Wtorek, 30 kwietnia 2024

imieniny: Katarzyny, Mariana, Lilii

RSS

Palisz? Powiedz co się stało

14.06.2016 00:00 red

Mateusz N. został zabrany na komisariat w Gaszowicach. – W KP w Gaszowicach przeprowadzono rozmowę z Mateuszem N., podczas której zachowywał się nerwowo, był roztrzęsiony, drżały mu ręce. Tłumaczył, że to przez to, że wypił mocną kawę i dlatego jest taki pobudzony. 

Podczas luźnej rozmowy zauważyliśmy zadrapania na szyi i ręce. Tłumaczył, że w szyję skaleczył się podczas golenia, a rana na ręce powstała podczas prac domowych – pisał w notatce Marek S., wówczas pracownik wydziału kryminalnego dziś funkcjonariusz CBŚ. Mateusz N. został wypuszczony do domu. Na odchodne otrzymał od Marka S. numer telefonu. Miał dzwonić gdyby sobie coś przypomniał. Po kilku dniach policjanci ponownie odwiedzili gospodarstwo państwa N. Czynności operacyjne wykazały, że Mateusz N. dysponuje bardzo dużą kwotą pieniędzy, choć kilka dni wcześniej tonął w długach. Tym razem zabrano na komendę w Rybniku całą rodzinę. – Zwróciłem uwagę, że niezwykle szybko się zebrali i byli gotowi do wyjścia. Chyba byli na to przygotowani – mówił przed sądem Marcin R., policjant z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. To właśnie jemu 21-latek przyznał się do zabójstwa. Przesłuchanie prowadziło początkowo sześciu policjantów. Podczas tego przesłuchania, jak twierdzi Mateusz N., miał dostać w twarz od jednego z policjantów. Zaraz po tym, jak policjanci zauważyli na oprawkach okularów zaschniętą krew. Mateusz N. zaczął tracić pewność siebie.– Zapytałem, czy jeśli reszta wyjdzie, powie mi co się stało. Zgodził się. Poczęstowałem go papierosem, bo sam palę. Mateusz N. przysunął się do mnie i wszystko opowiedział. Widać było przy tym, że mu ulżyło – mówił Marcin R.

Wersja Mateusza

Już po osadzeniu w areszcie śledczym Mateusz N. szybko wycofał się ze swoich wcześniejszych wyjaśnień, gdzie przyznawał się do zabójstwa. – Pieniądze trzymałem w komórce, bo zdarzało się, że ginęły mi w domu. Pracując i oszczędzając odłożyłem sporą sumę. Odmawiałem sobie wszystkiego, jeździłem skuterem. W tej komórce pieniądze mi się jednak gdzieś zawieruszyły. Znalazły się dopiero przed datą, gdy ktoś zamordował naszych sąsiadów. Kiedy babcia wysłała mnie po worek z pszenicą, znalazłem pod nim moją reklamówkę z gotówką. Pojechałem z pieniędzmi do mojej dziewczyny, kiedy w nocy wracałem, zostałem dwukrotnie napadnięty. Najpierw po drodze do domu, gdy zobaczyłem ranną osobę na ulicy i zatrzymałem się, żeby jej pomóc. Wtedy nieznani sprawcy zabrali mi ubranie. Kiedy wjeżdżałem już na plac, zostałem napadnięty drugi raz. Grupa osób wciągnęła mnie do domu państwa Pytlik. Zobaczyłem moich rannych sąsiadów. Napastnicy kazali mi wszędzie zostawiać odciski palców. Dano mi również do przeczytania kartkę z instrukcjami jak mam zeznawać. W domu, w wannie leżała zakrwawiona pani Ania. Pytałem ją, czy mogę jej pomóc. Wtedy wpadły mi do wanny okulary – powtarzał w kółko oskarżony.

Czas na refleksję

– Wina oskarżonego nie budzi wątpliwości – mówiła 8 czerwca 2016 roku sędzia Edyta Pachla, uzasadniając wyrok. – Proces miał charakter odtwórczy i w zasadzie sąd nie przeprowadzał nowych dowodów. Również świadkowie z racji upływającego czasu nie pamiętają już niektórych szczegółów, czemu trudno się dziwić. Sąd badając materiał dowodowy oparł się większości na pierwszych wyjaśnianiach oskarżonego, w których dokładnie opisał przebieg zdarzenia i co znalazła potwierdzenie w materiale dowodowym. Potem z tych wyjaśnień się wycofał, jednak sąd traktuje to jedynie jako linię obrony oskarżonego. Żaden ze śladów nie potwierdził wersji Mateusza N., że mordu dokonała grupa osób. Na miejscu zabezpieczono ślady traseologiczne jego skarpetek, jego odciski palców, nie znaleziono żadnych śladów innych osób – mówiła sędzia Pachla. Sąd podkreślał, że Mateusz N. wykazał się wyjątkową brutalnością i okrucieństwem. – Zadawał poszkodowanej uderzenia maszynką do mięsa, kiedy ona leżała bezbronna w wannie. Zadał kilkanaście takich uderzeń. Bił wszystkim co miał pod ręką, młotkiem, chochlą, również ostrymi przedmiotami. Z domu wyszedł dopiero wówczas, gdy upewnił się, że ofiary nie żyją. Sąd przyjął, że w domu doszło do dwóch osobnych czynów, w dwóch różnych pomieszczeniach. Sąd nie znalazł również jakichkolwiek okoliczności łagodzących. Mateusz N. nigdy nie przeprosił, nie wyraził skruchy. Próbował wrobić w zabójstwo postronne osoby. Być może lata spędzone za kratami skłonią go do refleksji – tłumaczyła sędzia. Wyrok jest nieprawomocny.

Adrian Czarnota

  • Numer: 24 (501)
  • Data wydania: 14.06.16
Czytaj e-gazetę