Piątek, 17 maja 2024

imieniny: Sławomira, Paschalisa, Weroniki

RSS

Książka o pożarze 1992. Na początku nie było przekonania, że dzieje się coś złego

02.09.2022 13:41 | 0 komentarzy | ma.w

- Kto z państwa pamięta pożar w Kuźni, ręka w górę. Niewielu. A kto pamięta piłkarski finał olimpiady między Polską a Hiszpanią z tego samego lata? O, las rąk - tak w Raciborzu zaczął wieczór autorski Dawida Iwańca, autora książki o tragicznym pożarze z 1992 roku w lasach kuźniańskich, znany reportażysta Filip Springer. Był to kulminacyjny moment raciborskiej części festiwalu literackiego Miedzianka po drodze.

Książka o pożarze 1992. Na początku nie było przekonania, że dzieje się coś złego
Filip Springer w trakcie rozmowy z Dawidem Iwańcem na wieczorze autorskim w Raciborzu, poświęconym książce "Ogień wyszedł z lasu"
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Springer przedstawił Iwańca jako lewara, do przekonania raciborskiej biblioteki, żeby włączyła się w organizację festiwalu. Misja się powiodła. Książnica chciała się włączyć w promocję książki "Ogień wyszedł z lasu". Jest miejską i powiatową placówką, obejmuje swym działaniem teren Kuźni Raciborskiej, a dyrektor Małgorzata Szczygielska ma męża strażaka, który pośrednio brał udział w tamtej głośnej akcji.

Reporter z Krosna, pożar ze Śląska

Autora książki nie było w 1992 roku w Polsce, a spędzał tamto lato na portugalskiej Maderze, gdzie było gorąco i także pożarowo.

Tak wspominał w Raciborzu tamten czas:

- Działo się tam “coś niedobrego, ogień wyszedł ze wzgórz, a do tego wspomagał go wiatr”. I ja znalazłem się w środku tego wszystkiego. Tam toczyła się desperacka walka z żywiołem, kiedy zaczynało wiać, nie było szans, żeby się obronić. Później, kiedy skończyłem szkołę reportażu i kiedy pracowałem w prasie lokalnej, to przypomniałem sobie Maderę i sprawdziłem, czy jakieś filmy zachowały się z tamtego czasu na YouTube. I ten serwis podpowiadał mi kolejne powiązane filmy, więc po obejrzeniu filmu z Madery dotarłem do nagrania pana Szymury z Kędzierzyna-Koźla, który nakręcił reportaż z pożaru w Kuźni.

- Czyli algorytm Google’a pomógł reporterowi wybrać temat. Coś zdumiewającego - śmiał się Filip Springer na schodach biblioteki, gdzie toczyła się rozmowa z Iwańcem.

Deska z Kauflandu

Springer uważa, że Dawid Iwaniec jest ewidentnym sukcesem Polskiej Szkoły Reportażu (PSR), do której wielu adeptów przychodzi, by napisać książkę, a nawet mają już umowę na książkę i dopiero chcą się nauczyć pisać.

Tymczasem Iwaniec uosabia ideę PSR, bo spod jej skrzydeł mają wychodzić reporterzy, którzy nie tylko będą pracować nad materiałami do Dużego Formatu, ale zajmą się lokalnymi tematami, które dzięki temu ujrzą światło dzienne.

Całą rozmowę przeprowadzoną na schodach raciborskiej biblioteki transmitowaliśmy na żywo.

F. Springer poprosił swego rozmówcę, by opowiedział o drodze, od rozpoczęcia pisania w ogóle, do momentu napisania słynnej już książki.

- Bo szkółka dziennikarstwa lokalnego jest arcyważna. Co w redakcji sprawiało ci radochę? - pytał i chwalił, że Iwaniec potrafił reportażowo potraktować materiał z otwarcia marketu.

Napisał wtedy artykuł pt. 10 powodów, żeby kupić suszarkę na pranie. W dniu otwarcia Kauflandu w Krośnie ludzie masowo wynosili ze sklepu suszarki i Iwaniec chciał zrozumieć, dlaczego akurat ten produkt cieszy się takim wzięciem.

Okazało się, że nie jest to tylko kwestia ceny, bo kupują na zapas, na handel, bo córka w ciąży i będzie miała więcej prania. Tak powstał ciekawy materiał z nieciekawego wydarzenia.

Poza tym praca w redakcji to było "zwykle takie dziennikarstwo interwencyjne, jakieś dziury w drodze czy relacja z urodzin trojaczków". - Tempo pracy w redakcji lokalnej jest bardzo duże. W dobie mediów społecznościowych newsy są zwykle spóźnione, bo to już było na Facebooku. Cały czas szefowie mówili, żebyśmy byli pierwsi, a to trochę męczyło - wspominał swą pracę w wydawnictwie.

- Chciałem nad dłuższym tematem dłużej popracować, ale efekt tej pracy nie spotykał się z odzewem, bo odbiorcy spodziewali się czegoś szybkiego, a nie dłuższych tekstów. Dlatego odszedłem z redakcji. Bo przykro się robiło, kiedy z takie wytężonej pracy nic nie wyszło, ludzie nie pokochali tekstu i nie piszą z podziękowaniami. To zabijało entuzjazm. Musiałem sobie znaleźć temat i inną pracę - przyznał uczestnik festiwalu "Miedzianka po drodze".


Filip Springer: Ten algorytm, jak “rozpoznał”, że interesują cię 50-minutowe filmy o pożarze, to może sformatował się jako jakiegoś piromana? Ten film z 1992 roku o Kuźni był taki paździerzowy, stary o zaskoczeniu, że ten pożar był tak duży - mówił Springer do Iwańca.

Dawid Iwaniec: Madera to wyspa wiecznej wiosny, a Portugalia jest ciepłym krajem i tam niejako ma się palić, jak jest gorąco, a tak dzieje się też w Kalifornii, na Bałkanach czy Hiszpanii. Tymczasem w Kuźni Raciborskiej, w Polsce wybucha pożar na terenie niekojarzonym w ogóle z kataklizmami. Jak poczytałem o nim, to brakowało mi informacji i dalej ich szukałem, z chęci dowiedzenia się więcej o wydarzeniu.

A jak wyglądała ta systematyczna praca nad książką, kiedy nastąpił wyjazd w teren?

W 2020 roku palił się Biebrzański park i ja wpierw pojechałem tam, a nie do Kuźni. Nad tą Biebrzę miałem z Jasła 500-600 km. Byłem tam w 5 dniu pożaru i sytuacja była opanowana, a ja chciałem poczuć, jak ten pożar wygląda. Tam paliły się trawiaste tereny, ale sposób dowodzenia, działanie sztabu, to trochę się powielało.

Pisząc o Kuźni, musiałem wybrać pierwszego bohatera i okazał się nim strażak Jacek Dziewit z Kędzierzyna-Koźla. On znał się z Szymurą, twórcą filmu. Mogli wjechać bliżej pożaru, on pokazywał go z bliska, jak drzewa się odpalały jedno od drugiego. Do tego podłożył muzykę, zagrał na emocjach.

Publikacji o tym pożarze już trochę było. To były mniejsze książki, takie z perspektywy strażaków, leśników. Mi zależało, aby przypomnieć wydarzenie z ludźmi z terenów zagrożonych najbardziej, bardziej z perspektywy mieszkańców. Szukałem ich po okolicznych miejscowościach. Z Dziewitem wpierw dwie godziny jeździliśmy po tym terenie, po tym miejscu, gdzie zginęli strażacy, gdzie pożar przeszedł przez drogę wojewódzką.

Jak tam byłem, to nie wiedziałem, gdzie jestem, bo łatwo można się pogubić. Tak musieli się czuć strażacy, co przyjechali z różnych stron kraju i nie wiedzieli, gdzie są. Dziś jest dużo lepiej, wtedy las był gorzej utrzymany, nie było tak dużo światła jak dziś.

Ta książka jest bardzo szczegółowa, a drobiazgowość zawsze przykuwa i tworzy rzetelność tekstu. Skąd i gdzie dowiadywałeś się o tym? O konkretnych szczegółach?

Tu jest odpowiedź, dlaczego się podjąłem tego tematu. Bo praca reportera to po pierwsze spotkania z ludźmi, a po drugie - część studyjna np. odwiedziny w archiwum. Zachowała się bardzo szczegółowa dokumentacja w Centralnym Muzeum Pożarnictwa.

Tam jest pudło z dokumentami, tzw. karta manipulacyjna. Ona się skończyła w rubrykach i robiono je dalej ręcznie, bo nie spodziewano się, że akcja potrwa tak długo. W Kuźni było ogromne zamieszanie, straże zjeżdżały tam z różnych kierunków.