Polska - kraj drogowych absurdów. Pzykład?: Prosta droga poza miastem, widoczność znakomita - a walnijmy teren zabudowany, podwójną ciągła i zakaz wyprzedzania (a jeżdżą tam ciągniki). Jakiś urzędas - -hej! mamy dotację z UE, walnijmy tam przejście znikąd-donikąd (oświetlone, osygnalizowane i z wysepką) w szczerym polu, kolejny - tam za 100 lat będzie osiedle, zróbmy tam skrzyżowanie. Następny - jako że to teren zabudowany tam będzie ruch pieszych, niebezpiecznie więc dajmy odcinkowy pomiar prędkości. W Częstochowie na jednym z osiedli na odcinku 200 m (!) ustawiono PONAD 80 znaków (!). Tak jest w wielu miejscach i na wielu drogach. Do tego "zapomniane" przez drogowców znaki ograniczenia prędkości co jest pułapką dla kierowców (i częstą przktyką policji). Przy polskich drogach jest znakoza, często złe oznakowania poziome i pionowe. Wszystko po to aby doić kierowców. Tymczasem pisowcy bezkarnie rozbijali się po drogach... (choć już nie). Na zachodzie odchodzą od znaków - efekt - poprawa płynności i mniej wypadków.
Napisany przez ~ZmotoryzowanyPatrol, 04.12.2024 17:00
Najnowsze komentarze