środa, 25 grudnia 2024

imieniny: Anastazji, Piotra, Eugenii

RSS

Na skrzypce Guarnierego Dora poświęciła swój posag

11.12.2007 00:00
Pierwsza częśc opowieści o braciach Szafrankach na podstawie wspomnień ich przyjaciela – prof. Juliusza Malika.

Pragnę w tej historii wyjaśnić pewne zdarzenia i fakty, o ktorych kiedyś słyszałem, ale brak mi było potwierdzenia. Siedem lat temu byłem nawet w Katowicach, w starej wielkiej willi Karola Szafranka, ale tam nie uzyskałem odpowiedzi. Tymczasem w Rybniku mieszka ktoś, kogo można nazwać prawdziwą encyklopedią wiedzy o Antonim Szafranku.

Bez wątpienia bracia Szafrankowie, a zwłaszcza Antoni, nie podołaliby rozlicznym obowiązkom, gdyby nie wielkie wsparcie ze strony profesora Juliusza Malika, ktory dziś ma już, bagatela, 90 lat! Można powiedzieć, że przyjaźń Antoniego Szafranka z Juliuszem Malikiem trwała całe niemal ich życie. Jeszcze dziś widać wzruszenie profesora, gdy wspomina dawne lata i pasję, gdy mówi o muzyce. Bardzo chętnie dzieli się swą wiedzą. Całkiem dobrą pamięć wspomaga zapiskami, programami, prasą etc.

Skromność wielkiego pomocnika

Uderzająca jest skromność profesora Malika. To cecha wielkich. Nawet przez moment podczas całej rozmowy nie próbuje choćby wspomnieć o sobie. A przecież ten człowiek wart jest osobnego opracowania! Przez wiele lat był zastepcą Szafranka i skutecznie odciążał szefa od pozamuzycznej roboty. Zajmował się organizacją, realizował pomysły, pisał sprawozdania. Był nieoceniony. Profesor ma wielki dar narracji. Wspomina, jak Szafrankowie kształcili się w Poznaniu i Berlinie. Przed wojną Antoni był skrzypkiem w Polskim Radiu, gdzie regularnie koncertował. Do swej szkoły muzycznej w Rybniku także zakupił drogą, niemiecką aparaturę, która jednak zaginęła w czasie wojny. Profesor Malik mówi, że Antoniego uważano za bardzo dobrego skrzypka, ale jeszcze lepszego dyrygenta i pedagoga. Nauczał w katowickim Konserwatorium, a potem PWSM.
 
Dora poświęciła swój posag

Niedawno zaś przy ul. Reja w Rybniku zburzono domek, w którym mieszkał ojciec braci Szafranków. Prowadził on zakład fryzjerski, a także związany był z muzyką. Szczegolnie w Bottrop, zanim Szafrankowie powrócili do Polski. Bez wątpienia to on musiał mieć bezpośredni wpływ na wykształcenie muzycznych zainteresowań synów. W Katowicach Antoni się ożenił. Jego wybranką była Dora Leuschner, której ojciec miał salon muzyczny, gdzie można było nabyć fortepiany nawet światowych marek. Jakiś czas Antoni mieszkał w okolicy ul. Poniatowskiego. Jego brat na katowickiej Ligocie.

Antoni marzył o markowych skrzypcach. Dora, którą z dziecięcych lat pamiętam jako przemiłą panią, wsparła męża. Kupili skrzypce Guarnierego! A to ta sama klasa, co Stradivarius czy Amati. I też z Cremony. Poszedł na nie cały posag młodej żony. Młody muzyk szalał ze szczęścia. – Pan sobie wyobraża! – podkreśla profesor Malik w swoich wspomnieniach.

Pianino z czarnego rynku

Wybuchła wojna. Leuschner dalej prowadził swój wielki sklep muzyczny, choć na jego asortyment mogli pozwolić sobie jedynie bogaci Niemcy. Tymczasem znajomy pana Malika – lekarz z Rydułtów, pod koniec wojny, gdy już wszystko było na kartki, zapragnął pianina! Prof. Malik udał się Katowic, gdzie spotkał pewnego człowieka, który pomógł mu kupić ten instrument na czarnym rynku. Doktor z Rydułtów promieniał radością. Z wdzięczności pan Malik załatwił pomocnikowi z Katowic stałą pracę w sklepie Leuschnerów. Nadszedł koniec wojny. Niemcy uciekali z Katowic w popłochu. Zostawili niemal wszystko w opuszczonych mieszkaniach. Z bliskiego sąsiedztwa nadciagały tłumy z wózkami i „rolwagami”. Pan Malik, jako jeden z przyjaciół, dniami i nocami pilnował salonu teściów swego przyjaciela. I czego się dowiedzial?

Przyszli z rewolwerem

Do katowickiego mieszkania Szafranków przyszło czterech mężczyzn. Jeden z nich miał rewolwer. Antoni uciekł oknem. Rabusie skierowali się wprost do pokoju ze skrzypcami. Wiedzieli dokładnie, gdzie leży cenny instrument. Trzech zabrało cennego Guarnierego i wyszło, czwarty, ten z bronią, został. Była to niepowetowana strata. Teraz jeszcze bardziej trzeba było pilnować sklepu na Kościuszki. Niestety i tu ktoregoś dnia podjechała „rolwaga”. Nie było przy tym pana Juliusza. Gdy się pojawił, zobaczył tylko zaskoczenie jednego z mężyzn. Okazał się nim znany już pomocnik przy zakupie pianina na czarnyn rynku. Nie spodziewał się tu zastać pana Malika. Zawstydził się i kazał ludziom rozładować „rolwagę”. Pozostaje pytanie, czy udało się odzyskać skrzypce produkowane w Italii w XVII i XVIII wieku? Z niecierpliwością czekam na następną wizytę u pana profesora.

Michał Palica

  • Numer: 50 (57)
  • Data wydania: 11.12.07