Irytacja Bieńkowskiej pojawiła się dopiero w momencie, kiedy było już wiadomo że branża górnicza zakończyła rok 2013 pod kreską i perspektywy na 2014 nie prezentują się różowo. W latach 2008-2012 wydobycie węgla kamiennego przyniosło łącznie prawie 6,8 mld złotych czystego zysku (z rekordowym rokiem 2011 - ponad 3 mld zł), czyli jak mówi na taśmach Europejska Komisarz ds. Rynku Wewnętrznego i Usług: „były pieniądze”. Wtedy, wg Bieńkowskiej, ówczesny minister Janusz Piechociński razem ze swoją świtą „pili, lulki palili, swoich ludzi poobstawiali”, aż do momentu kiedy „nagle pierdyknęło” w 2014. Festiwal antagonizowania społeczeństwa ze strajkującymi górnikami zaczął się rozkręcać jesienią ubiegłego roku, kiedy to pojawiały się pierwsze analizy zarobków pracowników branży wydobycia węgla. Przedstawiany w mediach obraz kopalnianych krezusów, którzy zamiast pracować pod ziemią na swoje 13stki i 14stki blokują tory w Braniewie (próbując przynajmniej symbolicznie zatrzymać import rosyjskiego węgla do Polski), miał być sygnałem dla Polaków, że tym ludziom żadna pomoc od Państwa się nie należy. Zaglądanie do górniczych portfeli odżyło znowu w styczniu podczas najgorętszej fali strajków w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. W ramach „zabawy temperaturą” wizerunku Ewy Kopacz, jej gabinet rozpętał wojnę ze związkowcami z JSW, której nieodłącznym elementem było powtarzanie historii z wątkiem górników śpiących na workach z gotówką umorusaną węglem. Liczono prawdopodobnie na to, że dzięki spójnemu przekazowi o „łapczywych grubiorzach” uda się rządowi wymigać się od obiecanej w tzw. „porozumieniu styczniowym” pomocy finansowej dla całego sektora.
Napisany przez Schizofrenia, 05.01.2016 14:11
Najnowsze komentarze