Recepta na 50 lat razem: szanować się i nie denerwować
Te sześć par małżeńskich jest ze sobą już ponad pół wieku. Jubilaci podzielili się z Nowinami tajemnicą długowieczności swego związku, kiedy wręczano im medale w raciborskim Pałacu Ślubów.
Małżonkowie z Raciborza przypomnieli sobie przy okazji świętowania rocznicy ślubu, jak doszło do tego, że zakochali się w sobie i dotrzymali tak ważnej dla ich losów przysięgi.
Wzięli ślub na Górze św. Anny
Krystyna i Leon Sordylowie mieszkają na raciborskim Dębiczu. Ich uczucie zrodziło się na imprezie u znajomych. Przez 2 lata byli narzeczeństwem. Ślub brali wiosną w kościele na Górze św. Anny, bo tak sobie zaplanowali. On był przedsiębiorcą z branży budowlanej, ona podejmowała różne prace. Wychowali dwie córki i doczekali się pięciu wnuków i dwóch wnuczek. Na świat przyszła też jedna prawnuczka. – Trzeba się szanować i prowadzić spokojne życie, a nade wszystko nie denerwować się. Należy też ruszać się, w pracy i poza nią, bo ruch dla życia jest niezbędny. I cieszyć się tym życiem – przekazali nam państwo Sordylowie.
Liczy się zrozumienie
Władysław i Stefania Małeccy poznali się już w szkole podstawowej. Chodzili do niej w miejscowości pod Głubczycami. Potem wspólnie wybrali się do liceum. Czy był jakiś przedmiot, w którym oboje się wyróżniali? – Biologia nas połączyła – śmiał się pan Władysław, a żona skomentowała, że humor dopisuje mężowi od zawsze. Czerwcowy ślub odbył się w Głubczycach, ale para szybko przeprowadziła się do Raciborza, za pracą. On znalazł ją w Rafako, ona w mleczarni, później też w Rafako, a kończyła karierę zawodową w PGL Dom. Mają dwóch synów i córkę. W rodzinie pojawiły się cztery wnuczki oraz czworo prawnucząt. Małżonkowie podkreślają, że w związku liczy się zrozumienie i dbanie o siebie nawzajem. – Pobraliśmy się z miłości i nasze uczucie trwa po dziś dzień – podkreślali świętując Złote Gody.
Przyjechali za pracą i rodziną
Zofia i Stefan Jaśkiewiczowie przybyli na ziemię raciborską ze Zwolenia (Kielecczyzna). Zaprosiła ich tu rodzina męża. On był górnikiem w kopalni w Wodzisławiu Śląskim, a ona zajęła się domem i wychowaniem dzieci. Mają dwie córki, jedna wyemigrowała do Niemiec, a druga mieszka w Babicach. Są dziadkami dwóch wnuków i dwóch wnuczek. – Różnie bywało na przestrzeni tych długich lat razem, ale było nam ze sobą dobrze i tak zapewne już zostanie. Ani za źle, ani za dobrze, w sam raz – podsumowało małżeństwo.
Z pola na kopalnię
Janina i Tadeusz Wajdowie zapoznali się w miejscu pracy. Był to PGR pod Przemyślem. Ona trafiła tam na staż po zakończeniu szkoły i zdecydowała się zostać w gospodarstwie jeszcze przez dodatkowy rok. Dzięki temu natknęła się tam na swego przyszłego męża, który w tym czasie podjął zatrudnienie w PGR. Pani Janina miała siostrę w Raciborzu, która chciała mieć bliską duszę obok siebie. W ten sposób para trafiła na ziemię raciborską. Ona pracowała wpierw w Pogrzebieniu, w urzędzie gminy, a później w biurze w różnych zakładach. On to górnik, który pomagał też w gospodarstwie rolnym. Mają córkę i syna, cieszą się z dwóch wnuków. – Zaufanie, zgoda i zrozumienie są warunkami długoletniego pożycia – tłumaczyli jubilaci.
Wszystko zaczyna się od miłości
Urszula i Feliks Wisowscy zakochali się w sobie w czasie urlopu.
Przyszłą wybrankę wyswatała panu Feliksowi małżonka jej brata. Ślub był jesienią, w październiku. Mąż był całe zawodowe życie kierowcą. Jeździł w Trans-Budzie oraz raciborskich wodociągach. Przez pewien czas pracowali razem w firmie transportowej, później żona zmieniła pracę, ale nadal zarobkowała w biurze. – W dobrym związku musi panować porozumienie i miłość, od której wszystko co najlepsze się zaczyna – radzili Wisowscy.
Szczenię collie na początek związku
Elżbieta i Wojciech Priebe poznali się dzięki swojej pasji do hodowli psów rasy owczarek szkocki collie. – Kupiłam od niego szczeniaka będąc na czwartym roku studiów i tak się zaczęła nasza wspólna ścieżka życia – wspominała pani Elżbieta. Pobrali się 26 sierpnia w Poznaniu, w Pałacu pod Koziołkami. Pochodzą oboje ze stolicy Wielkopolski, ale przeprowadzili się do Raciborza, bo tu było mieszkanie, na które w rodzinnym mieście pani Priebe miała czekać 30 lat. Po drodze była jeszcze Wschowa w zielonogórskim, gdzie przyszli na świat córka i syn. W 1979 rok pani Elżbieta, a rok później pan Wojciech zjawili się w Raciborzu. Ona – diagnosta laboratoryjny, znalazła pracę w starym szpitalu przy Bema. Mówiono jej wtedy, że za dwa lata będą przenosiny na Gamowską. Te nastąpiły dopiero w nowym millenium. – Zawsze byłam szefem. Prowadziłam też prywatną działalność. 30 stycznia 2021 przeszłam na emeryturę – opowiadała E. Priebe. Z mężem prowadzili jedną z największych hodowli collie w kraju. – 300 szczeniąt wyhodowałam. Zdobyliśmy praktycznie wszystkie nagrody dla naszych psów jakie można było zdobyć w Polsce i Europie. Szkoda, że nie udało nam się przekazać naszej pasji dzieciom – przyznała jubilatka. Mąż pracował w kopalni miedzi, miał też sklep i warsztat samochodowy oraz wydawał ogólnopolskie czasopismo o psach. Ostatnie lata kariery zawodowej spędził w Przedsiębiorstwie Komunalnym. Doczekali się trzech wnuków i siedmiorga prawnuków. – Na pewno nasza pasja do psów nam pomogła w związku, ale bardzo ważna była umiejętność zawierania kompromisu. Zodiakalnie jesteśmy dwoma bykami, a z nimi wiadomo, trzeba uważać. Zawsze umieliśmy znaleźć granicę, której przekroczyć nie wolno – podsumowała pani Elżbieta.
(ma.w)
Najnowsze komentarze