Takie myślenie pokazuje jedno: że ta władza wszystko wie najlepiej i nie ufa nawet swoim własnym dyrektorom, których uważa za niepoważnych marzycieli, których jaśnie oświeceni urzędnicy musza stopować w zapędach. Zamiast kazać im dysponować budżetem rocznym, daje się im kieszonkowe jak mama 7-o latkowi... takie drobne na chipsy, a na święta i dzień dziecka dodatkowy prezent, taki niespodziewany! To jakiś nonsens: dyrekcje najpierw robią plany, kombinują, potem UM im je uwala i zostawia środki na pensje i prąd, po czym łaskawie kapie po 5 tysięcy na zadania bieżące. Wacławczyk ma rację, że tacy dyrektorzy to potem są w ciągłym stresie: że nie starczy, że nie dadzą, że się nie zgodzą, że ceny podskoczą... Ma to też dodatkowy aspekt, który przemilczano: że taki dyrektor musi ciagle podejmować ryzyko, wierzyć władzy "na gębę" i podstawiać się. A jak się podpadnie, to zarzut "przekroczenia dyscypliny budżetowej" jest gotowy jak malowany. Czy przypadkiem nie tak załatwiono poprzedniego dyrektora ?
Napisany przez ~Matematyk, 25.10.2011 00:37
Najnowsze komentarze