Urodzinowy tort u Urszulanek
Kiedyś uczyło się tu 150 – 200 osób. Teraz jest 270 uczniów liceum i 150 gimnazjalistów. Kiedy szkołę odwiedzają uczennice sprzed lat, to mówią: kiedyś tu było tak cicho – opowiada z uśmiechem siostra Beata Blandyna Boch, dyrektor Zespołu Szkół Urszulańskich.
Lata chude, lata tłuste
Historia znanej w regionie szkoły jest dosyć skomplikowana. Urszulanki przybyły do Rybnika w 1923 roku. Prowadziły różne typy szkół dla dziewcząt, aż do zamknięcia ich przez władze komunistyczne. Zanim to nastąpiło, stosowano różne formy nacisku. – W latach 50. nasze maturzystki musiały zdawać egzaminy ze wszystkich przedmiotów, nie z trzech, czterech jak w innych szkołach. W ten sposób chciano zniechęcić uczniów do uczęszczania do szkół katolickich – opowiada Boch. Ostatni egzamin maturalny przeprowadzono w 1953, do 62 przetrwały szkoły zawodowe – gospodarcze. Po 20 latach przerwy, w 1982 roku zostało rewindykowane Prywatne Żeńskie Liceum Ogólnokształcące. Dlatego też „Urszulanki” obchodzą w tym roku 25-lecie. Ostatnie lata przyniosły kolejne zmiany. – Zaistnieliśmy na nowo jako szkoła kooedukacyjna i publiczna – podkreśla dyrektor. Od 2003 w „Urszulankach” uczą się także chłopcy.
Głosowanie w sprawie chłopców
Do tutejszego gimnazjum, a teraz do liceum uczęszczają Mateusz Cyroń i Filip Lubszczyk. – O wyborze szkoły zadecydował wysoki poziom, no i fajni ludzie, którzy się tu uczyli – tłumaczą. Pomimo, że nadal w liceum więcej jest uczennic, nie czują się jakoś specjalnie wyróżniani. – Jesteśmy równo traktowani – przyznaje Cyroń. – Jednak w dobrym tonie jest pomaganie nauczycielkom, czy koleżankom w noszeniu na przykład ciężkich pomocy naukowych – opowiada Filip. – Mamy więc przy okazji naukę dobrych manier – podsumowują z uśmiechem. – Byłam jeszcze dyrektorką szkoły, gdy zdecydowałyśmy o przyjęciu chłopców – mówi siostra Angelika Kwas, dyrektorka szkoły w latach 1982 – 2004. Dodaje, że wielu rodziców uczennic chciało, by mogli w „Urszulankach” uczyć się także ich synowie. – Obawiałyśmy się, że mogą być trudności, bo trochę inaczej wychowuje się dziewczęta, a inaczej chłopców. Były rozmowy w zgromadzeniu, po czym głosowałyśmy – wspomina siostra Angelika, która od 3 lat odpowiada za wspólnotę w Poznaniu, prowadzącą dwie szkoły. – Z pewnością chłopcy wnieśli do szkoły nowy rodzaj energii – podsumowuje jej następczyni w Rybniku.
Dobrze schować dziecko
Pierwszy raz po pół wieku spotkały się absolwentki, które ukończyły „Urszulanki” w 1957. Była to wówczas 3-letnia szkoła gastronomiczna. – Nasze życie nie polegało tylko na gotowaniu. Zdobywałyśmy też ogólną ogładę. Były lekcje muzyki, szycia, języków niemieckiego i francuskiego – wspomina Brygida Malejka, która ukończyła studia filozoficzne. – Niewiele z nas związało swoją przyszłość z gastronomią – opowiada Maria Masoń, która była pracownikiem biurowym. Jako uczennice „Urszulanek” mieszkały w tutejszym internacie i mogły jedynie raz w miesiącu jechać do domu. Do dzisiaj wspominają także zapach i smak tranu, który musiały codziennie pić dla zdrowia. Na pytanie o to dlaczego zostały uczennicami „Urszulanek”, Elfryda Stabla podsumowuje: wielu rodziców wybierało tę szkolę, żeby dobrze schować dziecko.
Beata Mońka
Najnowsze komentarze