Awantura o opłatę adiacencką
– Nie każmy przyszłym mieszkańcom i inwestorom przynosić nam pieniędzy w zębach – mówił na sesji Franciszek Kurpanik.
– To jest najważniejsza uchwała, nad którą się dzisiaj pochylamy – powiedział radny PO, Franciszek Kurpanik, rozpoczynając tym samym długą i, jak się okazało, burzliwą dyskusję na temat zwiększenia opłaty adiacenckiej dla Gminy Miasta Rybnika.
Z czym to się je?
Opłatę adiacencką płacą wszyscy właściciele i użytkownicy wieczyści nieruchomości, których wartość wzrosła w wyniku działań takich, jak podział, scalenie lub budowa urządzeń infrastruktury technicznej z udziałem środków samorządowych lub ze skarbu państwa. I właśnie w związku z budową infrastruktury technicznej i jej kosztami miasto chciałoby podnieść opłatę. Jej wysokość nalicza się, odejmując wartość nieruchomości „nieuzbrojonej” od wartości nieruchomości z infrastrukturą techniczną – innymi słowy, liczy się tutaj różnica wartości tych typów nieruchomości. Od niej bowiem zależy, ile zapłacimy. Dotychczas od tej różnicy miasto odliczało jeden procent, który był właśnie opłatą adiacencką, i którą trzeba było zapłacić. Projekt nowej uchwały zakłada jednak wzrost tej opłaty kilkadziesiąt razy, a dokładniej... 35–okrotnie.
Nerwowo i merytorycznie
Najbardziej poruszony całą sprawą był właśnie radny Kurpanik, sam wiele lat działający na rynku nieruchomości. – Wyobraźmy sobie, że mamy działkę 1000 m kw. Powiedzmy, że jej wartość wynosi 70 zł/m kw., chociaż jest to zupełnie wymyślona kwota. Uzbrajamy tę działkę i jej wartość wzrasta do 100 zł/m kw. Różnica to 30 zł/m kw. Razy tysiąc to już 30 tys. zł. I teraz jeśli państwo chcecie, żeby ponad jedna trzecia tej kwoty trafiała jako opłata adiacencka do miasta, to ja się pytam, dlaczego kręcimy bat na nowych mieszkańców? – pytał Franciszek Kurpanik. – Z mojego doświadczenia wiem, że działki 1000 m kw. to tylko niewielka część wszystkich nieruchomości. Większość to duże metraże, a co za tym idzie większa opłata adiacencka. Nie każmy przyszłym mieszkańcom i inwestorom przynosić nam pieniędzy w zębach – dodał. Do dyskusji włączyli się rajcy z wszystkich obozów. – Moim zdaniem rozwiązanie jest bardzo dobre, a na pewno pomoże rozwinąć zabudowę miasta. Nie ma potrzeby tworzenia latyfundiów i trzeba nastawić się na zwarte budownictwo – mówił radny Chmieliński z BSR. Sam prezydent Śmigielski, prezentujący projekt uchwały, tłumaczył, skąd taka, a nie inna stawka. – Opłacalność całego podłączenia infrastruktury zaczyna się właśnie w granicach 30 proc. – mówił.
Wilk syty i owca cała?
– Pamiętajmy, że w wypadku jednoprocentowej opłaty, to mieszkańcy z bloków tak naprawdę opłacali podłączenie do infrastruktury technicznej i to oni tak naprawdę płacili za wzrost wartości czyjejś działki – tłumaczył zebranym Adam Fudali. – Z naszych obliczeń wynika, że kwota do zapłaty wcale nie jest nie do przeskoczenia, szczególnie, że można ją rozłożyć na dziesięć lat, oczywiście z odpowiednim zabezpieczeniem – dodał prezydent miasta. By wilk był syty i owca cała, radni z PO sugerowali, by opłatę adiacencką ustalić na ok. 10–15 proc różnicy, na to jednak przystać nie chcieli koalicjanci. W końcu zaczęło się robić nerwowo. Radny Drabiniok powiedział w swym wystąpieniu: – W takim razie, jeśli już tak bardzo chcecie to zrobić, niech tam będzie wyraźnie napisane, że uchwała przeszła głosami BSR i PiS, przy wyraźnym sprzeciwie posłów PO! Prezydent Fudali nie dał jednak rozwinąć się tym przepychankom i poprosił o kilkuminutową przerwę, zapraszając tym samym szefów klubów do siebie na rozmowę. – Po rozmowie postanowiliśmy wycofać tę uchwałę z dzisiejszego porządku obrad i jeszcze raz się jej przyjrzeć – wyjaśnił Adam Fudali po powrocie. Nie da się ukryć, że jest to z pewnością ważna „potyczka” na szczeblu samorządowym, choć z drugiej strony ów consensus podjęty przez szefów klubów daje nadzieję na merytoryczny dialog w najważniejszych kwestiach wagi lokalnej.
(mark)
Najnowsze komentarze