorodzinne w zabudowie bliźniaczej przy ulicy Słonecznej czy na Ocicach. Wspaniałym przykładem modernizmu w Raciborzu jest oczywiście kościół pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Warto zwrócić uwagę na metaloplastykę w jego wnętrzu i wyposażenie ołtarza w piękne, monumentalne rzeźby.

– Ł.L.: Skoro zaczęłaś wątek kościołów, to pozostańmy, proszę, przy nim na chwilę.

– M.O.: Ciągnąc ten temat: niezmienne zachwycają mnie witraże w kościele świętego Jana Chrzciciela na Ostrogu. Zostały wykonane w 1902 roku w warsztacie Franza Mayera – mówię o witrażach na bocznych ścianach transeptu. Jeden z nich przedstawia sąd ostateczny – dość mocno oddziałuje na wyobraźnię, szczególnie dzieci… Nie mogę nie powiedzieć w tym miejscu o sprawie dość oczywistej, mianowicie o tym, że mamy piękną kaplicę na zamku piastowskim, uznaną za perłę gotyku śląskiego. Faktycznie jest śliczna, w swoich proporcjach, w detalu. Jest delikatna i prosta.

– Ł.L.: Czyli – słowem można się w Raciborzu trochę historii sztuki poduczyć…

– M.O.: No cóż, mamy w Raciborzu przekrój przez większość stylów w architekturze i sztuce europejskiej. Mamy gotyk: kościół farny i dawny kościół Świętego Ducha; mamy formy renesansu zachowane w budynkach zamku piastowskiego; mamy barok: kościół pod wezwaniem Matki Bożej, barokowy ołtarz w kaplicy Gaszynów w kościele świętego Jakuba i figury autorstwa Jana Melchiora Oesterreicha; mamy klasycyzm: sąd przy ulicy Nowej autorstwa Karla Friedricha Schinkela; mamy style „neo” – neorenesans niderlandzki: sąd przy ulicy Wojska Polskiego, oraz neogotyk: przykładowo kościół pod wezwaniem świętego Mikołaja czy DPS przy placu Jagiełły; mamy architekturę pruską municypalną: wyjątkowe budynki zakładu karnego, budynek szkoły dla słabosłyszących, I LO; mamy eklektyczne kamienice z cechami neoklasycyzmu, neobaroku: na przykład przy ulicy Staszica; mamy kamienice secesyjne: przy ulicy Króla Stefana Batorego 4, kamienica na ulicy Ogrodowej 15 – 15a, kamienica narożna przy placu Jagiełły; mamy całe kompleksy zabudowy z czasów rewolucji przemysłowej z przełomu XIX i XX wieku: Plania Werke, wieża ciśnień przy ulicy 1 Maja; mamy wreszcie modernizm w różnych wersjach – no i także pozytywne pozostałości kultury PRL-u, czyli mozaiki na ulicy Długiej. Myślę, że czytelnicy zdają sobie sprawę z tego, że to jest luźny wywiad i ja luźno wymieniam tylko niektóre przykłady zabytków. Jednak już ta wyliczanka pokazuje wielość i różnorodność zachowanych dawnych form artystycznych i architektonicznych. Poza materialnym dziedzictwem Racibórz ma przebogatą historię… Wielu raciborzan zresztą uwielbia czytać i słuchać o naszej historii, która jest bardzo różnorodna, choćby z racji granicznego położenia. Jesteśmy też „zagłębiem archeologicznym”.

Żyje mi się tu dobrze

– Ł.L.: Dobrze Ci w naszym mieście? Stawiam takie pytanie z niejakim wyrzutem sumienia, ponieważ teraz, z powodu swoich studiów i różnych zajęć, sam rzadko w Raciborzu bywam.

– M.O.: Żeby zamknąć rzecz w jakimś jednym okrągłym zdaniu, to powiem, że mimo że myślałam kiedyś o przeniesieniu się do Wrocławia czy Krakowa, to teraz, mieszkając i pracując w Raciborzu, naprawdę nie mam kompleksu mieszkańca małego, prowincjonalnego miasta. Racibórz jest tak bogaty w opowieści, życiorysy, historię i sztukę, że ciągle widzę i czuję, że jest tu sporo tematów do zgłębienia i odkrycia. Więc żyje mi się tu dobrze.

– Ł.L.: Odnośnie do tych opowieści, życiorysów i sztuki: możesz nam, Mario, powiedzieć, jaka była Twoja droga do sztuki?

– M.O.: Moja droga do sztuki była zwyczajna. Podążałam za swoimi zainteresowaniami. Dziękuję rodzicom, że mi to umożliwili, nikt nigdy nie narzucał mi kierunku studiów… Pamiętam, że bardzo inspirujące były dla mnie wizyty w bibliotece miejskiej, gdzie znalazłam na półkach Hegla, Riegla, Ałpatowa, żywoty artystów spisane przez Giorgio Vasariego. Tematyka sztuki, jej pochodzenia, potrzebności w społeczeństwie, roli w życiu człowieka na tyle mnie zaintrygowała, że w liceum postanowiłam zdać maturę z historii sztuki i pójść na takie studia. Nie było w tym żadnej racjonalności, kalkulacji typu: „Co będę robiła? Z czego żyła? Czy znajdę po tym pracę?” Raczej kierowała mną potrzeba rozwoju osobistego, w aspekcie intelektualnym, ale i duchowym. Pamiętam, że pożyczyłam od Ciebie książkę „Sztuka cenniejsza niż złoto” Jana Białostockiego i segregator z notatkami. Nie pamiętam, czy oddałam te materiały… [Białostockiego mam, stąd wnoszę, że oddałaś; przyp. Ł.L.] Pewna wrażliwość ukształtowała się u mnie już w dzieciństwie, jak to zwykle bywa: dużo czasu spędzałam na otwartych polach, obserwowałam krajobraz… W liceum zwiedzałam z moim ówczesnym chłopakiem (a obecnie mężem) i znajomymi okoliczne pałace, w Sławikowie, Krowiarkach, Czerwięcicach. To wszystko złożyło się na wypracowanie u mnie przekonania, że warto zajmować się w życiu sztuką i architekturą. I tak już zostało.

  • Numer: 3 (1550)
  • Data wydania: 18.01.22
Czytaj e-gazetę